ZAPROSZENIE DO CHLUDOWA

Komitet obchodów pamięci Romana Dmowskiego zaprasza członków naszego Oddziału na uroczystość 90 rocznicy osiedlenia się Romana Dmowskiego w Chludowie. Patronat honorowy: Wójt Gminy Suchy Las – Grzegorz Wojtera. Uroczystość odbędzie się 4 sierpnia 2012 r. w Domu Misyjnym Księży Werbistów ul. Kościelna 15. Dojazd z Poznania: autobus 905. Inf. nr 61 81 16 557 i na str. intern. www.zkp.com.pl

Program:

10.00  – Indywidualne powitanie gości

11.00  – Uroczysta Msza św.

12.30  – Złożenie kwiatów pod pomnikiem R. Dmowskiego

13.00  – Przemówienia

15.30  – Spotkanie przy kawie

– zwiedzanie muzeum etnograficznego

– spacer po zabytkowym parku

MOJA SZKOŁA W PODHAJCACH 1934-1940 r.

        Niezapomniane strony mojej rodziny, to przepiękne Podole, a w nim powiatowe miasto Podhajce i oddalona o 2 km wioska Mazury. Tutaj urodziłem się w 1926 roku. Rodzice mieli 15 ha gospodarstwo rolne i duży drewniany dom. W odległości około 100 metrów od wioski płynęła niewielka rzeka Mużyłówka, która w Podhajcach wpadała do Koropca.

      O szkole w Podhajcach już jako 5-6 latek miałem pewne rozeznanie, bo w niej uczyły się dwie moje starsze siostry i brat. Z okresu, kiedy starsze rodzeństwo chodziło do szkoły, zapamiętałem, że siostry chodziły do jakichś prywatnych domów, jednak żadnych szczegółów nie znam. Brat natomiast chodził do budynku Sokoła. Budynek ten znajdował się niedaleko kościoła. Kiedy miałem 6 lat, to w okresie letnim chodziłem do ochronki (przedszkola), która mieściła się w tym samym budynku. Pamiętam, że zajmowała się nami m.in. Wanda Pilna. Zapamiętałem też dziewczynę o nazwisku Boczar, z którą spotkałem się na krótką chwilę, już jako żołnierz w 1944 roku, w Sumach na Ukrainie, była w żołnierskim mundurze. Natomiast Wanda Pilna, koleżanka mojej siostry, mieszkała z rodziną w samotnym domu, przy litwinowskiej szosie, niedaleko ukraińskiej wsi Mużyłów.  Muszę tutaj wspomnieć, że kiedy jesienią w 1939 roku Ukraińcy palili polskie wioski, to jednego wieczoru przyszedł do nich Ukrainiec z Mużyłowa i ostrzegł ich. Powiedział, żeby natychmiast uciekali. Tak też zrobili. Zabrali na furmankę co najważniejsze rzeczy i uciekli do Podhajec, gdzie mieli krewnych. Wanda była u nas w domu i o tym opowiadała. Jak potoczyły się dalsze losy tej rodziny, niestety nie wiem.

       Naukę w Podhajcach, już w nowej szkole, rozpocząłem w 1934 roku. Pamiętam, że budynek był z cegły i nie był całkowicie wykończony trwały nadal roboty budowlane. Pierwszy raz poszedłem do szkoły z siostrą i bratem. Na dziedzińcu szkolnym było dużo dzieci. Pierwszoklasistów podzielono na grupy. Naszą zaopiekował się nauczyciel Tomasz Skrzynkowski, który zaprowadził nas klasy. Pana Skrzynkowskiego zapamiętałem też dlatego, że był oficerem i podczas świąt państwowych dosiadł konia i prowadził defiladę na rynku miasta. Na koniec roku szkolnego otrzymałem świadectwo z b. dobrymi ocenami.

        W mojej grupie klasowej byli Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Nie potrafię po tylu latach określić stan ilościowy poszczególnych grup narodowościowych. Nasz nauczyciel na początku roku szkolnego pouczył nas jak mamy się zachowywać w czasie modlitwy przed rozpoczęciem lekcji. Katolicy czynili znak krzyża i głośno odmawiali krótką modlitwę do Ducha Świętego. Ukraińcy w tym czasie robili trzykrotny znak krzyża, a Żydzi składali tylko swoje dłonie w sposób podobny jak przy powitaniu się z drugą osobą. Trwało to krótką chwilę i w tym czasie wszyscy uczniowie zachowywali się z godnością i nie przeszkadzali sobie nawzajem. Nie przypominam sobie, aby w mojej klasie i najbliższym otoczeniu były jakieś konflikty między uczniami różnych wyznań. Przynajmniej ja tego nie odczuwałem i nie zauważyłem. Miałem kolegów nie tylko tych z Mazurówki, ale też pośród Ukraińców i Żydów. Tak to trwało do rozpoczęcia roku szkolnego we wrześniu 1939 roku.

     Od początku nauki w podhajeckiej szkole nauka religii odbywała się w salach lekcyjnych. Religii nauczał ksiądz wikary, który przychodził do szkoły. Kiedy byłem w 4-5 klasie, to na lekcję religii przychodzili chłopcy z innych klas, bo nas rzymskich  katolików było za mało. Pamiętam, że do Ukraińców przychodził pop – kapłan grekokatolicki. Z tych chłopięcych szkolnych lat zapamiętałem też, że na niedzielną mszę świętą zbieraliśmy się na szkolnym podwórku i ustawieni w pary klasami szliśmy na godz.  900  do kościoła. Po mszy św. każdy szedł do swojego domu.

      Gdy byłem w 4-5 klasie, razem z innymi kolegami, jako widzowie, przyglądaliśmy się uroczystościom państwowym z okazji 3 Maja i 11 Listopada – święta uzyskania niepodległości. W tych dniach na rynku odbywały się defilady, w których brali udział członkowie organizacji strzeleckiej, do której m.in. należał mój starszy brat Aleksander i jego koledzy z Mazurów i starsi harcerze. Ja też byłem harcerzem w latach 1937-38, ale nie brałem udziału w zorganizowanej grupie defiladowej. Zbiórki harcerskie odbywały się na dziedzińcu szkolnym, prowadził je komendant miejscowego harcerstwa. Niestety nie pamiętam jego nazwiska. Na każdej zbiórce był ubrany w harcerski mundur.  Organizowane były „podchody”, trzeba było znaleźć ukryty „skarb” w lesie-gaju, za pomocą znaków umieszczonych na drzewach. Podobne zajęcia odbywały się również w okresie zimowym. Pamiętam, że podczas letniej zbiórki jeden harcerz, który miał już harcerski krzyż, zachował się źle i nie słuchał poleceń komendanta. Ten brak subordynacji spowodował, że komendant w obecności drużyny odebrał mu ten krzyż. Jego starszy brat prosił go, aby przeprosił komendanta, ale bez skutku. To przykre zdarzenie obserwował pan Józef Werschler, który mieszkał obok i przyglądał się naszej zbiórce z okna. Zapamiętałem, że powiedział, iż „jest świadkiem tego zajścia”. Wracając do defilady, to oprócz strzelców i harcerzy bardzo pięknie prezentowała się drużyna organizacji „SOKOŁA”, której członkowie ubrani byli w paradne mundury. W pierwszym szeregu „SOKOŁÓW” maszerował pan Józef Werschler, mój szkolny wychowawca. Z tego okresu zapamiętałem też defiladę w dniu 11 Listopada 1938 roku. Na święto przyjechała z Brzeżan kompania wojska. Udział wojska w podhajeckiej defiladzie dla nas chłopców było wielką frajdą. Kompania wojskowa prezentowała się wspaniale i zgromadzeni mieszkańcy miasta byli dumni z tych z żołnierzy. Tato w domu też pozytywnie wyrażał się o udziale wojska. Była też mowa o tym, że byłoby dobrze, aby wojsko stale stacjonowało w Podhajcach. Wszystkim uroczystościom państwowym towarzyszyła orkiestra miejscowej straży pożarnej, której członkami byli m.in. nasi sąsiedzi z Mazurów bracia Władysław i Stanisław Szelastowie.

       Do szkoły chodziłem z kolegami z naszej wioski: Marianem Lampartem, Dolkiem Kołodziejem, Edwardem i Zdzisławem Zarembami i starszymi od nas kolegami. W pierwszej i drugiej klasie moim wychowawcą był pan Skrzynkowski. W następnych latach chłopcy zostali przeniesieni do ukończonej drugiej części budynku szkolnego – była to szkoła męska. Od trzeciego roku nauki do początku szóstej klasy wychowawcą był pan Józef Werschler. W 1939 roku rozpocząłem naukę w 6. klasie. Nauczyciele byli ci sami. Pamiętam kilka nazwisk. Byli to panowie: Dobek- uczył śpiewu, Schneider – uczył przyrody, Kurzbauer i Borysiewicz. Dyrektorem szkoły był pan Szymon Teselski. Beztroskie lata polskich dzieci miały się w niedalekiej przyszłości dramatycznie pogorszyć. Nie tylko zresztą dzieci. W naszym domu od pewnego czasu prowadzone były przez dorosłych sąsiadów rozmowy o zbliżającej się wojnie z Niemcami. Nie mniej jednak początek roku szkolnego zapamiętałem z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że byłem w 6. klasie i tato wspominał o gimnazjum w Brzeżanach, a po drugie, na dziedzińcu szkolnym byli zgromadzeni wszyscy uczniowie od pierwszej do siódmej klasy. Na maszcie zawieszono polską flagę. Do zebranych uczniów przemawiał dyrektor Teselski, który mówił też o tej fladze i o Polsce. Zwracając się bezpośrednio do nas szóstoklasistów powiedział, że za rok będziemy stali tam gdzie teraz jest 7 klasa. Tak to zapamiętałem. U nas na Podolu dużo mówiło się o wojnie. Ale w pierwszych dniach września nie było paniki. Gdy szedłem ze szkoły, to w oknach niektórych domów ustawione były odbiorniki radiowe i słychać było komunikaty, takie jak „koma 6 przeszedł” itp. W domu trwały jesienne prace gospodarcze.

      Jak każdego dnia września, tak i 18 poszedłem rano do szkoły w Podhajcach. Po skończonych lekcjach doszedłem do rynku i zauważyłem, że po obu stronach ulicy stoją ludzie. Przystanąłem także, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje i dlaczego ci ludzie stoją i na co czekają. Po chwili nadjechały samochody ciężarowe z sowieckimi żołnierzami. Było ich dużo i kierowały się stronę stacji kolejowej. Kiedy jednak przejeżdżały obok zebranych ludzi zauważyłem, że wielu z nich biła brawo. Byłem za mały, żeby wiedzieć kto i dlaczego tak się zachowuje. Z rozmowy, jaką prowadzili stojący obok mnie Polacy, zapamiętałem, że cieszą się Żydzi i Ukraińcy. O tym, co widziałem i słyszałem opowiedziałem ojcu. Dostrzegłem, że był przerażony. Powiedział „Boże, co z nami będzie!”.

       Mój kolega Marian Lampart opowiedział mi, co spotkało go w drodze ze szkoły do domu. W miejscu, gdzie łączą się drogi z Brzeżan i Litwinowa, zatrzymał ich patrol sowieckiego wojska. Kazali opróżnić torby z książkami i zeszytami. Wysypali je na ziemię. Jeden z patrolu, chyba jakiś „komandir” powiedział: że „to” już wam nie będzie potrzebne. Pytali też, czy w mieście jest dużo wojska. Dzień 18. września był ostatnim dniem polskiej szkoły w Podhajcach. Przez jakiś czas nie chodziłem do szkoły. Kiedy jednak tato kazał do niej iść to poszedłem Lekcje odbywały się w języku ukraińskim. Ja nie wszystko rozumiałem. I niechętnie do niej chodziłem. Nauczyciele nie mówili po polsku. Byli dla nas Polaków ludźmi obcymi. Była tylko jedna nauczycielka, która do 17 września uczyła w naszej szkole. Była to pani Czopowa. Ja jej nie znałem, ale starsi uczniowie tak. Uczyła geografii. Zastanawiałem się, dlaczego tylko ta jedna nauczycielka uczy w tej „nowej” szkole. Teraz wiem, że inni nauczyciele też jakiś czas uczyli po 17 września. Jednak tego faktu nie pamiętam. Do końca pobytu w Mazurach do tej szkoły chodziłem ja i młodszy o dwa lata brat.

 DEPORTACJA

    Od momentu najazdu i okupacji wschodnich terenów Rzeczypospolitej – 17 wrzesień 1939 roku – przez Związek Sowiecki, komuniści zaczęli wprowadzać swoje bolszewickie „porządki”. Następowały aresztowania Polaków, w tym nauczycieli. Represji nie uniknęli też inni polscy patrioci np. rolnicy.

     W 1940 roku była sroga zima. Niezwykle niskie temperatury i olbrzymie zaspy śnieżne. W taką mroźną zimową noc do wszystkich domów naszej wioski wtargnęli uzbrojeni oficerowie NKWD, żydowscy i ukraińscy pomocnicy. Dostaliśmy rozkaz „Sobirat’sia! Bystro!”. Działo się to 10 lutego 1940 roku. W tym dniu zakończyła się moja edukacja w tej szkole w Podhajcach. Wszyscy mieszkańcy Mazur zostali deportowani na Sybir. Wówczas NKWD deportowało w bezkresne obszary syberyjskiej tajgi ponad 300 tysięcy Polaków. Deportowany został również dyrektor szkoły Teselski, którego spotkaliśmy na stacji w Tarnopolu. Dokładniej spotkały się dwa eszelony towarowych wagonów stojące na sąsiednich torach. Przez maleńkie okienko mój tato zamienił kilka zdań z panem Teselskim, z którym się znał.

    Od tego czasu minęły 72 lata. Wspomnienia jednak pozostają. Wiele wspomnień wróciło, kiedy to po blisko 70 latach dane mi było dwukrotnie nawiedzić moje rodzinne strony – wioskę, która teraz nazywa się Holendry, w której nie ma ani jednego polskiego domu!, ruiny kościoła p.w. Świętej Trójcy, w którym byłem ochrzczony i do którego chodziłem na msze święte. Odwiedziłem też Podhajce. Tak jak przed wojną było miastem powiatowym, tak i teraz jest miastem tyle, że „rejonowym”. Bardzo trudno byłoby powiedzieć, że tętni ono życiem. Jest po prostu ubogo.

   Utworzone kilka lat temu w Oławie Towarzystwo Miłośników Ziemi Podhajeckiej czyni starania o odbudowę kościoła. Trzeba mieć nadzieję, że przy Bożej pomocy i ludzi dobrej woli da się to zrealizować.

 

                                                                       Rodrycjusz Bolesław Gerlach

 A.D. 2012

69 rocznica „Krwawej Niedzieli”

Władysław Opiat

W Czerwonaku k. Poznania deszczowa pogoda nie przeszkodziła w uczczeniu 69 rocznicy tzw. Krwawej Niedzieli na Wołyniu. Uroczystość otworzył kol. Włodzimierz Matkowski witając przybyłych na tę patriotyczną imprezę mieszkańców Poznania, gminy Czerwonak i gminy Suchy Las. Poza liczną grupą Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, w spotkaniu wzięli udział m.in. członkowie Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej z prezesem Ryszardem Liminowiczem, członkowie Stowarzyszenia Huta Pieniacka z panem Franciszkiem Bąkowskim, członkowie Towarzystwa Miłośników Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej z panem Piotrem Szelągowskim, poczet sztandarowy Towarzystwa Gimnastycznego Sokół – Gniazdo Rataje z panem Czesławem Berndtem, harcerze oraz członkowie Rady Gminy  Czerwonak z panem  Jackiem Sommerfeldem.  Imprezę zabezpieczała Straż Gminna oraz Policja Państwowa.

Uroczystość miała miejsce przy posesji fundatora pomnika Gloria Orlikom Kresowych Stanic http://lwow.wilno.w.interia.pl/lwow24.htm mgr inż. Zbigniewa Maurycego Kowalskiego, niezłomnego bojownika o Kresy, akowca, odznaczonego medalem Polonia Mater Nostra Est. Jest on jednocześnie autorem wielu książek poświęconych tematyce „Ziem Utraconych”.  Na szczególne uznanie należy wydanie przez Niego książki „Czekoladowy Las” zawierającej zbiór wspaniałych wierszy dla dzieci. Książkę tę bezpłatnie przekazał polskim dzieciom, które wbrew swej i rodziców woli znalazły się na terenach byłego ZSRR. Uważam, że książka ta winna zostać wprowadzona do obowiązkowych lektur szkolnych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Po emocjonalnych patriotycznych wystąpieniach kolegów: Stanisława Łukasiewicza, Zbigniewa Kowalskiego, Piotra Szelągowskiego oraz Jacka Sommerfelda, złożono wiązanki kwiatów, zapalono znicze i krótką modlitwą uczczono pamięć ofiar tego potwornego ludobójstwa.

Na zakończenie uczestnicy spotkania podpisali  list do Ewy Kopacz – Marszałka Sejmu RP – następującej treści:

My, niżej podpisani apelujemy o poparcie inicjatywy uchwałodawczej i możliwie szybkie wprowadzenie pod głosowanie podczas obrad Sejmu RP – złożonej (31.05.2012 r.) przez Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość, która dotyczy ustanowienia 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian. Zgromadzeni podczas obchodów 69. Rocznicy „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu, popieramy ww. projekt, jak i starania wielu środowisk, w tym kresowych, dążących do upamiętnienia tych strasznych wydarzeń.”

Po części oficjalnej pan Zbigniew Maurycy Kowalski podarował uczestnikom spotkania książki – w tym również „Czekoladowy Las”, by trafiły w godne ręce celem ich upowszechnienia.

Chociaż oficjalnych obchodów Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian wciąż nie możemy się doczekać, to świętowano 11 Lipca w Warszawie i Krakowie: http://kuriergalicyjski.com/index.php/reportage/875-obchody-11-lipca-w-warszawie

„Rzeczpospolita obojga narodów dzięki swoim ziemiom wschodnim była europejskim mocarstwem. III RP jest tylko jej cieniem?” cd. w „Uważam Rze Historia”; tematyka kresowa jest tematem wiodącym lipcowego numeru tego miesięcznika. http://www.historia.uwazamrze.pl/– warto poczytać.

69 rocznica mordów dokonanych przez zbrodniarzy Ukraińskiej Powstańczej Armii na ludności polskiej – obchody w Czerwonaku

11 lipca mija 69 rocznica mordów dokonanych na Polakach przez UPA. Wydarzenia te były częścią wielkiego planu unicestwienia narodu polskiego. Każdego roku 11 lipca Poznański Oddział Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich organizuje uroczyste obchody upamiętniające zbrodnie dokonane na ludności polskiej. Jak w latach ubiegłych, TML i KPW Oddział w Poznaniu wraz z Urzędem Gminy Czerwonak, organizuje patriotyczny wiec poświęcony ofiarom mordów na Wołyniu. Serdecznie zapraszamy wszystkich pragnących uczcić pamięć tysięcy naszych rodaków pomordowanych w bestialski sposób na Wołyniu, Podolu i wielu innych kresowych miejscach, w dniu 11 lipca 2012 roku o godz. 15.00 do Czerwonaka na ul. Okrężną 5, pod pomnik, który stoi na posesji fundatora pomnika Zbigniewa Kowalskiego.  Dojazd z Poznania: autobus 312 ze Śródki lub autobus 313 z przystanku Pestki przy Al. Solidarności, do ul. Gdyńskiej w Czerwonaku – następnie ul. Okrężną ok. 300 m. do posesji.

11 lipca 1943 roku o świcie oddziały UPA otoczyły i zaatakowały 99 wsi i osad polskich równocześnie w trzech powiatach: kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Rzeź ta rozpoczęła się około godziny 3 rano atakiem na polską wieś Gurów. Z pośród  480 mieszkańców ocalało jedynie 70 osób. Tego samego dnia grupa 20 nacjonalistów ukraińskich weszła  do kościoła w Porycku w czasie mszy świętej. W ciągu trzydziestu minut wymordowano tam około stu osób, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Ofiarami bandytów padła cała ludność Porycka, około dwieście osób. Zaatakowano także osady: Wygranka, Nowiny, Orzeszyn, Romanówka i Swojczów i in. W lipcu 1943 roku oddziały UPA zorganizowały około 530 napadów. Pod hasłem „Śmierć Lachom” wymordowano kilkanaście tysięcy Polaków. Trudno określić dokładną liczbę osób zamordowanych podczas rzezi wołyńskiej. Niektóre miejscowości zostały zrównane z ziemią,  wszyscy ich mieszkańcy wymordowani. Szacunkowo straty polskie na Wołyniu wynoszą ok. 60 tysięcy pomordowanych. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10 – 20 tysięcy ofiar. Część z nich zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do oprawców.

Od początku wojny istniały akcje skierowane przeciwko Polakom. Jesienią 1942 roku utworzono Ukraińską Powstańczą Armię, formację zbrojną walczącą o niepodległe państwo ukraińskie. Od tego czasu mieszkający na Wołyniu Polacy coraz częściej byli przez nią atakowani. Koncentracja antypolskich działań miała miejsce latem 1943 roku. Masowe akcje nacjonalistów ukraińskich na polskie wsie i małe osady spowodowały, że na od początku 1944 roku Polacy na Wołyniu mieszkali jedynie w miastach. Tworzyły się ośrodki samoobrony, które we współpracy z oddziałami Armii Krajowej, m.in. 27. Wołyńską Dywizją Piechoty AK. próbowały organizować akcje obronne i odwetowe przeciw UPA.

W 2009 roku Sejm RP przyjął przez aklamację uchwałę w sprawie tragicznego losu Polaków na Kresach wschodnich w 66. rocznicę rozpoczęcia przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na Kresach II Rzeczypospolitej tzw. antypolskiej akcji, masowych mordów o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych. Śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej Wołynia prowadzą terenowe oddziały Instytutu Pamięci Narodowej.

Hanna Dobias-Telesińska