AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA LWOWA”

Akcja charytatywna Towarzystwa

„Serce dla Lwowa”

na półmetku!

Przypominamy o naszej akcji charytatywnej, efektem której będzie wyjazd grupy wolontariuszy do Lwowa w dniu 28 listopada.

  1. 21 listopada i 22 listopada w godzinach 9.30 – 18.00 w 4 marketach PIOTR i PAWEŁ kontynuowana będzie zbiórka darów.
  2. 23 listopada do 25 listopada w Szkole Podstawowej nr 84 w Poznaniu w godz. 13.00 – 18.00 przyjmowane będą dary ze zbiórek prowadzonych w poszczególnych szkołach na terenie Poznania i gminach sąsiednich.
  3. 23 listopada do 27 listopada w godz. 16.00 – 20.00 w Szkole Podstawowej nr 84 będzie pakowanie i przygotowywanie paczek ? liczymy na udział wolontariuszy Towarzystwa. Uczestniczyć w tym będą również wolontariusze z ZHP Poznań Wilda i ZHR szczepu ORLĘTA.
  4. 28 listopada od godz. 19.00 załadunek paczek do autokaru i ok. 21.00 wyjazd.

 

Indywidualnie można przekazywać dary w ramach akcji

„Serce dla Lwowa”

do Szkoły Podstawowej nr 84 (wejście od strony boiska)

22 listopada – 25 listopada

13.00 – 20.00

Wpłaty na pokrycie kosztów transportu darów można dokonywać :

  • wpłaty bezimienne – do puszek (skarbonek) w marketach Piotr i Paweł (p. 1) w siedzibie Towarzystwa w środy oraz w Szkole Podstawowej nr 84 w godzinach 13.00 – 20.00 w dniach 23 listopada –  27 listopada
  • wpłaty imienne u osób przyjmujących składki w siedzibie Towarzystwa w środy ? kwitariusz KP.
  • wpłaty imienne na konto Towarzystwa z podaniem celu nr konta bankowego:

06 1020 4027 0000 1302 0293 3455

11 LISTOPADA W „SALONIE LWOWSKIM”

Aby uczcić rocznicę odzyskania niepodległości spotkaliśmy się w Salonie Lwowskim na Starym Rynku w Poznaniu 10 listopada o godz. 16.30. To wielkie święto Polaków obchodziliśmy doniośle, ale także z humorem i radością. Organizatorka Salonu Katarzyna Kwinecka powitała przybyłych, przedstawiła gości.

Rozpoczęliśmy odśpiewaniem hymnu, następnie wznieśliśmy szampanem toast za Ojczyznę. Tematem programu było:  ?Poznań i Lwów ? drogi do niepodległości 1918 ? 1920?. Spotkanie poprowadził  Tomasz Łuczewski, który przedstawił rys historyczny utraty przez Polskę niepodległości  i  jej odzyskanie. Rozpoczął od genezy powstania hymnu narodowego, a Irena Bereźnicka przedstawiła historię powstania pieśni „My Pierwsza Brygada”. Tomasz Łuczewski sięgnął do historii przeszłych wieków, mówił o 123 latach niewoli i zrywach niepodległościowych narodu polskiego w poszczególnych zaborach. Przedstawił początki walk Legionów. Mówił także o dacie 11 listopada, jaka została wybrana już po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, na dzień obchodów niepodległości Polski. Skupił się na obszarze Wielkopolski oraz Kresów Południowo-Wschodnich, gdzie trwały walki o utrzymanie tych terenów w Polsce. Ciekawie przedstawił przygotowania od 1915 r. oraz początki wybuchu Powstania Wielkopolskiego.  Mówił także o obronie Lwowa i Przemyśla, które to miasta Austriacy pozostawili Ukraińcom. Ciężkie walki o nie trwały jeszcze wiele miesięcy. Wypowiedzi Tomasza Łuczewskiego  przerywane były odczytywaniem przez Mikołaja Pietraszak-Dmowskiego, sekretarza Zarządu Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, Zarządcy Majątku Rogalin, fragmentów tekstów dotyczących Beliniaków i Legionów oraz fragmentów mowy marszałka Józefa Piłsudskiego o obronie Lwowa (tekst poniżej). Wypowiedzi przerywane były wspólnym śpiewem pieśni patriotycznych, legionowych i wojskowych, które prowadził Marian Osada przy akompaniamencie Piotra Zabielskiego.

Na zakończenie spotkania Marian Osada wystąpił z recitalem pieśni m.in. Stanisława Moniuszki, z piosenkami z repertuaru Mieczysława Fogga i lwowskimi. Zebrani wtórowali mu śpiewając refreny tych piosenek.

Atmosfera spotkania była niezwykle sympatyczna, wszyscy bardzo dobrze się bawili i świętowali.

Kolejne spotkanie w „Salonie Lwowskim” odbędzie się w 10 stycznia 2016 r. i poświęcone będzie śpiewaniu kolęd, o czym osobno powiadomimy.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska

foto: Wanda Butowska, Hanna Dobias-Telesińska

 

SAM_0926

 

 

 

 

 

 

 

Salon Lwowski
Na rozpoczęcie "jeszcze Polska nie zginęła"
Na rozpoczęcie „Jeszcze Polska nie zginęła”
Dom Polonii – zebrani śpiewają Hymn Państwowy
Marszałek Józef Piłsudski
Marszałek Józef Piłsudski
Katarzyna Kwinecka wita gości i zebranych
Maciej Pietraszak i Tomasz Łuczewski
Katarzyna Kwinecka, Mikołaj Pietraszak Dmowski i Tomasz Łuczewski Tomasz Łuczewski Jedna ze śpiewanych pieśni Marian Osada i Irena Bereźnicka Maciej Pietraszak Dmowski Recital Mariana Osady
M. Osada dedykuje piosenkę lwowską
M. Osada dedykuje piosenkę lwowską „Ta joj, ta Jóźku” Józefowi Wysoczańskiemu
Marian Osada
Marian Osada

Marian Osada prowadził pieśni

Józef Piłsudski „Obrona Lwowa”:

Szanowne panie i panowie!

Historia, wielka mistrzyni życia i wielki sędzia czynów ludzkich, ze specjalnym umiłowaniem wybiera dla swoich studiów okresy przełomów, okresy kryzysów.

Nasza epoka przyciągać będzie oczy znacznie bliższe nam, niż to nieraz nam się wydaje. Sędziów znajdziemy w naszych dzieciach, dzieci nasze, te dorastające obecnie małe główki, które ciekawymi oczkami już teraz na nas spoglądają, nieraz będą z trwogą szukać w stronicach historii, gdzie byli ich rodzice.

Obrona Lwowa w życiu powstającego państwa polskiego w przełomowym okresie naszego istnienia odegrała zbyt znaczną i wielką rolę, by jakikolwiek historyk tej właśnie części naszych działań i naszego życia nie musiał poświęcić specjalnej uwagi. W obronie Lwowa ześrodkowało się w swoim czasie ?gros? wysiłków całej Polski. Jeżeli ją weźmiemy pod względem wojskowym, to cztery piąte sił, tworzonych z takim wysiłkiem, zebrało się nie gdzie indziej, jak na placach boju koło Lwowa, zostawiając zaledwie małą cząstkę gdzie indziej, a wysiłki wojskowe w owym czasie tworzenia siły ramienia zajmowały również ?gros? wysiłków całego społeczeństwa. Jeżeli weźmiemy życie polityczne państwa świeżo tworzącego się ze wszystkimi próbami i niedogodnościami każdego życia politycznego, to również znajdziemy, że ono przez dłuższy czas ześrodkowało się nie koło czego innego, jak koło wypadków, dziejących się koło waszego miasta. Ja osobiście, ze wszystkimi swoimi wadami i cnotami, całą swą mocą czy bezsilnością stałem w centrum zjawisk polskich, ?magna pars fui? wszystkiego tego, co się w Polsce działo. Dlatego też z chwilą, gdym się zdecydował stanąć spokojnie przed sądem nie waszym, lecz historii, stanąć spokojnie ze swoją czynnością i swoimi pracami przed oczy tych, do których mnie najwięcej ciągnie, przed oczy dorastających dzieci, które nieraz sobie o tym mówić będą, chcę dać jedynie stwierdzone fakty, chcę dać jedynie dane, związane ze mną, jako z człowiekiem, który był Naczelnym Wodzem wojsk polskich i Naczelnikiem Państwa. Nie idzie mi o analizę poszczególnych wypadków, nie idzie mi o techniczne określenie sposobów i wartości poszczególnych działów obrony Lwowa, gdyż w nich bezpośrednio sam nie brałem udziału i musiałoby to zresztą stanowić inny dział pracy, do którego panowie i panie, jako audytorium, niezbyt się nadają…

…Przyjechałem do Warszawy 11-go listopada, tzn. w związku z wypadkami lwowskimi w dziesięć dni po rozpoczęciu we Lwowie starć czy bojów…

…Pierwszym moim dążeniem było zespolić to, co jest siłą. Czułem, że jeżeli rzeczy dalej pójdą w tak rozbieżnym kierunku, to to, co stanowi siłę i moc, wobec zbliżającej się do Polski nieznanej jeszcze fali niebezpieczeństw nie zostanie wytworzone. Korzystałem więc z każdej okazji, żeby siły wojskowe skupić w jednym ręku, a wobec dziwnej może mojej zarozumiałości wolałem, żeby one skupiły się w moim ręku. Ta rzecz mnie się udawała, udawała względnie lepiej, niż wszystkie inne cywilne prace, gdyż pod tym względem spotkałem zbyt silne tarcia i zbyt wielkie przeszkody w roznamiętnionych, lecz chaotycznie usposobionych umysłach, z którymi musiałem się stykać. Starałem się więc zebrać wszystkie dane o stanie wojska i stanie siły w całej Polsce. W tym też czasie przybiegały do mnie najrozmaitsze wiadomości o stanie Lwowa.

Jestem człowiekiem, który przyzwyczajony był zawsze do pewnej pogardy w stosunku do plotek, specjalnie do plotek wojskowych. Szczególną zaś niechęć czułem zawsze do przed-stawiania spraw wojskowych w sposób demagogiczny, w sposób, który uniemożliwia najlepszemu żołnierzowi zorientować się, ile w tym jest kłamstwa rozmyślnego lub bezwiednego, a ile w tym prawdy. Dlatego też szukałem od razu za człowiekiem, któremu mógłbym zaufać. Dowiedziałem się, że od pierwszej prawie chwili walk lwowskich szefem sztabu obrony jest jeden z moich oficerów, mianowicie ? zmarły obecnie Łapiński. Starałem się z nim nawiązać stosunki, gdyż byłem przekonany, że on wobec swego starego Komendanta ani demagogii, ani plotek uprawiać nie będzie. Starałem się ściśle zbadać stan rzeczy. Niestety, dobrego wniosku z tych wiadomości wysnuć nie mogłem. Około 20-go listopada (ściśle daty ustalić nie mogę) przyleciał wreszcie lotnik Stec, który mi w imieniu tegoż Łapińskiego zdał sprawę z tego, jak jest we Lwowie. Powtarzam prawie dosłownie jego raport: <Mniejsza część miasta jest w rękach polskich, a większa część w rękach ruskich. Boje nie są ciężkie, ogromna część społeczeństwa polskiego (wymienił mi różne nazwiska) pertraktują z Rusinami o coś w rodzaju condominium nad Lwowem, nie wierząc w możliwą obronę i posiadanie miasta w całości. Obrona polega na niewielkiej garstce legionistów, na większej znacznie ilości młodzieży, bardzo nieraz młodej, z trudem wytrzymującej ciężary. Obok niej jest prawie to samo, co w Warszawie, ? tłum ludzi, chodzących i krzyczących, rozprawiających i zmieniających co chwila zdanie, plotkujących o najrozmaitszych rzeczach, a co niechybnie na siłę obronną nie wpływało korzystnie*. Wreszcie powiedział mi, że teraz leci z powrotem do Lwowa, lecz osobiście jest tak mało przekonany o możliwości obrony, że nie jest pewny, czy będzie mógł już wylądować we Lwowie i nie wie, czy lotnisko, z którego wyleciał, będzie jeszcze w posiadaniu polskim, czy też już w ruskim. Stan opisał mi dość rozpaczliwie. Rozpatrzyłem te dane i razem zresztą z Łapińskim, który mi przez niego przesłał swoje dane, przyszedłem do przekonania jedynie rozsądnego, że bez dania z zewnątrz pomocy sprawa dla Lwowa jest przegrana. Zastanowiwszy się nad moim własnym stanem, powiedziałem, że ja tej pomocy dać nie mogę, że gdybym nie wiem co robił, to ze siebie tej pomocy nie wydobędę i żadnego terminu postawić nie jestem w stanie, że jest zatem jako wynik jedyny ? czas. Wytrzymacie dłużej ? prawdopodobnie zdążę, nie wytrzymacie dłużej ? nie będę w stanie tego zrobić.

Lubię prawdzie patrzeć prosto w oczy. Stan bowiem ówczesny, który miałem, polegał na następującym: Niemcy szczęśliwie dawali się rozbrajać; dość dużo najrozmaitszej broni i dość dużo najrozmaitszych zapasów i ubrań dostawało się w polskie ręce; mnóstwo obiektów wojskowych o wielkim znaczeniu wpadało zupełnie łatwo w nasze ręce, a niezwykle ?patriotyczna? i podniecona ludność starannie to rozkradała. Miałem, proszę państwa, koszary, które trzy razy w ciągu wojny poprawiałem i które trzy razy do ostatniego mebla przez ludność okoliczną były rozkradane. Musiałem więc, jako dobry gospodarz, z obowiązku chociaż jaką taką straż postawić, żeby zapobiec, aby to dobro, w które może będzie jutro trzeba uzbroić i wyekwipować ludzi, by ono zostało zachowane. Zwyczajem bowiem polskim rozkradano tę broń dla uzbrojenia prywatnego wojska, które wyrastało, jak grzyby po deszczu. Każde nieledwie stronnictwo, mające pewne recepty na uratowanie Polski, tworzyło swoje prywatne wojsko i zupełnie swobodnie sięgało do składów wojskowych, o ile te nie były pilnowane, dla uzbrojenia ludzi, nieraz grożąc mi, gdy byłem jeszcze na ulicy Mokotowskiej, że ta broń będzie przeciw mnie użyta…

…Proszę panów, z wielką ulgą dowiedziałem się względnie prędko, że 5-ty pułk Legionów, stojący w Przemyślu, na wieść o tym, że Lwów jest bardzo zagrożony i że traci nadzieję utrzymania się, bez rozkazu gen. Roji pod dowództwem ppłk. Tokarzewskiego ruszył naprzód na ratunek…

…Zrobił to 5-ty pułk Legionów, ppłk. Tokarzewski wbrew zdaniu swych przełożonych, gdyż i Przemyśl był również niepewny, również w Przemyślu drżano o utratę tego miasta ? i wszelkimi siłami starano się mieć go koło siebie. Decyzja ppłk. Tokarzewskiego, który poszedł wbrew swym przełożonym dla was, Lwowa, fakt ten, powtarzam, oswobodził mnie od wielu trosk. W pierwszej chwili nie miałem wyobrażenia, jakie siły są nieprzyjacielskie. Tutaj tych sił mierzyć czymkolwiek nie byłem w stanie. Wiadomości byty zanadto sprzeczne, były zanadto niedokładne, abym sobie mógł właściwie wyobrazić, co to jest ten front lwowski, co to jest ta walka we Lwowie.

Walka, która się tu odbywała pod Lwowem, odznaczała się charakterem niezwykle dziwacznym pod względem pracy wojskowej. Nieraz w Belwederze zachodziłem w głowę, jak właściwie takie dziwactwa mogły się w ogóle utrzymać. Na moje pytania gen. Rozwadowski dawał mi różne wyjaśnienia, mimo to nie mogłem pozbyć się wątpliwości, które ciągle mi siedziały w głowie. To, co się działo, było zbyt nadzwyczajne i dlatego postanowiłem pojechać na miejsce, by stwierdzić stan rzeczy własnymi oczyma. Przyjechałem na front lwowski z Przemyśla pociągiem pancernym, inaczej bowiem nie chciano mię wysłać. Przybyłem do Lwowa i obszedłem różne części frontu. Obserwowałem miasto, obserwowałem życie wojskowe, rozmawiałem z dowódcami, widziałem pracę i ? wyznaję państwu ? wróciłem mocno uspokojony. To, co wydawało mi się przedtem dziwacznym, okazało się naturalnym, co wydawało mi się naturalnym ? okazało się dziwacznym. Organizacja wojska wydała mi się jakąś niesłychaną pstrokacizną, niemożliwą do dowodzenia, i żądałem od gen. Rozwadowskiego, tak, jak i od później wyznaczonego gen. Iwaszkiewicza, zreorganizowania tego tłumu bez organizacji, za który uważałem ówczesne wojsko, zebrane pod Lwowem. Mnóstwo drobnych oddziałów, rozbitych na kompanie, na grupy, podgrupy najrozmaitsze, ich ułożenie było tak trudne i skomplikowane, iż przypominam sobie, że mniej więcej półtorej godziny spędziłem z gen. Rozwadowskim i jego szefem sztabu dla wytłumaczenia mi prostych rzeczy, a które technicznie w wojsku nazywamy ?ordre de bataille?. Natomiast przegląd wojsk, walczących pod Lwowem, uspokoił mię pod jednym względem: to, co mi się wydawało trudne, to ludzie łatwo wykonywali….

…Stało tu wojsko tak źle ubrane, wojsko tak licho wyekwipowane, wojsko tak źle zaopatrzone, stojące na samej peryferii wielkiego miasta i broniące się na 60-kilometrowej przestrzeni, na froncie, gdzie się ludzie nieledwie plecami o siebie opierali. Było to takie sprzeczne z wszelką strategią, że zdawało się niemożliwe, by ludzie ci mogli długo się utrzymać. Jeżeli zdołali, to właśnie dzięki wartości moralnej. Żołnierz na tym przedmurzu naszej Polski, którym jest Lwów, gdzie wszystkie wiatry ze wszystkich kierunków dają sobie ?rendez vous?, gdzie zatem jest względnie trudno wytrzymać nawet dobrze ubranemu człowiekowi, ów wytrzymał nieraz pół nago, nieraz boso, nieraz głodny, gdyż aprowizacji dostatecznej dać nie było można. Wszędzie, gdzie byłem, widziałem ducha i pewność, że się utrzyma. Kampania lwowska należała, zdaniem moim, do najcięższych rzeczy, które żołnierze wytrzymali. Nie dziwię się wcale wrażeniu cudzoziemców, którzy potem ze łzami w oczach opowiadali mi o bohaterstwie żołnierza naszego, który w takich warunkach pracować jest w stanie. Mówili mi, że jeżeli kiedykolwiek wątpili o prawach Polski do Lwowa, to widok żołnierza polskiego, który w tych warunkach w tym piekle życiowym, w którym żaden inny żołnierz dwa tygodnie przetrwać by nie potrafił, to widok tych żołnierzy, którzy z zapałem bronili tego miasta, był dostatecznym motywem, aby przyznać go Polsce.

Proszę państwa, kończę krótkim streszczeniem. Lwów w początkach naszego istnienia zajął bardzo wielkie i zaszczytne dla niego miejsce. Stał się on centrum myśli, życzeń, serc i uczuć polskich. Zaszczytna to rola i niejedno miasto wam tych chwil zazdrości. Lwów wytrzymał ciężką walkę. Przede wszystkim walkę z sobą, walkę z własną słabością, z własnym niedomaganiem i, zwyciężywszy własną słabość, dał moc i siłę obrońcom…”

Wystawa ?Obrazy Patriotyczne, Ludzie Cogito?

Szanowni Państwo

 

Zapraszam do wzięcia udziału w wernisażu wystawy ?Obrazy Patriotyczne, Ludzie Cogito?.

Odbędzie się on 14.11.2015 roku o godzinie 18.00 w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu przy ul. Jana Lubrańskiego. Wernisaż wpisuje się w obchody odzyskania niepodległości, którą odzyskiwaliśmy wielokrotnie i na wiele sposobów.

Będziemy na nim prezentowali cykl dziewięciu obrazów. W jego skład wchodzą:

Portret Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Portret Rotmistrza Witolda Pileckiego, Portret Ireny Sendlerowej, Portret Jerzego Popiełuszki, Portret Zbigniewa Herberta, Portret Jana Pawła II

Portret Zygmunta Szendzielarza, Portret Antoniego Baraniaka, Portret Anny Walentynowicz i Danuty Siedzikówny.

Każdy z portretów przedstawia bohatera w konkretnej sytuacji.

Twórcą  obrazów jest Jerzy Oleksiak. Bohaterami obrazów są postaci, które można nazwać: ?Ludźmi  Cogito?. ?Wyprostowani, wśród tych, co na kolanach?.

Z fragmentem wystawy można się zapoznać na stronie WWW.ludziecogito.pl

Zapraszam do udziału

Kurator wystawy Tomasz Łuczewski

Gość w Towarzystwie

W dniu 4 listopada (środa) w naszej siedzibie o godz. 16.00 (Centrum Kultury Zamek p. 336) gościć będziemy profesora historii Ormianina Feliksa Movsisyana, który do Poznania przyjechał z Vanadzoru. Gość mówić będzie o historii Ormian, o ich dziejach najnowszych oraz dawniejszych. Będzie można zadawać pytania, dyskutować. Zachęcam do udziału w spotkaniu.

Hanna Dobias-Telesińska