OBCHODY 70. ROCZNICY „RZEZI WOŁYŃSKIEJ”

DEKLARACJA

SPOŁECZNEGO KOMITETU ORGANIZACYJNEGO OBCHODÓW

ROCZNICY 11 LIPCA

            Ludobójstwo dokonane na ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich podczas II wojny światowej było jedną z najstraszniejszych zbrodni w historii narodu polskiego. Te tragiczne wydarzenia wspominamy 11 lipca w rocznicę wołyńskiej „krwawej niedzieli”, kiedy równocześnie wymordowano Polaków w 99 miejscowościach na Wołyniu.

            Społeczny Komitet Organizacyjny Obchodów Rocznicy 11 Lipca stawia sobie za cel godne uczczenie pamięci ofiar i uszanowanie ich rodzin, pośród których żyją jeszcze świadkowie tortur i zabójstw swoich najbliższych, przywrócenie świadomość społecznej o zagładzie ludności cywilnej w województwach: wołyńskim, lwowskim, tarnopolskim, stanisławowskim, poleskim i lubelskim, o zbrodni dokonanej na obywatelach polskich przez ich sąsiadów, obywateli polskich – członków szowinistycznych formacji OUN-UPA, 14 Dywizji SS „Galizien” oraz policji ukraińskiej przy współudziale ludności chłopskiej i części kleru grekokatolickiego. Prawie pięć tysięcy miejsc, prawie dwieście tysięcy bezbronnych ofiar wciąż czeka na upamiętnienie, a tysiące żyjących – na przywrócenie prawdy historycznej o planowym i okrutnym likwidowaniu narodu polskiego. Uważamy za swój obowiązek przestrzeganie młodego pokolenia przed wpływem i skutkami ideologii opartej na nienawiści i pogardzie dla człowieka. 

            Przez lata państwo polskie nie objęło opieką psychologiczną rodzin ofiar. Ocaleni z pogromów z trudnością mówili o tym, co widzieli. Traumę rodziców i dziadków wyniesioną z doświadczeń II wojny odziedziczyli ich potomkowie. 

            Społeczny Komitet Organizacyjny Obchodów Rocznicy 11 Lipca zaprasza do współpracy. Solidarność z ofiarami i ich rodzinami jest naszym wspólnym obowiązkiem.

W skład Społecznego Komitetu Organizacyjnego Obchodów Rocznicy 11 Lipca wchodzą:

1.      ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, proboszcz ormiańskokatolickiej parafii południowej

2.      Janina Kalinowska, Stowarzyszenie Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu w Zamościu

3.      Małgorzata Kola, Stowarzyszenie „Huta Pieniacka” we Wschowej

4.      Krzysztof Krzywiński, Stowarzyszenie Kresy – Pamieć i Przyszłość w Chełmie

5.      Mirosław Gilarski, Radny Miasta Krakowa

6.      Wiesław Tokarczuk, Kraków

7.      dr Lucyna Kulińska,  Społeczna Fundacja Pamięci Narodu Polskiego

8.      Henryk Bajewicz, Stowarzyszenie Kresowe „Podkamień” w Wołowie

9.      prof. Bogusław Paź, Wrocław

10.  Andrzej Zapałowski, Podkarpacka Liga Samorządowa

11.  Aleksandra Biniszewska, Muzeum Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich

12.  Ewa Szakalicka, Federacja Organizacji Kresowych

13.  Mateusz Dzieduszycki, Razem TV

14.  Ada Ogonowska, Warszawa

15.  Zygmunt Mogiła -Lisowski, Towarzystwo Miłośników Wołynia i Polesia

16.  Andrzej Siedlecki, Stowarzyszenie Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej

17.  Rafał Żak, Liga Obrony Suwerenności

18.  Danuta Skalska, Światowy Kongres Kresowian

19.  Krzysztof Alwast, Komitet Historyczny „Pamięć” w Grodzisku Mazowieckim

20.  Andrzej Mosiejczyk, Prabuckie Stowarzyszenie Kresowiaków

21.   Wiktor Węgrzyn, Motocyklowy Rajd Katyński

22.  Jan Kasprzyk, Związek Piłsudczyków

23.  Zbigniew Okorski, Związek Towarzystw Gimnastycznych ?Sokół? w Polsce

24.  Artur Górski, Poseł na Sejm RP

25.  prof. Bogumił Grott, Kraków

26.  Wojciech Korkuć, Warszawa

27.   dr hab. Leszek Jazownik, Zielona Góra

28.  dr hab.  Andrzej A. Zięba, Kraków 

29.  Stanisław Szarzyński, Klub Inteligencji Katolickiej w Przemyślu,

30.   Zdzisław Koguciuk, Porozumienie Pokoleń Kresowych w Lublinie

31.  Zdzisław Malinowski, Częstochowa

32.  Tomasz Kwaśnicki, Kresy.pl

33.  Paweł Pierzchanowski, V-Production

34.  Edward Bień, Stowarzyszenie Kresowian Ziemi Dzierżoniowskiej

11 lipca 2013 r. centralne obchody 70 rocznicy Rzezi Wołyńskiej odbędą się w Warszawie. Poznański Oddział TML i KPW organizuje wyjazd na uroczystości dla wszystkich, którzy chcą w nich wziąć udział. Chętni mogą zgłaszać się w każdą środę w godz. 16.00 – 17.00 do pok. 336 w Centrum Kultury ZAMEK, do 3 lipca b.r.

Program obchodów w Warszawie jest następujący:

– godz. 12.00 – Msza św. w intencji ofiar ludobójstwa na Kresach odprawiona zostanie przed kościołem pw. św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży.

– godz. 13.30 – Marsz Pamięci z Placu Trzech Krzyży ul. Nowy Świat w stronę Krakowskiego Przedmieścia do Placu Zamkowego pod tablicę na Domu Polonii poświęconą pomordowanym. Złożenie kwiatów i zapalenie zniczy, przemówienia okolicznościowe, zaprezentowanie stowarzyszeń kresowych, zaproszenie do udziału w imprezach towarzyszących.

– godz. 16.00 – Koncert Pamięci – oratorium Krzesimira Dębskiego „Kres Kresów…” – Park Agrykola.

– godz. 18.00 – Zakończenie oficjalnych obchodów na Placu Zamkowym

Gorąco zachęcamy Kresowiaków do masowego uczestnictwa w uroczystościach, by uczcić pamięć tysięcy bestialsko pomordowanych Polaków. Marsz będzie miał charakter żałobny i podniosły. Można przygotować transparenty z nazwami miejscowości kresowych, w których mieszkali idący w pochodzie.

Podczas Koncertu Pamięci w parku Agrykola na wielkim ekranie pokazywane będą przedwojenne zdjęcia Kresowiaków, którzy zostali wymordowani przez ukraińskich nacjonalistów. Przedstawiać będą ich żyjących, uśmiechniętych, w różnych sytuacjach rodzinnych, np. obchodzących I Komunię Świętą.

O ustalonej godzinie odezwą się dzwony warszawskich kościołów, by w ten sposób oddać hołd pomordowanym na Kresach Południowo-Wschodnich.

W sprawach obchodów można kontaktować się ze Społecznym Komitetem Organizacyjnym Obchodów Rocznicy 11 Lipca: tel. 609 963 763, tel. 602 603 588

Hanna Dobias-Telesińska

DOMONIKANIE WRÓCILI DO LWOWA

Wracamy do domu!” – tymi słowami powitał wszystkich zgromadzonych o. Krzysztof Popławski – Prowincjał Prowincji Polskiej zakonu Kaznodziejów. Gdy 15 maja 1946 roku, spakowany w pośpiechu w dwa bydlęce wagony brat Wilhelm uciekał do Polski, prawie nikt nie wierzył,  że Dominikanie kiedyś wrócą do Lwowa. A byli tam od XIV w. Cudem wówczas udało mu się spakować organy z kościoła Bożego Ciała, siedziby klasztoru, obecnie cerkwi Najświętszej Eucharystii, które trafiły do Gdańska i są tam do dnia dzisiejszego. Jednak jego gorące modlitwy zostały wysłuchane. Mimo, że brat Wilhelm od paru lat już nie żyje, to 30 września 2012 roku dekretem Przełożonego Dominikanów w Rosji i na Ukrainie o. Macieja Rusickiego przywrócony został do posługi duszpasterskiej trzy osobowy klasztor. Przełożonym tej małej wspólnoty został o. Jakub Gonciarz, który do pomocy ma dwóch ojców z Ukrainy.

Mszę św. w kościele pw. Matki Boskiej Gromnicznej, inaugurującą działalność klasztoru, odprawił ks. Biskup Leon Mały, biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej.

Po uroczystościach oo. Dominikanie zaprosili wszystkich zgromadzonych na bigos i słodkości do budynku przedwojennego seminarium archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego, dawnego klasztoru s. Karmelitanek, gdzie w bezpośrednich rozmowach opowiadali o historii i perspektywach swojej działalności po powrocie.

Tekst i zdjęcia: Jacek Kołodziej

LOS KRESOWIAKÓW NA SYBERII

LOS KRESOWIAKÓW NA SYBERII

…LECZ  MYŚMY  WIERZYLI,  ŻE  STANIE  SIĘ  CUD…

(NIE WIESZ KIEDY WRÓCISZ DO DOMU)

 

            Jeszcze 23 lata temu dzień 17 września był dniem nie­mal zakazanym. Władze PRL-u robiły wszystko, żeby ten dzień, jak również słowo Katyń zostało na zawsze wykre­ślone z umysłów Polaków. A przecież 17 września 1939 roku Związek Sowiecki w zmowie z hitlerowskimi Niem­cami napadł na niepodległe państwo polskie, wbijając w ten sposób nóż w plecy wszystkich miłujących wolność i swą Ojczyznę.

            Prawie natychmiast władze sowieckie przystąpiły do realizacji swych, z góry zaplanowanych niecnych zamia­rów. Zaczęły się aresztowania urzędników państwowych, lekarzy, prawników, nauczycieli, leśników… Zresztą, wszechwładne NKWD – policja polityczna – podejrzewała wszystkich Polaków o wszystko. Już w październiku 1939 roku sowieccy urzędnicy państwowi przeprowadzili imienne spisy polskich rodzin w miastach i wioskach.

            Skrótu „NKWD” niewiele osób wówczas używało i znało. Będąc już na Syberii dowiedziałem się od rosyj­skiego chłopca, że niektórzy Rosjanie ten skrót rozszyfro­wywali po swojemu i brzmiał on tak:

Nieznajesz

Kogda

Wierniosz

Damoj

Rzeczywiście rozszyfrowanie to oddaje w dużym stopniu „działalność” tej bolszewickiej instytucji. Wielu, bardzo wielu Polaków pod okupacją sowiecką, skazywani byli na długie lata więzienia lub zsyłki w syberyjską tajgę. Dzie­siątki tysięcy nie wróciło wcale, gdyż zostali bez sądu i wyroku zamordowani w Katyniu, Miednoje, Charkowie, Butyrkach i w innych miejscach kaźni.

Około milion trzysta pięćdziesiąt tysięcy Polaków w czterech masowych wywózkach zostało deportowanych na Sybir na długie lata. Rodziny zesłańców wyniszczono przez choroby, głód i poniżenie.

Oto, z konieczności parę zaledwie fragmentów relacji świadków bolszewickiej zbrodni podanych w książce Ju­liana Siedleckiego „Losy Polaków w ZSRR”.

„Gdy załadowany zesłańcami pociąg ruszył w kie­runku granic ZSRR, kobiety płakały, a mężczyźni zaczęli śpiewać hymn narodowy – przejeż­dżając przez granicę polską zesłańcy śpiewali: Nie damy ziemi skąd nasz ród”

Wartownik oddał dwa strzały i krzyknął:  Nie śpiewać polskie psy bo będę strzelać!

…W wagonie ojciec chciał zagotować na prymusie trochę wody dla chorego dziecka, strażnik kazał mu go zgasić. Na protesty i tłumaczenia zabił go kolbą karabinu.

I jeszcze jeden krótki fragment relacji 18. letniej Danusi świadczący o wysokim morale młodzieży polskiej i to pomimo cierpienia i poniżenia.

„Było to wszystko niczem w porównaniu z upokorze­niem moralnym, z prześladowaniami, jakie mu­siałyśmy znosić. Milcząc trzeba było znosić drwiny z na­szego kraju, naszego rządu polskiego w Londynie i z siebie samych. Na każdym kroku mówili nam: Nie wrócicie nigdy do swojego Kraju. Lecz myśmy wierzyli, że coś się odmieni, że stanie się cud, na który stale czekaliśmy i z tą myślą żyliśmy (…). Z pracy wracaliśmy nocą. Spuszczona głowa, zwisające ręce, ledwie wlokące się nogi, prosto­wałyśmy się dopiero, gdy na tle prymitywnego piecyka na podwórzu rysowała się blada twarz matki. Jej męczeńska postać dodawała nam bodźca i nowej siły. Jej myśl całymi dniami pracowała nad tym, z czego ugotować ma nam zupę, co jeszcze można wymienić na mąkę i kartofle.”

Sybiracy zrzeszeni w naszym lubskim kole pamiętają dobrze te upodlenia. Wielu z nich ma własne w tym względzie doświadczenia. W tych morderczych dniach bolszewickiego-komunistycznego zniewolenia szczególna rola przypadła polskim matkom. To one uczyły swoje i nie tylko swoje dzieci: Kto Ty jesteś? – Polak mały. To one zabiegały o wszystko co możliwe i niemożliwe by ratować swe dzieci. Siebie, pracą ponad siły, skazywały na zupełne wyczerpanie, a nawet śmierć. To one ze swymi starszymi dziećmi troszczyły się o kromkę chleba lub kawałek bu­raka by doczekać odmiany losu. By doczekać dnia, kiedy powrót do kraju ojczystego stanie się faktem. Że marzenia o ojczyźnie i nakarmieniu dzieci staną się możliwe. Że przyjdzie taki dzień?

Wspomniana Danusia tak opisuje pierwszą realną o tym wiadomość: „Aż przyszedł dzień, który miał nam roz­pogodzić czoła, dzień, w który wierzyliśmy, że przyjdzie. Byliśmy na sianokosach, gdy nadszedł brygadier z gazetą i przeczytał, że jesteśmy wolni, ze organizuje się armia pol­ska. Padał deszcz, a my z kosami na ramieniu z podnie­sioną głową, wśród wielkiej ulewy szliśmy do domu, a z piersi naszych płynęła pieśń: Czy przyjdzie nam zginąć wśród boju, czy w tajgach Sybiru nam zginąć, z trudu na­szego i znoju Polska powstanie by żyć.”

Wiara czyni cuda. Gdyby nie wiara w odmianę losu, wiara w Boga i opiekę Matki Najświętszej, wielu zesłań­ców nie doczekałoby się tej nadzwyczajnej wiadomości. Nadzieja na odmianę losu pozwoliła na dalsze trwanie, na walkę o przeżycie następnego dnia.

Nadszedł dzień, kiedy pociągi towarowe, takie same jak te, którymi nas wywożono, tyle że bez uzbrojonych straż­ników i po sześciu latach wiozły pozostałych przy życiu zesłańców „do domu” – jak się wówczas mówiło. Nie­szczęśnicy ci nie wiedzieli, że nie do swojego domu. Pa­miętajmy, był rok 1946.

            Dziś Sybiracy te dawne lata nadal żywo wspominają. Niektórzy z nich w takich chwilach spuszczają głowy i opłakują sowich najbliższych, którzy nie doczekali się powrotu. Zostali pochowani pod sosną w tajdze bądź w pustynnym piasku.

 Rodrycjusz Bolesław Gerlach

KSIĄDZ PROFESOR ALEKSY KLAWEK

Ks. Aleksy Klawek był synem Ziemi Wielkopolskiej. Urodził się 11 maja 1890 roku w Rogoźnie Wielkopolskim. Był synem Ignacego i Anny Kruppik. Ojciec był nauczycielem w szkole podstawowej. Ówczesna polityka germanizacyjna zmusiła go do odejścia ze szkoły w Rogoźnie i podjęcia pracy nauczycielskiej w pobliskiej wsi. Aleksy był jednym z sześciorga dzieci. Po zdaniu matury w Gimnazjum rogozińskim 1 kwietnia 1910 roku wstępuje do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Według wymaganej opinii wystawionej przez ówczesnego proboszcza „był nie tylko w gimnazjum najzdolniejszym i najlepszym uczniem, lecz zarazem najpobożniejszym”. Mimo zbyt młodego wieku (brakowało mu 15 miesięcy do wymaganego wieku, aby uzyskać święcenia) przyjął święcenia kapłańskie 15 lutego 1913 roku w katedrze gnieźnieńskiej. Od marca 1913 roku zostaje wysłany na stanowisko wikarego do Wonieścia (w 2006 roku została tam wmurowana tablica pamiątkowa ku jego czci). Jednak już rok później zostaje skierowany na studia teologiczne do Monastyru. Tam od lat studiowali księża pochodzący z Wielkopolski. W 1917 roku zdał tam egzamin doktorski, a następnie obronił pracę doktorską uzyskując dyplom summa cum laude.

Po ukończeniu studiów zgłosił się do pracy duszpasterskiej w Maklenburgii wśród polskich robotników, którzy zostali tam sprowadzeni przez władze niemieckie do pracy.

Po powrocie w 1917 roku wyjeżdża do Wrocławia, aby zbierać materiały do pracy habilitacyjnej. Jednak władze wysyłają go do pełnienia pracy duszpasterskiej. Zostaje wysłany najpierw do Granowa, a potem do Rydzyny, gdzie oprócz pracy duszpasterskiej zostaje kapelanem w obozie jenieckim dla Polaków walczących w armii carskiej.

Wiosną 1918 roku rozpoczyna swoją pracę dydaktyczną. Obejmuje funkcję wykładowcy Nowego Testamentu w Seminarium Duchownym najpierw w Gnieźnie, a potem w Poznaniu. Prowadził tam przez sześć lat wykłady i seminaria. Wpajał przyszłym duszpasterzom solidną wiedzę i umiłowanie Pisma Świętego. Od początku swej pracy naukowej pisał o potrzebie nowego przekładu Biblii i jej upowszechniania wśród wiernych. Nieprzypadkowo jednej ze swoich pierwszych publikacji dał tytuł „Więcej Pisma Świętego” W jednym z artykułów z 1920 roku w słowach skierowanych do biblistów pisze „Potrzeba nam podręcznego wydania Pisma Św. Precz z wszelkimi wydaniami ozdobnymi, które się jedynie w salonie wykłada, a których nikt nie czyta„. Jeden z jego wychowanków – ks. bp Kazimierz Kowalski tak wspomina: „Seminarium jego było bardzo liczne i jedyne w swoim rodzaju, gdyż opierało się na najnowszych wówczas pracach naukowych w teologii”.

Poza pracą dydaktyczną w Seminarium udziela się też aktywnie w pracach Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, gdzie w ramach działającego tam Towarzystwa Wydziału Teologicznego wygłasza referaty o tematyce biblijnej. W 1921 roku zostaje wiceprezesem Wydziału.

W 1921 roku habilituje się na Uniwersytecie Jana Kazimierza w Lwowie. W tym czasie miał nadzieję, że w Poznaniu powstanie Wydział Teologiczny przy Uniwersytecie Poznańskim. Jednak do tego nie doszło i Aleksy Klawek opuszcza Poznań i udaje się do Lwowa. Początkowo mieszka przy ul. Czarnieckiego, a potem uzyskał przydział w Domu Profesorskim na ul. Supińskiego 11.

16-letni pobyt we Lwowie stanowi niewątpliwie apogeum w całej jego działalności naukowej i organizacyjnej. W 1923 roku uzyskuje katedrę egzegezy Starego Testamentu, a rok później nominację na profesora nadzwyczajnego.  Z środowiskiem

lwowskim związał się już na trwale Już w1928 roku zostaje profesorem zwyczajnym nauk biblijnych. Poza wykładami biblijnymi opartymi na tekstach oryginalnych, prowadzi studium języka hebrajskiego, aramejskiego i archeologii biblijnej. Wykłada również na Wydziale Humanistycznym filologię semicką, zastępując profesora z katedry nauk orientalnych Bliskiego Wschodu. W latach 1925-1927 był dziekanem Wydziału Teologicznego, a w roku akademickim 1933/34 prorektorem Uniwersytetu. Wykłady i seminaria prowadzone przez Aleksego Klawka cieszyły się popularnością również wśród osób świeckich. Uczęszczali na nie również Ormianie i Żydzi. Szybko zaprzyjaźnił się z wieloma profesorami lwowskimi nie tylko teologami, ale i profesorami świeckimi jak prof. Taszycki, Lehr – Spławiński, Kuryłowicz, Bulanda i inni.

Okazał się również wspaniałym organizatorem. Zaraz po przyjeździe do Lwowa objął redakcję „Przeglądu Teologicznego”, któremu chciał nadać charakter międzynarodowy. Od 1932 r. wydaje ten kwartalnik pod nazwą „Collectanea Theologica”. Był sekretarzem generalnym założonego w roku 1924 Polskiego Towarzystwa Teologicznego. Starał się, aby objęło ono całą odrodzoną Polskę. Pasja naukowego, społecznego i organizatorskiego działania nakazywała mu starać się o to, by duchowieństwo w niepodległej Polsce dźwignąć na najwyższy szczebel intelektualny i naukowy.

Jednym z dużych osiągnięć było zorganizowanie w 1928 roku pierwszego krajowego zjazdu teologów polskich.

Innym wielkim wydarzeniem było zorganizowanie w 1934 r. wspólnie z ks. prof. Piotrem Stachem pierwszej naukowej pielgrzymki księży polskich do Ziemi Świętej. Została ona opisana przez ks. Stacha w książce „Podróż naukowa do Ziemi Świętej” (Lwów 1937).

Naukowe zainteresowania biblijne ks. Klawka były bardzo rozległe. Najwięcej jednak uwagi poświęcał zagadnieniu Psalmów. Dokonał nowego poetyckiego przekład Psalmów, który został opublikowany w 1938 r. we Lwowie i był dedykowany jego tragicznie zmarłej siostrze Stefanii.

Poza pracą naukową i organizacyjną zajmował się młodzieżą akademicką i to nie tylko młodymi kapłanami, ale i młodzieżą świecką. Młode pokolenie Polaków było przedmiotem jego szczególnej troski. Znaczna część młodzieży znajdowała się w trudnych warunkach materialnych. Jako duszpasterz akademicki dzięki poparciu lwowskich księży i katolików świeckich zakłada Caritas Academica, która to organizacja stara się o bezpłatne obiady dla biednych studentów.

Dużo pracy poświęcał sprawie odrodzenia religijnego młodzieży. Większość księży podawała prawdy religijne w sposób autorytatywny, nie dopuszczając do żadnego dialogu, co często pogłębiało kryzys światopoglądowy młodzieży. Dlatego organizuje Duszpasterstwo Akademickie, które docierałoby bezpośrednio do ogółu młodzieży, a nie tylko do młodzieży zrzeszonej w stowarzyszeniach katolickich. Potrafił obudzić w studentach uśpioną wiarę. Aleksy Klawek został w 1927 r. mianowany na stanowisko Kuratora Stowarzyszenia Studentów Katolickich. Ponieważ we Lwowie nie było osobnego kościoła akademickiego przystąpił ks. Klawek wspólnie z młodzieżą do budowy kaplic w domach akademickich. I tak powstała kaplica w Akademiku przy ulicy Abrahama (1934), w Domu Studentek (1936) i przy ulicy Pijarów (1937).

W Mikuliczynie było sanatorium przeciwgruźlicze dla studentów i tam często przyjeżdżał, aby odwiedzać chorych.

Wielkim przeżyciem religijnym była pielgrzymka ogólnoakademicka do Częstochowy w 1936 r., podczas której ogłoszono Maryję Patronką młodzieży akademickiej. Podobne uroczystości miały się odbywać co cztery lata. Wojna przerwała te plany.

Poświęcenie i trud włożony w pracę na uniwersytecie i poza nim został zauważony i 8 marca 1933 roku na wniosek Lwowskiej Kurii Metropolitalnej otrzymał od papieża Piusa XI nominację na Prałata Papieskiego.

Nadszedł rok akademicki 1939/40, który został przerwany decyzją władz radzieckich: „Stosownie do ustawodawstwa radzieckiego dotyczącego rozdziału kościoła od państwa – należy zlikwidować teologiczny fakultet na Lwowskim Państwowym Uniwersytecie – Pracujący personel Wydziały Teologicznego należy uważać za zwolniony z posad„.

Ks. Klawek wraz z siostrzenicą i szwagrem Kazimierzem Smolińskim, który uciekł z niewoli radzieckiej, opuszcza potajemnie Lwów i wraca do rodzinnego Rogoźna. W październiku 1941 roku zostaje aresztowany przez Hitlerowców i osadzony w Forcie VII w Poznaniu. Na szczęście zostaje pod koniec roku 1941 zwolniony, ale z nakazem natychmiastowego opuszczenia Wielkopolski. Wyjeżdża do Generalnej Guberni i zatrzymuje się w diecezji tarnowskiej. Zostaje kapelanem w klasztorach początkowo w Błoniu, a potem u Sióstr Dominikanek w Białej Niżnej.

Po wojnie w 1945 roku Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie powierzył ks. Klawkowi katedrę Starego Testamentu, gdzie podobnie jak w Lwowie zabrał się z zapałem do pracy naukowej, organizacyjnej i dydaktycznej. Zamieszkał w Krakowie na ulicy św. Marka 10. Już rok później wraz z ks. prof. Wichrem organizuje zjazd naukowy Polskiego Towarzystwa Teologicznego w Lublinie. Drugi zjazd zorganizował w Krakowie w 1948 r. łącząc go z 550 rocznicą istnienia Wydziału Teologicznego UJ. Miał on między innymi omówić przygotowania do uczczenia 1000-letniej rocznicy chrztu Polski.

Inną wielką akcją ks. Klawka był zorganizowany w 1949 r. jubileusz z okazji 350-lecia ukazania się drukiem Biblii ks. Wujka.

Wskrzesił wydawanie czasopisma „Polonia Sacra” i założył dwumiesięcznik popularno-naukowy „Ruch Biblijny i Liturgiczny”. W latach 1952-54 pełnił obowiązki dziekana Wydziału Teologicznego.

Od roku 1948 był członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności.

W pracy naukowej był bardzo wymagający. Za najważniejsze kryterium przy ocenianiu prac uważał oryginalność i niezależność wyników badań. Kiedyś powiedział: „Jeśli nie masz odwagi mówić sam za siebie, bez nieustannego polegania na autorytetach innych , to z pewnością nie masz własnego rozumu. A jeśli nie masz, to dlaczego piszesz i powtarzasz myśli innych autorów”.

W roku akademickim 1945/46 wykładów ze Starego Testamentu prowadzonych przez ks. Klawka słuchał Karol Wojtyła. 1 lipca 1946 r. zdał on u niego egzamin z Pisma Świętego z najwyższą oceną – eminenter (celujący). W zastępstwie Rektora Aleksy Klawek brał udział w egzaminie doktorskim przyszłego papieża. Na dyplomie doktorskim Karola Wojtyły widnieje jego podpis. Po śmierci ks. Klawka kardynał Wojtyła prowadził uroczystą mszę św. w akademickim kościele św. Anny w Krakowie.

Podczas VI pielgrzymki do Polski w dniu 8 czerwca 1997 roku w Kościele św. Anny Papież Jan Paweł II wygłosił przemówienie z okazji 600-lecia Wydziału Teologicznego UJ, podczas którego powiedział między innymi: „Wielką rolę odgrywali w moim życiu wielcy profesorowie, których miałem szczęście poznać… Nie mogę się oprzeć potrzebie serca, aby przynajmniej niektórych z nich wymienić dzisiaj… Wspominam zmarłych. A do nich dołączają profesorowie Wydziału Teologicznego: ks. K. Michalski, W. Wicher,… Aleksy Klawek”.

W roku 1954 władze komunistyczne zamknęły Wydział Teologiczny na UJ. Ksiądz Klawek pracował nadal jako profesor w Seminariach Duchownych: Krakowskim, Śląskim i Częstochowskim (które w tym czasie znajdowały się w Krakowie). Wykładał jeszcze w Katedrze Filologii orientalnej. Publikował wiele artykułów między innymi w „Tygodniku Powszechnym” i „Znaku”.

Ksiądz Klawek nie zapominał także o swoich przyjaciołach. Ufundował tablicę pamiątkową ku czci swego przyjaciela jeszcze z czasów lwowskich ks. prof. Stacha, którą wmurowano w kościele w Ujanowicach w 1961 r. Przez cały okres powojenny nosił się z zamiarem upamiętnienia profesorów lwowskich, których znał osobiście z pracy na Uniwersytecie, a którzy zostali zamordowani 1 lipca 1941 r. przez hitlerowców. Pragnął, aby złożono hołd ludziom, którzy zginęli tylko za to, że byli Polakami. Był jednym z organizatorów uroczystości, która miała miejsce 28 czerwca 1962 r. W kościele OO Franciszkanów w Krakowie ks. Aleksy Klawek jako senior byłych profesorów lwowskich odprawił uroczysta mszę św. w intencji pomordowanych. Następnie w krużgankach kościoła odsłonięto i poświęcono tablicę pamiątkową, wykonaną przez artystę rzeźbiarza Wiesława Łabęckiego.

Marzył o przekładzie całego Pisma Świętego z języków oryginalnych. Zebrał grono współpracowników, jednak zamierzenia nie zdołał urzeczywistnić. Dokonali jednak tego już jego uczniowie: ks. prof. Michał Peter i ks. prof. Marian Wolniewicz. Biblia ukazała się w latach 1974-76 nakładem Księgarni św. Wojciecha i cała edycja została dedykowana ks. Klawkowi.

Zmarł w pełni sił umysłowych i twórczych, w 80. roku swego pracowitego życia. Zmarł 22 listopada 1969 roku w Katowicach. Uroczystości żałobne odbyły się w Katowicach, Krakowie i rodzinnym Rogoźnie, gdzie spoczął na miejscowym cmentarzu parafialnym. W 1973 r. przy okazji Kongresu Biblistów w niedalekim Wągrowcu, kardynał Wojtyła odwiedził grób ks. Klawka. W 1999 roku Rada Miejska w Rogoźnie przyznała Ojcu Świętemu tytuł Honorowego Obywatela Miasta, a w 2007 roku na rogozińskim cmentarzu przy grobie ks. Klawka stanęła tablica upamiętniająca wizytę Ojca Świętego w tym miejscu.

 Stefania Gierszal – siostrzenica

Wykorzystano materiał z:

Ks. Władysław Smereka, „Ks. prof. Aleksy Klawek”, Tygodnik Powszechny, Nr I 1997

Robert Zimny, „Całe życie z Biblią, Aleksy Klawek 1890-1969”, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Wydział Teologiczny, Studia i materiały, Poznań, 2004

Feliks Lenort (red.), „Ks. Aleksy Klawek, całe życie z Biblią”, Biblioteka Teologii Polskie, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań, 1982

PATRONI ULIC POZNANIA ZWIĄZANI Z KRESAMI POŁUDNIOWO-WSCHODNIMI DAWNEJ RZECZPOSPOLITEJ – cz. 5

BALICKI  STEFAN

(1899-1943)

literat

Hanna Dobias-Telesińska

 

Stefan Balicki urodził się 17 maja 1899 r. w Czukwi koło Sambora. Był synem nauczycieli Wiktora i Zofii Arbesbauerów. Do gimnazjum uczęszczał także w Samborze.

Po zakończeniu I wojny światowej zamieszkał w Poznaniu, gdzie ukończył filologię polską na Uniwersytecie Poznańskim. Podjął pracę nauczyciela polonisty w gimnazjum i liceum Adama Mickiewicza w Poznaniu. Uczył tu aż do września 1939 r. Pełnił też funkcję kierownika Ogniska Metodycznego Języka Polskiego na województwo poznańskie. Był autorem kilku komentarzy analitycznych do lektur szkolnych, jakimi były powieści Bolesława Prusa i Władysława Reymonta. Od 1921 r. zajął się recenzowaniem. Pisał opowiadania, które publikował w prasie literackiej poznańskiej i warszawskiej. W 1926 r. został redaktorem pisma „Nowe Wici” wychodzącego w Poznaniu. Balicki był współtwórcą oraz uczestnikiem poznańskich kabaretów i szopek literackich, a także słuchowisk radiowych w poznańskiej rozgłośni. W latach 1927-28 należał do grupy literackiej „Loża”, która skupiała młode pokolenie pisarzy poznańskich, będących w opozycji do „starych”, monopolizujących stanowiska w miejscowym ZZ Literatów Polskich i mających wpływy w czasopismach i władzach miejskich. Działania „młodych” w 1933 roku doprowadziły do zmian i Balicki wszedł do ZZ Literatów Polskich. W latach 1932-33 był także członkiem „Klubu Szyderców”. Powieści Balickiego zawierają ciekawe obserwacje środowiska, w którym działał autor. Utwory o tematyce szkolnej oparte są na studium psychologii dziecka, rozważające różne zagadnienia pedagogiczne. W Poznaniu wydał powieść „Dziewiąta fala” (1930), zbiór opowiadań „Chłopcy” (1933), powieść „Ludzie na zakręcie” (1937) i powieść „Czerw” (1938). „Dom wróżki”, ostatnią swoją powieść drukował w odcinkach w „Dzienniku Poznańskim”. W 1937 r. otrzymał Srebrny Wawrzyn PAL.

Po wybuchu II wojny światowej został aresztowany przez gestapo i osadzony w więzieniu. Torturowany, 29 marca 1943 r. w Forcie VII w Poznaniu popełnił samobójstwo.

Był żonaty z Marią, miał syna Andrzeja.

XV DNI LWOWA I KRESÓW W POZNANIU


            XV Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu już za nami. Przyszedł czas na podsumowania i refleksje, oceny i wspomnienia. Program obchodów był bogaty. Wymagał wielu starań, zachodów i przygotowań.

       Pierwszym punktem programu był historyczny 32 mecz rozegrany po 73 latach 12 września b.r. między Pogonią Lwów i Wartą Poznań. Wynik 2:2. Drużyna Pogoni Lwów, reaktywowana w 2009 r. przyjechała do Poznania dzięki staraniom St. Łukasiewicza i red.

Andrzeja Kuczyńskiego, na zaproszenie naszego Oddziału, a doskonałą okazją do rozegrania spotkania było 100-lecie Klubu Warty Poznań. W okresie międzywojennym zespoły rozegrały 31 spotkań, które dawały Pogoni 13 zwycięstw, Warcie 11 wygranych, remisów było 7. Obie drużyny osiągały mistrzostwo Polski, Pogoń w latach 1922, 1923, 1925 i 1926, Warta w 1929 r. oraz raz po wojnie w 1947 r. Pierwszym kopnięciem piłki mecz rozpoczął były bramkarz Warty, jedyny żyjący zawodnik, który grał z Pogonią, Feliks Krystkowiak. Mecz był zacięty, wszyscy świetnie się bawili oglądając dobry mecz oraz przy wspaniałym humorystycznym komentarzu w gwarze lwowskiej Adaśka z Tiligentnych Batiarów Adama Żurawskiego i poznańskiej Jacka Hałasika, którzy w zabawny sposób i z dużym znawstwem wplatali informacje o zawodnikach przedwojennych rozgrywek, rozbawiając zebranych. W przerwie meczu zaśpiewały Tiligentne Batiary. Mecz zakończył się szczęśliwym remisem. Drużyna Pogoni przed wyjazdem z Poznania zwiedziła Poznań,

Stadion Miejski, była gościem w Związku Piłki Nożnej i Gimnazjum 65 im. Orląt Lwowskich, gdzie serdecznie ich przyjęto. Życzymy Pogoni awansu do wyższych grup, a Warcie wieku sukcesów w swojej grupie. Obu drużynom życzymy zdobycia mistrzostwa Polski.

            W piątek 14 września w hallu Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu otwarta została wystawa fotograficzna „Lwów po 750 latach” autorstwa Krzysztofa Strykiera. Bardzo interesujące, w różnorodnym formacie, fotografie, ciekawie oprawione, przedstawiają współczesny Lwów w najciekawszych miejscach. Zwiedzający dzięki nim mogą podziwiać zabytki, ludzi i sztukę Lwowa do 28 września.

        Sobota 15 września b.r. to Festyn Lwowski na Drodze Dębińskiej, na którym wystąpiły Tiligentne Batiary z Bytomia oraz Zespół Vivaty z Pobiedzisk. Festyn połączony był z obchodami 100-lecia Klubu Warta. Po południu w Sali Białej Urzędu Miasta nastąpiła uroczysta inauguracja XV Dni Lwowa i Kresów. Sala zgromadziła znamienitych gości: zastępcę prezydenta Miasta Poznania Dariusza Jaworskiego z małżonką, przedstawiciela metropolity poznańskiego ks. prałata Jana Stanisławskiego, konsula honorowego Ukrainy Witolda Horowskiego, prezesa Zarządu Głównego TML i KPW Andrzeja Kamińskiego oraz szczególnego gościa ze Lwowa, entuzjastycznie powitana przez zebranych, prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilię Chmielową i jej zastępczynię Teresę Dutkiewicz. Pani prezes Bożena Łączkowska powitała gości. Po czym dodała:

Chciałabym jeszcze Państwu powiedzieć parę słów o Lwowie i jego związkach z Wielkopolanami. Lwów jest rzadkim fenomenem, że kochają to miasto nie tylko ludzie urodzeni i wychowani w jego murach. Większy lub mniejszy patriotyzm lokalny jest w końcu zjawiskiem powszechnym. Lwów natomiast – chociaż nie brakowało w Polsce miast starszych i być może piękniejszych i bardziej zasłużonych jak Kraków, Poznań czy Wilno – przez całe wieki pozostawał miłością Rzeczpospolitej. Unosił się we lwowskim powietrzu jakiś taki bakcyl, że kto raz nim odetchnął, już był zainfekowany i stawał się lwowskim świrkiem. Lwów jest pięknie położony. Jak pisał Józef Wittlin – Lwów ma więcej zieleni od Florencji – chociaż mniej renesansu. Ponadto przypomina Rzym – bo jak to miasto, rozłożył się malowniczo na wzgórzach i szemrze w rynku czterema studniami, nad którymi stoją bardzo udane posągi. Lwów leży także na europejskim dziale wód – część z nich spływa do Pełtwi, dopływu Bugu i dalej do Bałtyku, a część przez potok Biłohorski i Wereszycę do Morza Czarnego. A dzisiaj milionowy Lwów usycha bez wody. U progu II Rzeczpospolitej nie było takiej dziedziny życia społecznego, w której nie odcisnęłoby się piętno Lwowa, w której przetrwaniu i dorobku to miasto nie miałoby swojego wkładu. Właściwie encyklopedia polska XIX i XX wieku na każdej stronie musi powtarzać hasło” Lwów”. Nie dziwi zatem, że także Wielkopolanie ze swoich kresów zachodnich docierali na kresy wschodnie, głównie do Lwowa. Trudno połączyć ogień z wodą, ale wspaniale można było połączyć tak różniących się mentalnie ludzi. Z jednej strony pragmatyzm, systematyczność, poczucie ładu i porządku, z drugiej strony lekkość połączona z humorem i

dystansem. Cechy te przenikały się wzajemnie i wynikały z nich same korzyści. Po roku 1945 komunistyczna cenzura ustanowiła zakaz jakichkolwiek publikacji o Lwowie. Przypominały o nim tylko trzy pozycje książkowe: „Wysoki Zamek” Stanisława Lema, „Zegar Słoneczny” Jana Parandowskiego i „Dom pod Żelaznym Lwem” Witolda Szolgini. A dzisiaj przy ogniskach i stołach biesiadnych, jak Polska długa i szeroka płyną pieśni o sokołach, czarnych oczach i to właśnie Lwów – zawsze wierny – Semper Fifelis – wraca na sobie należne miejsce w polskich sercach. Potomni będą nas bowiem cenić za to, co dla przyszłych pokoleń zachowamy z kultury przodków.

Następnie wręczono wyróżnienia. Złotą odznakę przyznano Gimnazjum nr 65 im. Orląt Lwowskich, którą do sztandaru szkoły przypiął prezes Andrzej Kamiński; Halina i Włodzimierz Olejniczakowie z Gniezna oraz Ewa Drausowska-Kuleczka. Szczególne wyróżnienie otrzymała Emilia Chmielowa: statuetkę Lwa „Semper Fidelis„, za swą działalność i wybitne osiągnięcia w krzewieniu kultury polskiej na

dawnych Kresach Polski. Spotkanie piosenkami lwowskimi uświetnił aktor Wojciech Habela z Krakowa.

            Dni Lwowa i Kresów w niedzielę rozpoczęła Msza św. w Kolegiacie Farnej. Ks. proboszcz Wojciech Wolniewicz przekazał wiernym życzenia od Metropolity Poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego oraz wygłosił piękną homilię. Sparafrazował „Lwów zawsze wierny” na „Lwowiacy bądźcie zawsze wierni” odnosząc się do tradycji i patriotyzmu. Była oczywiście pieśń „Śliczna Gwiazdo miasta Lwowa„. W Domu Polonii na Starym Rynku dr Marek Rezler wygłosił odczyt na temat „Z Poznania do Lwowa” przedstawiający decydujący udział Wielkopolan w obronie Lwowa w 1919 r. Sala zgromadziła wielu słuchaczy, którzy z zainteresowaniem wysłuchali, w jaki sposób doszło do udziału kompanii lwowsko-poznańskiej pod dowództwem por. Jana Ciaciucha w obronie Lwowa. Emilia Chmielowa, która z Teresą Dutkiewicz, uczestniczyła we wszystkich imprezach, podziękowała za serdeczne przyjęcie ich w Poznaniu. Po południu w restauracji „Meridian” w towarzystwie Tiligentnych Batiarów i Vinatów wszyscy świetnie się bawili.

           Z okazji XV Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu wydana została praca „Wielkopolanie dla Kresów Południowo-Wschodnich„, zawierająca 67 biogramów często wybitnych Wielkopolan, którzy w różnych wiekach trafili na Kresy i tu się wyróżnili działając na ich rzecz. Poza tym, staraniem Wł. Matkowskiego, powstała karta pocztowa poświęcona Pogoni Lwów i Warcie Poznań.

            Wszystkie te poczynania były możliwe dzięki pracy całego zespołu naszego Oddziału oraz dzięki wspierającym nas finansowo firmom: Jean Marc, Skok Stefczyka, Stanluks, Kreisler i Wyższej Szkole Hotelarstwa i Gastronomii. Dotację na organizację XV Dni Lwowa i Kresów otrzymaliśmy, jak co roku, od Urzędu miasta Poznania.

WRZESIŃ 1939 r. WE LWOWIE – działania wojenne

Interesuje mnie sprawa działań wojennych we wrześniu 1939 roku we Lwowie. Otóż mój Ojciec urodził się w tej miejscowości a Dziadek (Rudolf Harasymowicz, później zmiana nazwiska na Harasimowicz) był wojskowym w 6 Pułku Lotniczym. Do krwawych dni wrześniowych był podoficerem-mechanikiem. Prawdopodobnie też zajmował się konstrukcjami lotniczymi. Z tego też powodu musiał uciekać ze swojego miasta (przed Niemcami). Ale drugim powodem, dla którego musiał ratować życie (tym razem poszukiwany przez Sowietów)  było zniszczenie składów paliw (i  samolotów?) na lotnisku lwowskim. Chciałbym potwierdzić, czy fakt dywersji jakim było zniszczenie magazynów paliwa czy samolotów miał miejsce. Niestety ani Dziadek, ani Ojciec już nie żyją. Wiem tylko, że przez lata wojny Dziadek ukrywał się (nikt nie wie dokładnie, a pogłoski są, że przebywał nawet w Wielkiej Brytanii). Jego żona a moja Babcia wraz z dziećmi przebywała, między innymi, w Krakowie i Sanoku. Po zakończeniu wojny Rudolf powrócił do swojej rodziny i w końcu osiedlili się w Poznaniu. Dziadek nadal był wojskowym, miał stopień majora i zajmował się katastrofami lotniczymi. Z tego co wiem, lecieli do Niemiec na dochodzenie po awarii (katastrofie) lotniczej i też mieli wypadek: wskutek uszkodzenia kabiny major Harasimowicz zachorował na płuca i wkrótce zmarł. Był to rok 1954.

Ale mnie interesuje tylko, jak wspomniałem okres wrześniowych walk i to co działo się kilka tygodni później. Czy macie Państwo może jakieś informacje na ten temat lub ewentualnie, gdzie mogę szukać odpowiedzi na swoje pytania.

Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.

Wojciech Harasimowicz

MOJA SZKOŁA W PODHAJCACH 1934-1940 r.

        Niezapomniane strony mojej rodziny, to przepiękne Podole, a w nim powiatowe miasto Podhajce i oddalona o 2 km wioska Mazury. Tutaj urodziłem się w 1926 roku. Rodzice mieli 15 ha gospodarstwo rolne i duży drewniany dom. W odległości około 100 metrów od wioski płynęła niewielka rzeka Mużyłówka, która w Podhajcach wpadała do Koropca.

      O szkole w Podhajcach już jako 5-6 latek miałem pewne rozeznanie, bo w niej uczyły się dwie moje starsze siostry i brat. Z okresu, kiedy starsze rodzeństwo chodziło do szkoły, zapamiętałem, że siostry chodziły do jakichś prywatnych domów, jednak żadnych szczegółów nie znam. Brat natomiast chodził do budynku Sokoła. Budynek ten znajdował się niedaleko kościoła. Kiedy miałem 6 lat, to w okresie letnim chodziłem do ochronki (przedszkola), która mieściła się w tym samym budynku. Pamiętam, że zajmowała się nami m.in. Wanda Pilna. Zapamiętałem też dziewczynę o nazwisku Boczar, z którą spotkałem się na krótką chwilę, już jako żołnierz w 1944 roku, w Sumach na Ukrainie, była w żołnierskim mundurze. Natomiast Wanda Pilna, koleżanka mojej siostry, mieszkała z rodziną w samotnym domu, przy litwinowskiej szosie, niedaleko ukraińskiej wsi Mużyłów.  Muszę tutaj wspomnieć, że kiedy jesienią w 1939 roku Ukraińcy palili polskie wioski, to jednego wieczoru przyszedł do nich Ukrainiec z Mużyłowa i ostrzegł ich. Powiedział, żeby natychmiast uciekali. Tak też zrobili. Zabrali na furmankę co najważniejsze rzeczy i uciekli do Podhajec, gdzie mieli krewnych. Wanda była u nas w domu i o tym opowiadała. Jak potoczyły się dalsze losy tej rodziny, niestety nie wiem.

       Naukę w Podhajcach, już w nowej szkole, rozpocząłem w 1934 roku. Pamiętam, że budynek był z cegły i nie był całkowicie wykończony trwały nadal roboty budowlane. Pierwszy raz poszedłem do szkoły z siostrą i bratem. Na dziedzińcu szkolnym było dużo dzieci. Pierwszoklasistów podzielono na grupy. Naszą zaopiekował się nauczyciel Tomasz Skrzynkowski, który zaprowadził nas klasy. Pana Skrzynkowskiego zapamiętałem też dlatego, że był oficerem i podczas świąt państwowych dosiadł konia i prowadził defiladę na rynku miasta. Na koniec roku szkolnego otrzymałem świadectwo z b. dobrymi ocenami.

        W mojej grupie klasowej byli Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Nie potrafię po tylu latach określić stan ilościowy poszczególnych grup narodowościowych. Nasz nauczyciel na początku roku szkolnego pouczył nas jak mamy się zachowywać w czasie modlitwy przed rozpoczęciem lekcji. Katolicy czynili znak krzyża i głośno odmawiali krótką modlitwę do Ducha Świętego. Ukraińcy w tym czasie robili trzykrotny znak krzyża, a Żydzi składali tylko swoje dłonie w sposób podobny jak przy powitaniu się z drugą osobą. Trwało to krótką chwilę i w tym czasie wszyscy uczniowie zachowywali się z godnością i nie przeszkadzali sobie nawzajem. Nie przypominam sobie, aby w mojej klasie i najbliższym otoczeniu były jakieś konflikty między uczniami różnych wyznań. Przynajmniej ja tego nie odczuwałem i nie zauważyłem. Miałem kolegów nie tylko tych z Mazurówki, ale też pośród Ukraińców i Żydów. Tak to trwało do rozpoczęcia roku szkolnego we wrześniu 1939 roku.

     Od początku nauki w podhajeckiej szkole nauka religii odbywała się w salach lekcyjnych. Religii nauczał ksiądz wikary, który przychodził do szkoły. Kiedy byłem w 4-5 klasie, to na lekcję religii przychodzili chłopcy z innych klas, bo nas rzymskich  katolików było za mało. Pamiętam, że do Ukraińców przychodził pop – kapłan grekokatolicki. Z tych chłopięcych szkolnych lat zapamiętałem też, że na niedzielną mszę świętą zbieraliśmy się na szkolnym podwórku i ustawieni w pary klasami szliśmy na godz.  900  do kościoła. Po mszy św. każdy szedł do swojego domu.

      Gdy byłem w 4-5 klasie, razem z innymi kolegami, jako widzowie, przyglądaliśmy się uroczystościom państwowym z okazji 3 Maja i 11 Listopada – święta uzyskania niepodległości. W tych dniach na rynku odbywały się defilady, w których brali udział członkowie organizacji strzeleckiej, do której m.in. należał mój starszy brat Aleksander i jego koledzy z Mazurów i starsi harcerze. Ja też byłem harcerzem w latach 1937-38, ale nie brałem udziału w zorganizowanej grupie defiladowej. Zbiórki harcerskie odbywały się na dziedzińcu szkolnym, prowadził je komendant miejscowego harcerstwa. Niestety nie pamiętam jego nazwiska. Na każdej zbiórce był ubrany w harcerski mundur.  Organizowane były „podchody”, trzeba było znaleźć ukryty „skarb” w lesie-gaju, za pomocą znaków umieszczonych na drzewach. Podobne zajęcia odbywały się również w okresie zimowym. Pamiętam, że podczas letniej zbiórki jeden harcerz, który miał już harcerski krzyż, zachował się źle i nie słuchał poleceń komendanta. Ten brak subordynacji spowodował, że komendant w obecności drużyny odebrał mu ten krzyż. Jego starszy brat prosił go, aby przeprosił komendanta, ale bez skutku. To przykre zdarzenie obserwował pan Józef Werschler, który mieszkał obok i przyglądał się naszej zbiórce z okna. Zapamiętałem, że powiedział, iż „jest świadkiem tego zajścia”. Wracając do defilady, to oprócz strzelców i harcerzy bardzo pięknie prezentowała się drużyna organizacji „SOKOŁA”, której członkowie ubrani byli w paradne mundury. W pierwszym szeregu „SOKOŁÓW” maszerował pan Józef Werschler, mój szkolny wychowawca. Z tego okresu zapamiętałem też defiladę w dniu 11 Listopada 1938 roku. Na święto przyjechała z Brzeżan kompania wojska. Udział wojska w podhajeckiej defiladzie dla nas chłopców było wielką frajdą. Kompania wojskowa prezentowała się wspaniale i zgromadzeni mieszkańcy miasta byli dumni z tych z żołnierzy. Tato w domu też pozytywnie wyrażał się o udziale wojska. Była też mowa o tym, że byłoby dobrze, aby wojsko stale stacjonowało w Podhajcach. Wszystkim uroczystościom państwowym towarzyszyła orkiestra miejscowej straży pożarnej, której członkami byli m.in. nasi sąsiedzi z Mazurów bracia Władysław i Stanisław Szelastowie.

       Do szkoły chodziłem z kolegami z naszej wioski: Marianem Lampartem, Dolkiem Kołodziejem, Edwardem i Zdzisławem Zarembami i starszymi od nas kolegami. W pierwszej i drugiej klasie moim wychowawcą był pan Skrzynkowski. W następnych latach chłopcy zostali przeniesieni do ukończonej drugiej części budynku szkolnego – była to szkoła męska. Od trzeciego roku nauki do początku szóstej klasy wychowawcą był pan Józef Werschler. W 1939 roku rozpocząłem naukę w 6. klasie. Nauczyciele byli ci sami. Pamiętam kilka nazwisk. Byli to panowie: Dobek- uczył śpiewu, Schneider – uczył przyrody, Kurzbauer i Borysiewicz. Dyrektorem szkoły był pan Szymon Teselski. Beztroskie lata polskich dzieci miały się w niedalekiej przyszłości dramatycznie pogorszyć. Nie tylko zresztą dzieci. W naszym domu od pewnego czasu prowadzone były przez dorosłych sąsiadów rozmowy o zbliżającej się wojnie z Niemcami. Nie mniej jednak początek roku szkolnego zapamiętałem z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że byłem w 6. klasie i tato wspominał o gimnazjum w Brzeżanach, a po drugie, na dziedzińcu szkolnym byli zgromadzeni wszyscy uczniowie od pierwszej do siódmej klasy. Na maszcie zawieszono polską flagę. Do zebranych uczniów przemawiał dyrektor Teselski, który mówił też o tej fladze i o Polsce. Zwracając się bezpośrednio do nas szóstoklasistów powiedział, że za rok będziemy stali tam gdzie teraz jest 7 klasa. Tak to zapamiętałem. U nas na Podolu dużo mówiło się o wojnie. Ale w pierwszych dniach września nie było paniki. Gdy szedłem ze szkoły, to w oknach niektórych domów ustawione były odbiorniki radiowe i słychać było komunikaty, takie jak „koma 6 przeszedł” itp. W domu trwały jesienne prace gospodarcze.

      Jak każdego dnia września, tak i 18 poszedłem rano do szkoły w Podhajcach. Po skończonych lekcjach doszedłem do rynku i zauważyłem, że po obu stronach ulicy stoją ludzie. Przystanąłem także, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje i dlaczego ci ludzie stoją i na co czekają. Po chwili nadjechały samochody ciężarowe z sowieckimi żołnierzami. Było ich dużo i kierowały się stronę stacji kolejowej. Kiedy jednak przejeżdżały obok zebranych ludzi zauważyłem, że wielu z nich biła brawo. Byłem za mały, żeby wiedzieć kto i dlaczego tak się zachowuje. Z rozmowy, jaką prowadzili stojący obok mnie Polacy, zapamiętałem, że cieszą się Żydzi i Ukraińcy. O tym, co widziałem i słyszałem opowiedziałem ojcu. Dostrzegłem, że był przerażony. Powiedział „Boże, co z nami będzie!”.

       Mój kolega Marian Lampart opowiedział mi, co spotkało go w drodze ze szkoły do domu. W miejscu, gdzie łączą się drogi z Brzeżan i Litwinowa, zatrzymał ich patrol sowieckiego wojska. Kazali opróżnić torby z książkami i zeszytami. Wysypali je na ziemię. Jeden z patrolu, chyba jakiś „komandir” powiedział: że „to” już wam nie będzie potrzebne. Pytali też, czy w mieście jest dużo wojska. Dzień 18. września był ostatnim dniem polskiej szkoły w Podhajcach. Przez jakiś czas nie chodziłem do szkoły. Kiedy jednak tato kazał do niej iść to poszedłem Lekcje odbywały się w języku ukraińskim. Ja nie wszystko rozumiałem. I niechętnie do niej chodziłem. Nauczyciele nie mówili po polsku. Byli dla nas Polaków ludźmi obcymi. Była tylko jedna nauczycielka, która do 17 września uczyła w naszej szkole. Była to pani Czopowa. Ja jej nie znałem, ale starsi uczniowie tak. Uczyła geografii. Zastanawiałem się, dlaczego tylko ta jedna nauczycielka uczy w tej „nowej” szkole. Teraz wiem, że inni nauczyciele też jakiś czas uczyli po 17 września. Jednak tego faktu nie pamiętam. Do końca pobytu w Mazurach do tej szkoły chodziłem ja i młodszy o dwa lata brat.

 DEPORTACJA

    Od momentu najazdu i okupacji wschodnich terenów Rzeczypospolitej – 17 wrzesień 1939 roku – przez Związek Sowiecki, komuniści zaczęli wprowadzać swoje bolszewickie „porządki”. Następowały aresztowania Polaków, w tym nauczycieli. Represji nie uniknęli też inni polscy patrioci np. rolnicy.

     W 1940 roku była sroga zima. Niezwykle niskie temperatury i olbrzymie zaspy śnieżne. W taką mroźną zimową noc do wszystkich domów naszej wioski wtargnęli uzbrojeni oficerowie NKWD, żydowscy i ukraińscy pomocnicy. Dostaliśmy rozkaz „Sobirat’sia! Bystro!”. Działo się to 10 lutego 1940 roku. W tym dniu zakończyła się moja edukacja w tej szkole w Podhajcach. Wszyscy mieszkańcy Mazur zostali deportowani na Sybir. Wówczas NKWD deportowało w bezkresne obszary syberyjskiej tajgi ponad 300 tysięcy Polaków. Deportowany został również dyrektor szkoły Teselski, którego spotkaliśmy na stacji w Tarnopolu. Dokładniej spotkały się dwa eszelony towarowych wagonów stojące na sąsiednich torach. Przez maleńkie okienko mój tato zamienił kilka zdań z panem Teselskim, z którym się znał.

    Od tego czasu minęły 72 lata. Wspomnienia jednak pozostają. Wiele wspomnień wróciło, kiedy to po blisko 70 latach dane mi było dwukrotnie nawiedzić moje rodzinne strony – wioskę, która teraz nazywa się Holendry, w której nie ma ani jednego polskiego domu!, ruiny kościoła p.w. Świętej Trójcy, w którym byłem ochrzczony i do którego chodziłem na msze święte. Odwiedziłem też Podhajce. Tak jak przed wojną było miastem powiatowym, tak i teraz jest miastem tyle, że „rejonowym”. Bardzo trudno byłoby powiedzieć, że tętni ono życiem. Jest po prostu ubogo.

   Utworzone kilka lat temu w Oławie Towarzystwo Miłośników Ziemi Podhajeckiej czyni starania o odbudowę kościoła. Trzeba mieć nadzieję, że przy Bożej pomocy i ludzi dobrej woli da się to zrealizować.

 

                                                                       Rodrycjusz Bolesław Gerlach

 A.D. 2012

69 rocznica „Krwawej Niedzieli”

Władysław Opiat

W Czerwonaku k. Poznania deszczowa pogoda nie przeszkodziła w uczczeniu 69 rocznicy tzw. Krwawej Niedzieli na Wołyniu. Uroczystość otworzył kol. Włodzimierz Matkowski witając przybyłych na tę patriotyczną imprezę mieszkańców Poznania, gminy Czerwonak i gminy Suchy Las. Poza liczną grupą Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, w spotkaniu wzięli udział m.in. członkowie Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej z prezesem Ryszardem Liminowiczem, członkowie Stowarzyszenia Huta Pieniacka z panem Franciszkiem Bąkowskim, członkowie Towarzystwa Miłośników Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej z panem Piotrem Szelągowskim, poczet sztandarowy Towarzystwa Gimnastycznego Sokół – Gniazdo Rataje z panem Czesławem Berndtem, harcerze oraz członkowie Rady Gminy  Czerwonak z panem  Jackiem Sommerfeldem.  Imprezę zabezpieczała Straż Gminna oraz Policja Państwowa.

Uroczystość miała miejsce przy posesji fundatora pomnika Gloria Orlikom Kresowych Stanic http://lwow.wilno.w.interia.pl/lwow24.htm mgr inż. Zbigniewa Maurycego Kowalskiego, niezłomnego bojownika o Kresy, akowca, odznaczonego medalem Polonia Mater Nostra Est. Jest on jednocześnie autorem wielu książek poświęconych tematyce „Ziem Utraconych”.  Na szczególne uznanie należy wydanie przez Niego książki „Czekoladowy Las” zawierającej zbiór wspaniałych wierszy dla dzieci. Książkę tę bezpłatnie przekazał polskim dzieciom, które wbrew swej i rodziców woli znalazły się na terenach byłego ZSRR. Uważam, że książka ta winna zostać wprowadzona do obowiązkowych lektur szkolnych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Po emocjonalnych patriotycznych wystąpieniach kolegów: Stanisława Łukasiewicza, Zbigniewa Kowalskiego, Piotra Szelągowskiego oraz Jacka Sommerfelda, złożono wiązanki kwiatów, zapalono znicze i krótką modlitwą uczczono pamięć ofiar tego potwornego ludobójstwa.

Na zakończenie uczestnicy spotkania podpisali  list do Ewy Kopacz – Marszałka Sejmu RP – następującej treści:

My, niżej podpisani apelujemy o poparcie inicjatywy uchwałodawczej i możliwie szybkie wprowadzenie pod głosowanie podczas obrad Sejmu RP – złożonej (31.05.2012 r.) przez Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość, która dotyczy ustanowienia 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian. Zgromadzeni podczas obchodów 69. Rocznicy „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu, popieramy ww. projekt, jak i starania wielu środowisk, w tym kresowych, dążących do upamiętnienia tych strasznych wydarzeń.”

Po części oficjalnej pan Zbigniew Maurycy Kowalski podarował uczestnikom spotkania książki – w tym również „Czekoladowy Las”, by trafiły w godne ręce celem ich upowszechnienia.

Chociaż oficjalnych obchodów Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian wciąż nie możemy się doczekać, to świętowano 11 Lipca w Warszawie i Krakowie: http://kuriergalicyjski.com/index.php/reportage/875-obchody-11-lipca-w-warszawie

„Rzeczpospolita obojga narodów dzięki swoim ziemiom wschodnim była europejskim mocarstwem. III RP jest tylko jej cieniem?” cd. w „Uważam Rze Historia”; tematyka kresowa jest tematem wiodącym lipcowego numeru tego miesięcznika. http://www.historia.uwazamrze.pl/– warto poczytać.

69 rocznica mordów dokonanych przez zbrodniarzy Ukraińskiej Powstańczej Armii na ludności polskiej – obchody w Czerwonaku

11 lipca mija 69 rocznica mordów dokonanych na Polakach przez UPA. Wydarzenia te były częścią wielkiego planu unicestwienia narodu polskiego. Każdego roku 11 lipca Poznański Oddział Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich organizuje uroczyste obchody upamiętniające zbrodnie dokonane na ludności polskiej. Jak w latach ubiegłych, TML i KPW Oddział w Poznaniu wraz z Urzędem Gminy Czerwonak, organizuje patriotyczny wiec poświęcony ofiarom mordów na Wołyniu. Serdecznie zapraszamy wszystkich pragnących uczcić pamięć tysięcy naszych rodaków pomordowanych w bestialski sposób na Wołyniu, Podolu i wielu innych kresowych miejscach, w dniu 11 lipca 2012 roku o godz. 15.00 do Czerwonaka na ul. Okrężną 5, pod pomnik, który stoi na posesji fundatora pomnika Zbigniewa Kowalskiego.  Dojazd z Poznania: autobus 312 ze Śródki lub autobus 313 z przystanku Pestki przy Al. Solidarności, do ul. Gdyńskiej w Czerwonaku – następnie ul. Okrężną ok. 300 m. do posesji.

11 lipca 1943 roku o świcie oddziały UPA otoczyły i zaatakowały 99 wsi i osad polskich równocześnie w trzech powiatach: kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Rzeź ta rozpoczęła się około godziny 3 rano atakiem na polską wieś Gurów. Z pośród  480 mieszkańców ocalało jedynie 70 osób. Tego samego dnia grupa 20 nacjonalistów ukraińskich weszła  do kościoła w Porycku w czasie mszy świętej. W ciągu trzydziestu minut wymordowano tam około stu osób, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Ofiarami bandytów padła cała ludność Porycka, około dwieście osób. Zaatakowano także osady: Wygranka, Nowiny, Orzeszyn, Romanówka i Swojczów i in. W lipcu 1943 roku oddziały UPA zorganizowały około 530 napadów. Pod hasłem „Śmierć Lachom” wymordowano kilkanaście tysięcy Polaków. Trudno określić dokładną liczbę osób zamordowanych podczas rzezi wołyńskiej. Niektóre miejscowości zostały zrównane z ziemią,  wszyscy ich mieszkańcy wymordowani. Szacunkowo straty polskie na Wołyniu wynoszą ok. 60 tysięcy pomordowanych. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10 – 20 tysięcy ofiar. Część z nich zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do oprawców.

Od początku wojny istniały akcje skierowane przeciwko Polakom. Jesienią 1942 roku utworzono Ukraińską Powstańczą Armię, formację zbrojną walczącą o niepodległe państwo ukraińskie. Od tego czasu mieszkający na Wołyniu Polacy coraz częściej byli przez nią atakowani. Koncentracja antypolskich działań miała miejsce latem 1943 roku. Masowe akcje nacjonalistów ukraińskich na polskie wsie i małe osady spowodowały, że na od początku 1944 roku Polacy na Wołyniu mieszkali jedynie w miastach. Tworzyły się ośrodki samoobrony, które we współpracy z oddziałami Armii Krajowej, m.in. 27. Wołyńską Dywizją Piechoty AK. próbowały organizować akcje obronne i odwetowe przeciw UPA.

W 2009 roku Sejm RP przyjął przez aklamację uchwałę w sprawie tragicznego losu Polaków na Kresach wschodnich w 66. rocznicę rozpoczęcia przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na Kresach II Rzeczypospolitej tzw. antypolskiej akcji, masowych mordów o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych. Śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej Wołynia prowadzą terenowe oddziały Instytutu Pamięci Narodowej.

Hanna Dobias-Telesińska