17 WRZEŚNIA 1939-2015 – WSPÓLNE HISTORIE

17 września b.r. w Urzędzie Wojewódzkim w sali im. Witolda Celichowskiego odbyło się spotkanie inaugurujące cykl ?Kameralnych Uroczystości Na Wielkie Rocznice?, na które przedstawiciele naszego Oddziału zostali zaproszeni. Bohaterką spotkania była poetka, krytyk literacki Teresa Tomsia, która zaprezentowała swą prozę ?Z szarego notatnika? (WBPiCAK, Poznań 2015).

Sala im. Witolda Celichowskiego zgromadziła grono wielbicieli talentu Teresy Tomsi. Gości w imieniu Wojewody Wielkopolskiego Piotra Florka przywitał Roman Łukawski, który przedstawił poetkę.

Teresa Tomsia urodziła się w Wołowie na Dolnym Śląsku w 1951 r. w ziemiańskiej rodzinie Kresowian, którzy powrócili z zsyłki na Sybir. Młodość spędziła na Pomorzu w Świdwinie, od 1981 r. mieszka w Poznaniu, gdzie realizuje projekty literacko-edukacyjne. Publikowała w ?Arkuszu?, paryskiej ?Kulturze?, ?Tyglu Kultury?, polonijnym internetowym ?Recogito?, antologii ?Poznań Poetów? (1989-2010), obecnie w ?Toposie?. Poetka jest stypendystką landu Badenii-Wirtembergii w Domu Pisarza w Stuttgarcie (1997), uhonorowana brązową Glorią Artis (2007) i nagrodą Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury (2010). Od 1993 r. należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Ostatnio ukazały się jej książki poetyckie ?Co było, co jest? (Wydawnictwo Biblioteka Telgte 2013; tomik nominowany do Nagrody im. Ks. J. Twardowskiego), ?Gdyby to było proste? (Biblioteka ?Toposu? 2015) oraz szkice, portrety, spotkania ?Rzeczywiste i wyobrażone? (Oficyna Wydawnicza Łośgraf 2013). Omówienie twórczości autorki można znaleźć w zbiorowym opracowaniu ?Wielkopolski alfabet pisarek? (WBPiCAK 2012) oraz na stronie www.teresatomsia.pl.

Obok Teresy Tomsi przy stole zajęła miejsce poetka Ewa Najwer, która także odniosła się do przedstawionej literatury. W metaforyczny sposób wspomnienia Teresy Tomsi z wypraw do Paryża, Stuttgartu i Bremy z jej obecnym życiem w Poznaniu zachęcają czytelnika do rozważań o miejscu kobiety w polskiej i emigracyjnej społeczności, a także związanym z nim poczuciem wartości i przynależności. W narracji przeplatają się formy podróżnego dziennika, felietonu literackiego i reportażu z historią w tle. Na łamach pierwszej części notatnika ?Jak najbliżej, w słowie? pojawiają się postacie ze świata kultury: Julia Hartwig, Krzysztof Kuczkowski, Rafał Żebrowski, Michał Milberger, Dariusz Sośnicki, Mariusz Grzebalski, Lech M. Jakób przypomniane w sposób barwny i ujmujący. Nie brakuje też kresowej nuty z pytaniami o tożsamość przesiedleńców. Druga część esejów i opowiadań nosi tytuł ?Wspólne historie? i zawiera wspomnienia Sybiraczek z Wielkopolski, których ciężki los na zsyłce i trudne lata po powrocie autorka przedstawiła w rozdziale ?Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla?. Podkreślała, jaką ogromną rolę w ich życiu odegrały matki, zesłane wraz z rodzinami na Syberię, często bez mężów, których los nie był znany, także wdowy, które w okrutnych warunkach musiały walczyć o przetrwanie swoich dzieci. Autorka czytała fragmenty prozy i dopełniała je komentarzem.

?Nigdy nie zostaniemy wpuszczeni przez tajemne drzwi, ale pukać warto nieustannie, taka jest chyba rola piszącego: stukać w klawiaturę komputera jak we własne sumienie, dopominać się o miejsce refleksji w dobie pobieżnej informacji i skandalu, pytać, choć nikt nie odpowie, przeciwstawiać się nicości”.

?Obyśmy doczekały wydania książki ? wzdycha rzewnie Joanna. Czytajmy wspólnie maszynopis i róbmy korektę. Jesteśmy Chryzantemami, musimy dotrwać do jesieni, a gdy minie jesień i książka jeszcze się nie ukaże, będziemy czekać do następnej?. ? Ładnie to sobie obmyśliłaś, może w ogóle wstrzymać druk, zrobić z tego maszynopisu ?półkownika?, to nam da więcej czasu…? Stefania jest wyraźnie zadowolona z konceptu Joanny, idzie po kolejną kawę do kuchni, pyta, kto chce herbatę. I opowiadają dalej, pijąc zieloną herbatę, pogryzając domowe ciasteczka, szukają najwłaściwszych określeń, aż wszystkie słowa znajdą swoje miejsce i przyjmą znaczenia, jakie im zostały w ich intencjach przypisane. Pragną podzielić się swoją historią, prawdą czasu i miejsca w społeczeństwie, dać świadectwo lub przestrogę dla następnych pokoleń. Sybiraczki starają się opowiadać ciekawie ? każdy los domaga się osobnego, indywidualnego języka, lecz gdy ściska żal, wtedy jest mniej zważania na formę, a więcej na przytłaczające fakty.

Irena, Longina, Stefania, Joanna pochylają srebrzyste głowy i zamyślają się nad swoim wspólnym losem. Jest w ich spojrzeniu na świat wiele różnic, ale i sporo podobieństw, więcej chyba znajdują wspólnego niż odmiennego w opowiedzianych przez siebie historiach z życia wziętych. Cztery Chryzantemy z Nowego Tomyśla obmyślają naprawę świata: Jeśli powiemy prawdę o sobie i ktoś się przekona, że warto opowiedzieć swoją trudną drogę życia, to już będzie lepiej, prawdziwiej. Im mniej zafałszowania, tym więcej wspólnego dobra. Ich prawdziwie wolne wybory polskich dróg to bezkonkurencyjne zwycięstwo nad sobą.

Znam o domu wiele słów, ale nie mam nic, co mogłoby przywrócić mu należne miejsce w mowie. Nazywanie domu, dreptanie w jego cieniu jest jak chodzenie w kółko pod starożytnym obeliskiem, który stał od zawsze w swoim miejscu i nic nie może go ruszyć ani odmienić, nic nie może odsłonić pierwotnej tajemnicy jego powstania. Składam dla Mamy dom ze słów, w którym mogłaby znaleźć schronienie, lecz nazwy odwracają się, kruche jak łodygi maku, stają się nieużyteczne na następny raz niczym zbutwiałe ogrodowe buty. Wyrazy rozkwitają, mają swoją barwę, ciężar ? do czasu, aż przeczytam je po raz drugi. Wtedy zaczyna się odwrót, ścieranie znaków odnalezionych w znajomych schowkach. To już nie zabawa, jestem w nich odwrócona do spodu, uziemiona, zadomowiona nie tam, gdzie pukałam, gdzie oczekiwałam zaproszenia. Szukam domu nieustannie, odkopuję, wydobywam na światło słów, wołam i ponaglam do stawienia się w gotowości, by żył razem z nami ? teraz, tutaj, gdzie go nie ma.

Żyć ? to znaczy rozmawiać z umarłymi, to pytać o ich losy, wybory, racje z oddali lat i wieków, to słuchać ich rad, rozterek, nadziei i błogosławieństw.

Żyć ? to znaczy pamiętać.

Podczas spotkania literackiego zabrał głos Wojewoda Piotr Florek, który podkreślił zasługi pisarki dla upowszechniania prawdy historii, a następnie wręczył Teresie Tomsi Medal im. Witolda Celichowskiego (pierwszego wojewody poznańskiego II RP), dziękując poetce za twórczy wkład w rozwój polskiej kultury. Wyróżnienie to było dla poetki wielkim zaskoczeniem.

Głos zabrała także Ewa Najwer, której Teresa Tomsia serdecznie podziękowała za udział w spotkaniu. Zaczęła od zacytowania słów Teresy Tomsi: ?Pamięć ocalała. Pamięć nie wyklucza przebaczenia ani pojednania. Pojednanie domaga się prawdy. Prawda ? żalu i skruchy?.

?Pamięć pozwala zrozumieć ? pisze Teresa Tomsia w swojej nowej książce ?Z szarego notatnika? złożonej ze szkiców literackich i osobistych wspomnień, której ostatnią część stanowią ?Wspólne historie?. Są to rzeczywiste historie życia opowiedziane przez cztery kobiety, przygnane przez burzę dziejową ? na podobieństwo rozbitków ? do Nowego Tomyśla, spokojnego miasta na zachodzie Wielkopolski. Autorka określiła je jako ?cztery chryzantemy?. Piątą kobietą jest Zofia z domu Gołacka, matka autorki, na tle historii rodziny Gołackich. Wszystkie te kobiety, jeszcze w dzieciństwie, stały się świadkami inwazji sowieckiej na Polskę, rozpoczętej 17 września 1939 r., skutkiem której utraciły ojców, a potem ofiarami deportacji, w wyniku której setki tysięcy polskich rodzin znalazły się za Uralem, w Północnym Kazachstanie, przeważnie głęboko w stepach, w małych posiołkach, sowchozach, czyli tamtejszych PGRach, albo w kołchozach, czyli spółdzielniach produkcji rolnej. Niech nas te nazwy nie mylą: one nie maja nic wspólnego nawet z tym, co zaimplantowała Polakom Polska Ludowa. Nad każdą jednostką organizacyjną tam rozciągała się kontrola państwa, Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików, a przede wszystkim NKWD ? Narodowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, sprawnej i wszechobecnej policji politycznej, której okrucieństwa i zbrodnie dorównywały, albo i przerastały okrucieństwa niemieckiego Gestapo.

Dokonują inwazji na państwo, z którym wiązał go pakt o nieagresji, Związek Sowiecki złamał prawo międzynarodowe. Mordując Polaków, oficerów, policjantów i funkcjonariuszy państwa, złamał konwencje genewskie o traktowaniu jeńców, złamał też cywilizowane zasady humanitarne, zabraniające represjonowania i maltretowania ludności cywilnej. Nieujawnionym wyrokiem, w trybie administracyjnym, bez podania im tego do wiadomości, wszyscy wywiezieni obywatele Polski, włącznie ze starcami i nawet jeszcze nienarodzonymi dziećmi, zostali skazani na dziesięć lat pobytu ?na osiedleniu?. Nieludzkie warunki, praca ponad siły, głód i choroby ? w dodatku w ostrym klimacie ? dla wielu z nich stały się wyrokiem śmierci. Władze Rosji współczesnej bronią się przed uznaniem tego za zbrodnię ludobójstwa.

Stefania Chorążyczewska z Rolikówki pod Lwowem została wywieziona do Dynisówki, Joanna Natkiewicz z Tołstego, woj. tarnopolskie, do Siemipołki, Irena Tomiak-Wesoła do Turkodołu, obł. Pawłodar, rodzina Gołackich ze Słonimia do Ostrowki, też pod Pawłodar, wszystkie cztery do Północnego Kazachstanu, Longina Eckert z Brześcia nad Bugiem ? do m. Azbest blisko Swierdłowska, w tejże strefie klimatycznej, ale bliżej Uralu.

Jedna z ?chryzantem?, Longina Eckert mówi, że tego, co przeżyli zesłańcy: ?… nie można rozpatrywać w kategoriach chorobowych, lecz na poziomie codzienności, nie jednorazowego wyczynu, ale ciągłego starania się o przetrwanie w poczuciu polskiej tożsamości i wartości, jakie przekazał nam rodzicielski dom.?

Rzeczywiście, dla wszystkich tych kobiet oparciem i źródłem siły były ich rodziny. Szczególny hołd składają swoim matkom. To one okazały pracowitość, zaradność, pomysłowość, a nade wszystko miłość do swoich dzieci i swoich nieobecnych mężów, zdobywając się na każdą ofiarę, nawet ze zdrowia i życia. I to one podtrzymywały nadzieję na powrót do ojczyzny i na spotkanie z tymi, z którymi zostały rozdzielone.

Rodziny pozbawione mężów i ojców, którzy przedtem w dużym stopniu zapewniali byt ekonomiczny, miażdżone przez wydarzenia wojenne i terror polityczny, zdobywały się jednak na prawdziwy heroizm, aby nie tylko przetrwać, ocalając ?substancję biologiczną? ale także poczucie swojej tożsamości: narodowej, kulturalnej i etycznej. Kultura i religia były w ich rzeczywistości integralnie ze sobą związane. Mały tomik poezji Mickiewicza, książka do nabożeństwa, czy jakiekolwiek drukowane słowo polskie przypominały dobry czas, który został odebrany, i dawały nadzieję, ze nie wszystko jest stracone, ze gdzieś daleko pozostał ich dom, do którego będzie można wrócić. Wiara i kultura podtrzymywały na duchu. Były wartościami, które mogły ocalić I ocalały.

Ocalić człowieczeństwo mogła także pamięć. Żołnierze i cywile, którzy wyszli z ZSRR z Armią Andersa, zostali zobowiązani do tego, aby spisać swoje przeżycia w kraju niewoli. Nie zrobiono tego w stosunku do berlingowców, ani do repatriantów. Wręcz przeciwnie, im zakazano nawet wspominania w rozmowach. Na pożegnanie z Krajem Rad, przed mostem na Bugu w Brześciu, jak sama pamiętam, w drzwiach każdego wagonu stawał enkawudzista i wygłaszał formułkę: – ?Pamiętajcie milczeć (Pomnitie mołczat), bo jeszcze się spotkamy?.

A kto by chciał się spotykać!

Jednym z ideologicznych haseł sowieckich, bardzo chwytliwym, była RÓWNOŚĆ. Historycznie biorąc, zaczerpnięta z haseł Wielkiej Rewolucji Francuskiej, ale interpretowana na sposób leninowsko-stalinowski. Dążenia równościowe są właściwe wszystkim nurtom demokratycznym. Równość wobec prawa; równość szans. Równanie, równoważenie, wyrównywanie. Ale w którą stronę? W górę czy w dół? W systemie ?dyktatury proletariatu? – w dół, przede wszystkim w dół, głosząc jednocześnie, że odbywa się windowanie w górę, czyli awans społeczny i kulturalny najbardziej upośledzonych warstw. Likwidacja prywatnego przemysłu i handlu, rozkułaczenie chłopów, upaństwowienie ziemi, sparaliżowanie (to wyrażenie Lenina) drobnomieszczaństwa, odbieranie warsztatów rzemieślniczych, pozbawienie prawa wykonywania wolnych zawodów, zmuszanie ludzi stanowiących warstwę inteligencji do wykonywania pracy fizycznej, unicestwienie elit, wszelkich elit: finansowych, naukowych, szczególnie humanistycznych, kulturalnych, politycznych. Czystka w wojsku. Likwidowanie ?białych? oficerów. Zniesienie działalności Cerkwi Prawosławnej, likwidowanie wszelkich instytucji kościelnych; zakaz praktyk religijnych. Przemiał i ?urawniłowka?. Pod głównym hasłem walki z kontrrewolucją.

To tylko część dokonań w najbardziej ?postępowym i sprawiedliwym ustroju?, który następna rewolucja, rzekomo socjalistyczna, miała rozciągnąć na cały świat.

Wychowanie przez pracę, karanie pracą przymusową, resocjalizacja przez pracę. Zawsze przez pracę narzuconą, wymuszoną. Bo Kto nie pracuje, ten nie je. Przesiedlenia całych narodów, wywózki, eksmisje z mieszkań, administracyjne nakazy zmiany miejsca zamieszkania, poprzez ruinę materialną i utratę podstaw utrzymania ? rozszarpywały więzi społeczne i narodowe, rodzinne i uczuciowe, prowadząc do spustoszenia emocjonalnego, do zniszczenia kultury i tradycji, do takiego stanu zatomizowania społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na samodzielne decyzje, i jeszcze mniej na opór.

Uznając siebie za ?ojczyznę światowego proletariatu? Związek Sowiecki był wydajnym choć prostackim urządzeniem do produkowania proletariatu, którego znaczna część przejmowała mentalność lumpenproletariacką: przeżyć dzień, zjeść, popić, nie narobić się, skombinować, ukraść, nie dać się złapać.

Ferwor rewolucyjny odznacza się tym, ze ponieważ wydarzeniom nadaje sie szybki bieg, więc nie ma czasu na dostrzeganie różnic, na odcienie i niuanse. Rządzą emocje, rozum zostaje wyłączony. Stosuje się tylko ujęcia zero-jedynkowe: biały-czarny, dobry-zły, nasz-wróg.

Nie będący obywatelami sowieckimi Polacy, niezależnie od tego, kim byli i z czego żyli, zostali totalnie, pod jeden rząd, uznani za burżujów, czyli za wrogów klasowych, z klasy przeciwnej rewolucjom, zaliczeni więc do kategorii tych, ktorzy powinni zostać ze społeczeństwa wyeliminowani. Czyli po prostu zniszczeni.

Widać ze wspomnień ?Chryzantem?, jak nieprzyzwyczajone do fizycznej pracy, szanowane i chronione przez dobrą kulturę obyczaju, przeważnie dotąd zajmujące się domem i dziećmi, polskie panie, nazywano w ?ojczyźnie proletariatu? burżujkami, krwiopijcami i darmozjadami. Musiały zdobyć się na nieludzki wysiłek, aby we wrogim początkowo otoczeniu znaleźć dach nad głową, zdobyć odrobinę jedzenia, opał i lekarstwa, te podstawowe środki do życia.

Chociaż jednak zostały społecznie zdegradowane, ale opierały się zdeklasowaniu kulturowemu. Pamiętak jak miejscowe kobiety nie mogły się nadziwić, że w naszej ziemiance wciąż używano takich słów jak dziękuję, proszę, przepraszam, i że nawet postne ziemniaki je się z talerza nożem i widelcem. A to był po prostu tylko składnik gry, jaką nadzieja toczyła o przyszłość.

Powroty z Syberii. Problem przyjazdu do Polski, nie tej dawnej, ale innej Polski, nieznanej, nie wiadomo jakiej, ale Polski. Problem, który niesłusznie nazywa się repatriacją. Może należałoby raczej mówić inpatriacji.

Żadna z pięciu sybiraczek nie przedstawia radosnego i serdecznego powitania, jakie spotykałyby powracających. Każda, choć oszczędnie i zwięźle przedstawia to jako trudną próbę życiową. Brudni, obdarci, zagłodzeni ludzie rozwożeni byli przeważnie po Ziemiach Odzyskanych, a jeżeli nie mieli w granicach Polski bliskich, którzy by ich przygarnęli, to często dostawali się do miejscowości, które z trudem odszukiwało się na mapie, do wsi i małych miasteczek. Wiadomo było, ze oficjalną intencją władz było, aby jak najszybciej zaludnić i ożywić tereny spustoszone przez wojnę i opuszczone przez dotychczasowych mieszkańców. Nie zorganizowano dla nich pomocy lekarskiej, nikt nie troszczył się o ich traumy, dzieci ofiar zbrodni katyńskiej nie otrzymywały stypendiów ani miejsc w bursach, jak część sierot wojennych. Więcej ? często odmawiano im przyjęcia do szkół, odsiewano przy przyjmowaniu na studia. W dorosłym życiu nieczęsto w pracy dorabiali się awansów.

Zniszczone ciężką pracą i schorowane matki nadal jednak pomagały swoim dzieciom i troszczyły się o ich potrzeby. I to one często stanowiły jedyne ogniwo łączące dawną i nową rzeczywistość. Zachowywały pamięć, podtrzymywały tradycję, starały się, by rodzina nie odchodziła za daleko.

Komu pamięć pomaga? Czyja pamięć? Pamięć własna czy od kogoś przejęta? Pamięć jako imperatyw moralny? Czy pamięć jako obciążenie, z którego powinniśmy jak najprędzej się uwolnić?

Przez cały PRL ciążył na ofiarach stalinowskich represji nakaz milczenia. Ludzie bali się donosów do UB. Irena Tomiak-Wesoła wspomina, ze jaj brat na lekcji w szkole opowiedział, co spotkało jego rodzinę. ?Był rok 1947, matkę naszą wezwano do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa i straszono, zakazywano, abyśmy mówili o deportacji?. W rezultacie ludzie pracujący całymi latami w jednej pracy dopiero po 1989 r. dowiadywali się, ze ich koledzy byli dotknięci tą samą niedolą.

Nie ulega wątpliwości, że wyrok wydany przez Stalina na polską inteligencję i elity narodu, aby pozbawić go filarów moralnych i intelektualnych, był realizowany jeszcze przez długie lata tutaj, w naszym kraju, przez naszych współobywateli. Kiedy ojcowie i i mężowie zostali wymordowani, należało jeszcze unicestwić ich rodziny, degradując społecznie i deklasując, wykorzeniając nawet opartą na rzeczowych dowodach pamięć historyczną. Dlatego w tych rodzinach nakaz pamiętania i przekazywania pamięci o zbrodni katyńskiej, o więzieniach, łagrach i wywózkach, stał się nakazem moralnym wyrażającym wartość jej każdego pojedynczego członka. Stanowiło to milczący, lecz trwały i niezniszczalny, ruch oporu.

Posiadanie własnej pamięci, w przypadku tej książki, służy rozumieniu tego, co jest w pamięci innych. Myślę, że Teresa Tomsia, której dziadek zginął z łagrze, a matka była jedną z pięciorga rodzeństwa, które przetrwało sześć lat pobytu na zsyłce, okazała, że ma wszelkie dane, aby poprzez własną historię rodzinną odczytywać historie innych sybiraczek, nie tak, jak robi to silący się obiektywizm opisywacz zdarzeń, ale z głębokim zasłuchaniem, a może nawet po prostu z czułością?.

Po wypowiedzi Ewy Najwer głos zabierali obecni na sali. Na zakończenie Teresa Tomsia podziękowała przybyłym za udział w spotkaniu i poinformowała, że dnia następnego w Nowym Tomyślu będzie miała spotkanie z Sybiaczkami, które są bohaterkami jej książki.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska, foto: Tomasz Stube, Eugeniusz Tomsia

Ewa Najwer i Teresa Tomsia
Ewa Najwer i Teresa Tomsia
Teresa Tomsia i Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
Teresa Tomsia i Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek
R. Łukawski, T. Tomsia i E. Najwer
R. Łukawski, T. Tomsia i E. Najwer