100 LAT PLUS VAT DROGI JULIUSZU!

26 kwietnia b.r. w naszej siedzibie odbyło się miłe i długo zapowiadane wydarzenie – 95 urodziny naszego kolegi Juliusza Rozmiłowskiego. Były torty (aż trzy!), życzenia od przyjaciół z Towarzystwa oraz kilka słów od Jubilata, który w tym roku prócz urodzin, obchodzi także 25 lat członkostwa w naszym oddziale.

Drogi Juliuszu życzymy Ci jeszcze długich lat życia w zdrowiu i częstych spotkań z nami Kresowiakami.

tekst: Igor Megger foto: Wanda Butowska

WYSTAWA „PORTRET Z WIERSZY I PAMIĘCI GRUPA POETYCKA „WOŁYŃ” W MUZEUM NIEPODLEGŁOŚCI W WARSZAWIE.

Uprzejmie informujemy, że z powodu dużego zainteresowania wystawą autorstwa Lecha W. Szajdaka pt. „Portret z Wierszy i Pamięci. Grupa Poetycka „Wołyń”” w Muzeum Niepodległości w Warszawie Dyrekcja Muzeum podjęła decyzję o przedłużeniu jej prezentowania o kolejny miesiąc. Zakończenie (finisaż) wystawy proponowany jest na koniec maja. Dokładny termin zakończenia wystawy podany zostanie później.

Informacje o przedłużeniu okresu wystawy w Muzeum Niepodległości w Warszawie dostępne są na stronie internetowej powyższego Muzeum:

https://muzeum-niepodleglosci.pl/

Z wyrazami szacunku

Lech W. Szajdak

MALCZEWSKI ZE LWOWA W POZNANIU

26 kwietnia 2023 roku poznański Oddział TMLiKPW zorganizował wspólne wyjście do Muzeum Narodowego w Poznaniu. Zachętą do oglądania wystawy w Muzeum były obrazy Jacka Malczewskiego przywiezione ze Lwowa. Należą one do kolekcji Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego, przyjechały do Poznania, by ratować je przed barbarzyństwem wojny na Ukrainie. Temat wystawy: „IDĘ W ŚWIAT I TRWAM”. Podpisane 14 października 2021 roku przez Tarasa Vizniaka dyrektora Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego i. Tomasza Łęckiego dyrektora Muzeum Narodowego w Poznaniu memorandum o współpracy umożliwiło przetransportowanie do Poznania ze Lwowa części obrazów Jacka Malczewskiego, by ochronić je przed zniszczeniem przez rosyjskich barbarzyńców. Niszczenie dzieł kultury traktuje się powszechnie jako zbrodnie wojenne., co nie powstrzymuje agresora rosyjskiego przed niszczeniem wszelkich dóbr nauki i kultury na Ukrainie. By temu choć w części zapobiec w geście solidarności w obronie dziedzictwa i człowieczeństwa, Polska przyjęła nie tylko wielką liczbę uchodźców, ale i dobra kultury i nauki, by nie przepadły na skutek wojny. Dzieła kultury na skutek wojny giną bezpowrotnie.

Członkowie poznańskiego Oddziału TML i KPW w dość licznej grupie mogli obejrzeć dzieła polskiego wybitnego malarza, ucznia Jana Matejki i zapoznać się z jego twórczością, i życiem. W bardzo interesujący sposób przedstawiła nam to historyk sztuki pani Kinga Sibilska oprowadzając po wystawie. Poza twórczością Jacka Malczewskiego wyeksponowane były skrzynie symbolizujące opakowania, w których przyjechały do Poznania. Zwiedzający mogli dowiedzieć się, że Jacek Malczewski kontynuując naukę Jana Matejki był wielkim patriotą, który w swej sztuce przedstawiał pragnienie wolności dla Polski, będącej w tym czasie pod zaborami. Zatrzymywaliśmy się przed wybranymi obrazami, które pani Sibilska omawiała, przekazywała symbolikę tych dzieł, jego odniesienia do historii, a także osoby, z którymi związany był Jacek Malczewski. Zwiedzający wystawę byli zainteresowani wypowiedziami Przewodniczki. Padały pytania z obu stron.

Wystawa, która miała trwać do końca marca przydłużona została do jesieni. Warto wybrać się, by zapoznać się chociaż z częścią ekspozycji ze Lwowa, tym bardziej, że piętro wyżej jest wystawiona twórczość Jacka Malczewskiego, która jest ekspozycją stałą Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Zachęcamy do odwiedzenia Muzeum.

tekst: Hanna Dobias-Telesińska, foto: Jacek Kołodziej.

ŚWIĘTA WIELKANOCNE U LWOWIAKÓW

W poświąteczną środę 12 kwietnia 2023 r. spotkaliśmy się w naszym „okrągłym pokoju” na spotkaniu wielkanocnym. Byli i stali nasi bywalcy, jak i dawno niewidziani członkowie. Po podzieleniu się symbolicznym jajkiem, i wzniesieniu świątecznego toastu, pani Prezes Katarzyna Kwinecka odczytała życzenia, które złożono naszemu Oddziałowi od nieobecnych członków i od zaprzyjaźnionych organizacji. Głos zabrał także niewidziany dawno senior naszego Towarzystwa pan Zbigniew Maurycy Kowalski z Czerwonaka, który podzielił się z nami swoimi refleksjami na temat obecnej wojny na Ukrainie jak i problemem zainteresowania Kresami wśród społeczeństwa. Planujemy w najbliższym czasie przeprowadzić z nim spotkanie w naszym biurze, o czym Państwa wcześniej poinformujemy. Spotkanie przebiegało w miłej wręcz rodzinnej atmosferze, stoły uginały się od przepysznych wypieków naszych członkiń. Koledzy i koleżanki którzy nie przyszli naprawdę mają czego żałować.

Zachęcamy naszych członków, jak i osoby zainteresowane historią Kresów Południowo-Wschodnich do odwiedzin w naszym biurze (p.336), w każdą środę od godz. 16.00, gdzie można bardzo miło spędzić czas i zawsze dowiedzieć się czegoś interesującego.

tekst: Igor Megger, foto: Jacek Kołodziej

TAJEMNICE ŚWIATOWIDA ZE ZBRUCZA

Igor Megger

osobliwości Podola

Figurę – tzw. obelisk Światowida zna każdy kto choć trochę interesuję się wczesną historią Polski. Jest to w dużym skrócie mówiąc obelisk przedstawiający głowę w kapeluszu o czterech twarzach, z wizerunkami różnych postaci i zwierząt na znajdujących się niżej segmentach. Obelisk – zwany także „idolem” lub „bałwanem” (tj. wyobrażenie pogańskiego bóstwa) znaleziony został w 1848 roku w rzece Zbrucz na wysokości wsi Liczkowce k. Husiatynia (pow. Kopyczyńce) przez miejscową ludność w czasie wielkiej suszy. Figura liczy 2,57 metra, przekrój 29 na 30 cm, waży około pół tony i wykonany jest z wapienia. Obecnie znajduje się w Muzeum Archeologicznym w Krakowie.

Najbardziej rozpowszechniona wersja datuje obelisk na XI wiek i że przedstawia on słowiańskie bóstwo o czterech twarzach – Światowida. Według badań przeprowadzonych przez radzieckich archeologów w latach 80 XX w. pierwotnie pokryty był czerwoną farbą, a znajdował się na znajdującej się nieopodal górze Bohod (Bogit), gdzie odkryto krąg kamienny z ośmioma ogniskami i cokół na figurę.

Jednakże prócz miejsca znalezienia w powyższych stwierdzeniach nie ma nic pewnego. Po pierwsze nie mamy pewności jakie dokładnie bóstwo przedstawia. Nazwę Światowid (właściwie powinien być Świętowit) nadał mu historyk Joachim Lelewel (1786-1861). Przyjął to na podstawie czterech twarzy będących na obelisku z każdej strony – tak jak u mitycznego Światowida. Problem jest w tym iż Światowid był wierzeniem Słowian połabskich, którzy zamieszkiwali tereny północno-wschodnie obecnych Niemiec – a więc gdzież im do Podola! W ogóle nie wiemy czy idol przedstawia bóstwo słowiańskie – może przedstawiać także bóstwo trackie, którzy przez nasze ziemie się przewijali, czy też może być bóstwem któregoś z ludów z którymi walczyli Słowianie np. Waregów czy Celtów i może być zdobytym na nich łupem wojennym.

Dyskusyjna jest także jego datacja. Jako wytwór słowiański datowany jest na XI wiek (tracki musiałby być jeszcze starszy), a w rzece znaleźć by się musiał w wieku XI lub XII w czasie walk z poganami. Wapień z którego jest zbudowany stosunkowo łatwo ulega erozji i jest podatny na wypłukiwanie (czego dowodem są wapienne jary rzek na Podolu). Czy przez 700-800 lat zachowałby się on w takim dobrym stanie w dość wartkiej rzece? Jest to mocno wątpliwe.

Wątpliwości tyczą też miejsca odkrytego w latach 80 XX w. gdzie, według naukowców, w oryginale posąg stał – prócz kręgu znaleziono tam figurkę nieznanego bóstwa, ale dużo bardziej prymitywnie wykonaną.

Pierwsze badania posągu przeprowadzono dopiero w latach 1948-49, a więc 100 lat po jego odnalezieniu. I tu odkryto kolejne zagadki – resztki farby, a nawet ślady używanych narzędzi według naukowców nie miałyby prawa przetrwać tyle lat na piaskowcu stojącym w wodzie. Brak też na nim śladów muszli, porostów, glonów, które przyklejają się do podobnych znalezisk. Wreszcie brak na nim uszkodzeń mechanicznych, które przecież przez setki lat przebywania w rzece, a dodajmy, że figura w momencie znalezienia stała pionowo, byłyby rzeczą normalną i wielce prawdopodobną.

Być może odpowiedź na powyższe pytania łączą się z postacią poety Tymona Zaborowskiego (1799-1828), który zamieszkiwał wieś Liczkowce i miał zainteresowania historyczne. Według koncepcji badaczy Komara i Chamajko, Zaborowski tworząc jedno ze swych dzieł – „Umwita” dzieło o początkach chrześcijaństwa na Podolu, pragnął uczynić sobie „kącik pogańskiego natchnienia”. Rozkazał wybudować dla siebie w okolicy improwizowaną pogańską świątynię. Biorąc pod uwagę, że w tych czasach bardzo popularny był Światowid o czterech obliczach z Arkony, nakazał on wyrzeźbić dla siebie takiegoż idola. Poeta interesował się historią i mógł określić, jak taki bożek miałby wyglądać. Ponadto, naukowcy twierdzą, że prawdopodobnie na bokach figury przedstawione są nie dawne bóstwa, lecz bohaterzy utworu. Po ukończeniu dramatu Zaborowski, jako wielki miłośnik teatralnych gestów, mógł rozkazać utopić rzeźbę w Zbruczu. Dramat kończy się triumfem chrześcijaństwa i z punktu widzenia człowieka epoki romantyzmu taki gest był jak najbardziej wymowny.

Nie ma na powyższą koncepcje żadnych dowodów ani wzmianek, lecz biorąc pod uwagę inne zachowania T. Zaborowskiego badacze przyjmują tą wersje za bardzo prawdopodobną – od napisania „Umwity” do odkrycia idola minęło 25 lat – i około tyle lat spoczywał on w wodzie według badaczy. Historycy – zwolennicy teorii „pogańskiej” jego pochodzenia, tłumaczą jego znakomity stan tym, że według nich znajdował się zakopany w ziemi, a ciągle zmieniająca swe koryto podolska rzeka wymyła i odkryła go. Podobno przy wyciąganiu go „odłamano” go od podstawy, która była na dnie – ale nikt nigdy jej już tam nie szukał.

Kolejnym argumentem za jego współczesnym pochodzeniem jest istniejący do dziś w okolicach Liczkowiec pomnik-nagrobek kapitana Michała Zaborowskiego, który zginął w czasie wojen napoleońskich w 1812 roku. Wyraźnie widać zbieżność materiału jak i wykonania z odnalezionym w Zbruczu idolem.

Myślę, że prawdy o pochodzeniu i wieku „Idola ze Zbrucza” nie dowiemy się prędko i łatwo, a być może nie dowiemy się jej już nigdy.

WOKÓŁ HIPOLITA CEGIELSKIEGO, DZIEŁA JEGO ŻYCIA I PONADCZASOWEGO DZIEDZICTWA

Szanowni Lwowiacy,

przekazuję zaproszenie na konferencję poświęconą Wielkopolaninowi przekazane nam przez prof. Lecha Szajdaka.

Konferencja „Wokół Hipolita Cegielskiego, dzieła jego życia i ponadczasowego dziedzictwa” odbędzie się w Szreniawie w dniach 25 – 26 kwietnia 2023 r.

Szczegóły poniżej.

Łączę serdeczne pozdrowienia

W. Butowska

Program konferencji
„Wokół Hipolita Cegielskiego, dzieła jego życia i ponadczasowego dziedzictwa”

Dzień pierwszy – 25 kwietnia 2023 r.

8.30-9.00 – rejestracja uczestników
9:00 – Rozpoczęcie konferencji, powitanie gości przez dyrektora dr. Jana Maćkowiaka i prezydenta Mariana Króla.
9:30 – Początek obrad

Panek I Hipolit Cegielski – wzorowy organicznik i jeden z najwybitniejszych mieszkańców XIX wiecznego Poznania
9:30-9.50 – prof. dr hab. Grzegorz Łukomski „Hipolit Cegielski (1813-1868). W przestrzeni pracy organicznej oraz industrializacji”.

9.50-10:10 – prof. UEP Filip Kaczmarek „Hipolit Cegielski a świat nauki”

10.10-10.30 – Grażyna Zaliwska „Hipolit Cegielski – Droga obowiązki, honoru, cnoty i popędów szlachetnych- Materiały źródłowe w Archiwum Państwowym w Poznaniu”.

10.50-11.10 – Hanna Ignatowicz „Prywatne życie Hipolita Cegielskiego”.

11:30-11:50 – Robert Kiszkurno „Postać doktora Hipolita Cegielskiego w topografii historyczno-turystycznej miasta Poznania””

11.50-12.30 – Przerwa na kawę

Panel II Produkcja maszyn rolniczych w Poznaniu na przełomie XIX i XX wieku
12:30-12:50 – prof. WSZiB Olaf Bergmann „Pierwsze lata działalności Handlu żelaza Hipolita Cegielskiego w świetle ogłoszeń i reklam w wielkopolskiej prasie”
12.50-13.10 – Katarzyna Zielińska „Od Składu Żelaza do Fabryki H.Cegielskiego. Materiały Źródłowe w Archiwum Państwowym w Poznaniu”.

13.10-13:30 – Rafał Cierzniak „Obiekty HCPw zbiorach MNR”

13.30-13.50 – Agnieszka Floryszczak, Michał Senger „HCP w Archiwum Ikonograficznym i Archiwum Naukowym MNR”

13.50-14.10 – dr Mariusz Niestrawski „Zapomniany konkurent . Zarys dziejów Fabryki Maszyn RolniczychNitsche i Sp.oraz produkty tejże fabryki w zbiorach MNR”

13.50-14.20 – Zwiedzanie wystawy planszowej „HCP – poznańska legenda”
14:40-15:20 – Spacer szlakiem HCP w Muzeum Narodowym Rolnictwa w Szreniawie
15:00-16:15 – Przerwa obiadowa

Panel III Wojskowa i wojenna historia HCP
16:30-16:50 – ikołaj Kek „Spuścizna militarna Zakładów Hipolita Cegielskiego – wybrane przykłady”
16.50-17.10 – dr Bogumił Rudawski „DWM w latach 1939-1945”

17.10-17.30 – dr Michał Krzyżaniak „Alianckie bombardowania DWMw czasie II wojny światowej”

17:30 – Dyskusja i zakończenie pierwszego dnia obrad

Dzień drugi – 26 kwietnia 2023 r.

8.30 – 9.00 – rejestracja uczestników
9:00 – Rozpoczęcie drugiego dnia obrad

Panel IV Historia HCP po 1945 roku

9.00-9.20 – prof. dr hab. Stanisław Jankowiak „Od zakładów Cegielskiego do ZISPO i z powrotem”

9.20-9.40 – Paweł Drzymała „Funkcjonowanie jednostek UB bezpośrednio na terenie HCP (ZISPO) w okresie stalinowskim”.

9.40-10.00 prof. UAM Jan Miłosz „Zakłady HCP w latach 50. i 70. XX wieku”

10.00-10.20 – dr Dariusz Grala „Zakłady H.Cegielskiego podczas transformacji ustrojowej Polski. Analiza przemian własnościowych i strukturalnych oraz wyników finansowych w latach 1990-2020”

10:20-11:00 – Przerwa na kawę

Panel V HCP dumą polskiego przemysłu ciężkiego

11.00-11.20 – prof. PP inż Łukasz Rymaniak „Profil produkcji HCP po 1945 roku”

11.20-11.40 -prof. dr hab. inż. Krzysztof Wisłocki „O silnikach cieplnych”

11.40-12.00 – Krzysztof Zalewski „H.Cegielski – Poznań S.A.”

12.20-12.40- dr inż. Maciej Andrzejewski „Fabryka Pojazdów Szynowych – historia i perspektywy produkcji”

12:40-13:30 – Przerwa na kawę


Panel VI Ponadczasowe dziedzictwo Hipolita Cegielskiego

13.30-13.50 – prof. drhab. Marek Ziółkowski „Etos Wielkopolan. Ciągłość i zmiana.”

13.50 – 14.10 – prof. dr hab. Waldemar Łazuga „Czy Wielkopolską rządzą trumny Karola Marcinkowskiego i Hipolita Cegielskiego?”

14.10 -14.30 – Dominik Górny „Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego jako przykład realizacji współczesnej idei pracy organicznej”
14:30 – Dyskusja i zakończenie obrad
15:00-16:00 – Lancz dla uczestników konferencji

ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

ZDROWYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO

KRESOWIAKOM ORAZ PRZYJACIOŁOM

ŻYCZY

POZNAŃSKI ODDZIAŁ TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW LWOWA I KRESÓW POŁUDNIOWO-WSCHODNICH

SPOTKANIE ŚWIĄTECZNE

Szanowni, Drodzy Lwowiacy,

serdecznie zapraszamy na Spotkanie Wielkanocne w środę po świętach tj. 12 kwietnia,  godz 17.00. Pokój 336 na III piętrze w Zamku.

Zarząd TMLiKPW 

TURYSTYKA WG JÓZEFA WYSOCZAŃSKIEGO

22 marca w naszym „biurze” obchodziliśmy imieniny kolegi dr-a Józefa Wysoczańskiego – kresowianina, sybiraka, wieloletniego członka naszego Towarzystwa. Był tort, życzenia, wspomnienia i dyskusja. Dodajmy, że pasją pana Józefa są wycieczki turystyczne. Poniżej publikujemy najnowszy tekst kolegi Józefa z jego przemyśleniami z ostatniego wyjazdu.

Józef Wysoczański

Poznań

Nasz turysta w Karkonoszach /impresje turystyczne/

Chciałbym podzielić się z moimi kolegami z Towarzystwa oraz czytelnikami poczytnej strony www.lwowiacy.pl świeżymi wrażeniami tzw. przeciętnego naszego turysty z kilkudniowego pobytu w Karkonoszach.

Po zakwaterowaniu się w jednym z licznych pensjonatów w Szklarskiej Porębie, zimowej stolicy regionu, biorę plecak i bladym świtem kieruje swoje kroki do najpopularniejszego i najbardziej obleganego miejsca w górnym rejonie miasta, do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Chcę wjechać na Szrenicę i stamtąd podjąć pieszą wędrówkę po szczytowych szlakach turystycznych, podziwiać panoramę gór, przejść się po przygranicznej „drodze przyjaźni” polsko-czeskiej. Mam nadzieje, że w ten sposób moja kondycja fizyczna znacznie wzrośnie i furda mi tam wszystkie fitness kluby razem wzięte.

Kupuje w kasie bilet za 14,50 zł. płacąc za całą trasę wyciągu, który nota bene składa się z dwóch odcinków, a tutejszej nomenklaturze z dwóch „sekcji” – chyba bezpośredniego odpowiednika niemieckiego „Sektion”, Pani kasjerka lojalnie mnie uprzedza, że dzisiaj tylko dolny odcinek, pardon sekcja jest czynna, natomiast górna z powodu wiatru jest nieczynna. Na moją skromna uwagę, że wobec tego powinna kasować połowę ceny biletu, tzn. 7,25 zł, gdyż wyciąg dowiezie mnie tylko do połowy trasy, oznajmia, że takich połówkowych biletów firma eksploatująca wyciąg nie ma i nie będzie miała. Rad nie rad kupując bilet za cały przejazd, choć pojadę tylko 1/2 trasy.

Przyglądam się uważnie biletowi, i co ja widzę? Owszem ma przyjemną szatę graficzną z kodem magnetycznym potrzebnym do swobodnego przejścia przez „bramkę” prowadzącą bezpośrednio od wyciągu krzesełkowego. Okazuje się jednak że oficjalnie już nie mam wyciągu krzesełkowego, jest natomiast „Sudety-lift ltd.”, a rękę na pulsie tego „Liftu” teraz mocno trzyma „Ski-Management von Siemens”. prawda jak to się nam dobrze kojarzy, Drodzy Państwo!

A więc pozbyliśmy się naszej siermiężnej i rubasznej, choć swojskiej nazwy. Mamy teraz nową, bardziej nowoczesną, proeuropejską nazwę lift zamiast wyciągu. A firma „Lift” prezentuje na swoim bilecie pewne zasady regulaminowe i obwarowania korzystne tylko dla siebie. Na przykład „Lift” zastrzega sobie, że nikomu nie przysługuje zwrot pieniędzy za zakupiony bilet, nie wspominając nic o tym, że za połowę świadczonej usługi cena powinna być o połowę niższa. „Lift” też ostrzega, że biletu nie wolno „pokazywać” innym osobom. Zastanawiam się dlaczego nie wolno tego robić – czyżby zew względów bezpieczeństwa albo szpiegostwa gospodarczego, a może dlatego by „liftowi” nie robić zbędnej reklamy.

Rzeczywiście „Lift” nie potrzebuje reklamy, bo chętnych do korzystania z jego usług jest pod dostatkiem. Wsiadam więc na krzesełko tego wyciągu, pardon – liftu i jadę sobie powoluteńku mając dużo czasu na podziwianie pięknych widoków górskich. Co jakiś czas lift zwalnia i tak już bardzo wolne swoje tempo jazdy i nawet robi króciutkie przerwy, jakby chciał chyba odsapnąć sobie po zbyt wytężonym wysiłku. okazuje się jednak, ze lift nie może jechać szybciej ze względów bezpieczeństwa, bo tak został skonstruowany, że przy większym podmuchu zefirka, nie mówiąc już o boreaszu, nasz turysta wraz z krzesełkiem może wpaść na jeden ze słupów podtrzymujących linę, na której podwieszone jest krzesełko. A zbudowała go (ten lift) firma austriacka, która miała zagwarantować parametry zgodne ze standardami obowiązującymi w Unii Europejskiej. ewidentny dowód, że oni też potrafią „odstawić” fuszerkę. Wreszcie wysiadam w pół drogi tego powolnego liftu i w tym momencie chciałoby mi się  nieodparcie powiedzieć, że do luftu z takim liftem, który nie świadczy pełnej usługi za zainkasowane przez siebie pieniądze. Mimo to na przekór wszystkiemu firma „Lift” daje naszemu turyście bardzo poważne ostrzeżenie stwierdzając, że: (cytuję): „Nieprzestrzeganie zasad regulaminu spowoduje konsekwencje prawne”. Ciekawy jestem, jakie konsekwencje prawne powinien ponosić „Lift” za nie świadczenie usług, za które bierze pieniądze?

Wracając do mojej wędrówki, wkraczam teraz na teren Karkonoskiego Parku Narodowego i może się cieszyć, że nie muszę kupować biletu wejściowego dzięki temu, że dyrekcja KPN jeszcze nie dorobiła budki dla biletera kasującego wejściówki. W  innych miejscach takie budki funkcjonują, np. tuż za Wodospadem Kamieńczyka na popularnym szlaku do schroniska na Hali Szrenickiej, a także przed zejściem na dolny taras widokowy tegoż wodospadu, skąd można z bliska przyjrzeć się spienionym wodom Kamieńczyka i przy okazji być trochę zmoczonym kropelkami rozpryskującej się wody. Natomiast nasz turysta może za friko podziwiać kaskady wodospadu z górnego tarasu znajdującego się tuż przy schronisku.

Bilet wstępu jednorazowego kosztuje 2 zł, a karnet na 3 dni można kupić za 4 zł (dzieci i emeryci płacą połowę). Jest więc aż „trzy w jednym”, ale za podwójną cenę. Pytam o karnet na jeden tydzień – niestety nie ma takiego. Trzeba nabyć dwa bilety trzydniowe (8 zł) plus bilet jednorazowy, razem 10 zł. Można więc powiedzieć bez rozmijania się z prawdą, że dyrekcja KPN (nie mylić z kanapową partia polityczną) w tym przypadku nie poszła na lep chwytliwego hasła marketingowego „dwa w jednym”, by przyciągnąć więcej turystów.

Wchodzę ochoczo na szlak niebieski, który dawno nie widział niebieskiej świeżej farby, z ledwo dającą się odczytać informacją, że zaprowadzi mnie na Łebski Szczyt. Po kilkuset metrach trafiam na początek szlaku żółtego z emblematem Unii Europejskiej z 15 złotymi gwiazdkami tworzącymi charakterystyczne kółko. Czytam, że szlak tez został zbudowany z funduszy Unii. Wielka sprawa  – dowód, że już jest nam bliżej do Europy. Ale przed chwilą był szlak niebieski. Rozglądam się dookoła za charakterystycznym oznakowaniem końca szlaku, ale nic takiego nie dostrzegam. Jest natomiast nagle żółty szlak europejski, choć to jest ta sama jedyna droga leśna, która przed chwilą była szlakiem niebieskim. chyba z oznakowaniem szklaków i ich renowacją nie jest najlepiej. Podejrzewam, ze PTTK, które jest odpowiedzialne za szlaki turystyczne, zbytnio się nimi nie przejmuje.

Jestem więc teraz na szklaku żółtym, który obecnie pokryty jest grubą warstwą śniegu i dlatego nie można w pełni docenić jego unijnych walorów. W zamyśle miał to być szlak wielofunkcyjny: dla pieszych, rowerzystów górskich i sporadycznie przejazdów ciężarówek typu Star dla dowozów towarów do schroniska i dla potrzeb Straży Granicznej. Jednak w jednej z rozmów na trasie mojej wędrówki dowiaduje się, że nasi budowniczowie trochę go (cytuje tu oryginalne określenie) „skopali, to znaczy nie zrobili go według paramentów określonych przez Unię. Nie jest wykluczone, że trzeba będzie robić poprawki.

Ale na szczęście to nie jest moje zmartwienie. Po godzinie marszu docieram do schroniska „Pod Łabskim Szczytem”. 1136 m n.p.m. Zamawiam gorącą herbatę i po krótkim odpoczynku udaję się szlakiem oznakowanym palikami (inne znaki są teraz przykryte grubym śniegiem) w kierunku Szrenicy. Miejscami brnę po kolana w śniegu. Jest go tu teraz bardzo dużo i ciągle go przybywa, choć na dole w mieście jest go niewiele. Trasa jest trudna, męcząca, niewielu turystów można spotkać na szlaku: jakaś grupka młodzieży i jeden zabłąkany turysta – to wszystko.

Po półtoragodzinnym wyczerpującym marszu we mgle i zamieci śnieżnej docieram do schroniska na Szrenicy 1362 m n.p.m.. Głodny zamawiam w barze pierogi ruskie i rozgaszczam się w sąsiedniej sali obok towarzystwa młodszej generacji. Po niedługiej chwili do sali wchodzi dziewczyna z baru i donośnym głosem woła : „kto zamawiał ruskie?”. Już chciałem odkrzyknąć, tak jak w kabarecie „TEY” za niegdysiejszych czasów PRL-u pamiętających stacjonowanie wojsk ościennego mocarstwa: „Nikt, sami tu przyszli”, ale w porę ugryzłem się w język, bo zdałem sobie spraw, że dla młodszego pokolenia Polaków owa „tonkaja aluzija” może być niezrozumiała. Wstaje i kłaniam się szarmancko w podziękowaniu za pierogi okraszone uśmiechem dziewczęcia z baru. Przy okazji oglądam wystawę starych sztychów, rysunków i fotografii z niemieckich wydawnictw źródłowych prezentujących panoramę tutejszych gór, osobliwości przyrody i stare schroniska rejonu Karkonoszy. Myślę, że jest to dobry przykład pojednania polsko-niemieckiego i tzw. politycznej poprawności.

Opuszczam schronisko na Szrenicy i udaje się czerwonym szlakiem (zimą niewidocznym, ale drogę pokazują paliki) do nieopodal położonego okazałego schroniska na Hali Szrenickiej, które jest najczęściej odwiedzanym miejscem, obok znajdującego się na tym samym szlaku Wodospadu Kamieńczyka 846 m n.p.m. o którym już wspominałem. Na Hali Szrenickiej jest wyciąg orczykowy dla narciarzy, którzy chętnie tu przybywają. Ale kiedy tu byłem, niewielu ich widziałem, choć warunki śniegowe były bardzo dobre. Dlaczego tak się dzieje? Otóż właściciel wyciągu narciarskiego może go uruchomić jedynie za zgoda dyrekcji KPN, która z kolei powołuje specjalną komisję dla stwierdzenia, czy śniegu jest pod dostatkiem, by narciarze mogli szusować po stokach hali. Wiadomo – regulaminy, biurokratyczne przepisy i odpowiednie urzędy są, jak nasze sądy, nierychliwe.   A cierpią na tym Bogu ducha winni nasi narciarze. Okazuje się – mówi mi jeden z pracowników schroniska, że dyrekcja w ten sposób podcina gałąź, na której sama siedzi, gdyż właściciele wyciągów za czas ich przestojów nie wypłacają do dyrekcji odpowiednich kwot ryczałtowych za swoją działalność KPN. Ot i kółko się zamyka- przykład naszej przysłowiowej niemocy: „by im się ino chciało chcieć!”.

Dość tych narzekań. Teraz chciałbym przejść do tematu bardziej pogodnego, tym niemniej istotnego z punktu widzenia naszego turysty. Mam na myśli bogactwo reklam, ogłoszeń i napisów, jakie można zobaczyć na ulicach miasta. Śmiem nawet twierdzić, że w tej dziedzinie autorzy tych reklam chyba o kilka długości wyprzedzali starania naszego rządu o wejście Polski do Unii Europejskiej. Jest to bogata oferta dla turystów z Unii. Zawiera ona barwną miksturę językową polsko-angielsko-niemiecką, z przewagą chyba niemieckiej, bo tu więcej jest turystów z Niemiec niż przedstawicieli innych nacji. Jednakże ta cudzoziemszczyzna niejednego rodzimego turystę może doprowadzić do niepotrzebnych frustracji i poważnych kompleksów.

Postanawiam więc przetestować ten problem na żywym organizmie ludzkim. Idę w stronę parkingu obok obleganej dolnej stacji wyciągu i spotykam parkingowego, tak na oko trochę młodszego ode mnie, ale za to krępej budowy ciała, o ogorzałej rumianej twarzy i nieco zaczerwienionym nosie. Pokazuje mu reklamę na budynku obok „ski carving” i pytam o znaczenie tych słów. Niestety nie wie co one znaczą, ale radzi bym się zapytał właściciela, który właśnie się zjawił. Wbrew pozorom, nie jest to artystyczne rzeźbienie nart według upodobania posiadacza nart, na co wskazywałoby angielskie słowo „carving”. kiedy podchwytliwe wymawiam ten wyraz po polsku przez literę „c” jak cymbał, właściciel przytomnie poprawia moją błędną wymowę angielską i spieszy z wyjaśnieniem, że to jest rodzaj modelowania nart, proces ich dopasowania dla potrzeb indywidualnego narciarza.

Usatysfakcjonowany wyjaśnieniami właściciela serwisu, po chwili znów zwracam się do parkingowego z prośbą o przetłumaczenie napisu „Zimmer frei”. Według mojej znajomości tego języka wymawiam te dwa słowa poprawnie po niemiecku, tak jak mnie uczono na lektoratach niemieckiego, ale parkingowy wie lepiej – poprawiam moją według niego niefortunną wymowę i radzi mi wymawiać niemieckie „Zimmer” jak polskie słowo „zima”. Potem pytam o znaczenie drugiego słowa i otrzymuje całkowicie zadowalające mnie wyjaśnienie, że w tym pensjonacie są teraz wolne pokoje do wynajęcia w ilości „skolko ugodno”. Inne napisy głoszą (np. przy kasie liftu), że „Schlepplifft auf Szrenica” jest teraz nieczynny czyli jest „ausser Betrieb”, natomiast „Seilbahn in sektion” znajduje się teraz „in Betrieb”. widzę też „ski rental” oraz „Aufbewahrung” – pierwszy bez odpowiednika niemieckiego, a drugi bez odpowiednika angielskiego – taka mieszanka językowa angielskiego-niemiecka oznaczająca wypożyczalnie i przechowalnię. Można też zaaplikować sobie „ski atomic test”, co może brzmieć dosyć zagadkowo i groźnie. Nie jest to jednak wbrew pozorom badanie wytrzymałościowe nart, lecz test dla narciarza z udziałem instruktora, z którego usług akurat nie można było skorzystać.

Albo weźmy takie określenie „ski tur”. Myślałem, że to oznacza wypad turystyczny do Harrachowa, by podziwiać skocznie narciarską, na której nasz Adam Małysz w tak pięknym stylu zdystansował swoich rywali, ale się myliłem. według właściciela punktu jest to zwykła wypożyczalnia nart dla turystów – prawda jakie to proste i oczywiste, trzeba tylko znać miejscowy żargon  reklamowy. Skorzystać również można z usług „PZN rekomendowanych instruktorów ski Górski”. Czyżby chodziło o instruktorów narciarstwa wysokogórskiego? Trudno powiedzieć.

W takim otoczeniu obcojęzycznych napisówi reklam nasz przeciętny turysta może poczuć się zagubiony, bezradny i wyalienowany. Niż zdziwiłbym się, gdyby ten nasz turysta, np. z Wrocławia, gdzie duża część mieszkańców ma lwowskie lub zabużańskie korzenie w pierwszym, drugim lub trzecim pokoleniu, nagle zawołał : „Ta joj, Jóźku, ty nie rób hecy z tymi obcymi wyrazami, bo ja ni tyci z tego nie rozumim. Ty bałakaj po naszemu, znaczy po polsku”.

Ale wnioski z moich turystycznych impresji wbrew pozorom powinny być jasne i oczywiste: nasza młodsza generacja musi przysiąść fałdów i porządnie, tzn. skutecznie uczyć się języków obcych, jeżeli chce w miarę normalnie funkcjonować w przyszłej Europie.

Z turystycznym pozdrowieniem

Dr Józef Wysoczański

ZAPROSZENIE

Zamówiliśmy dla członków TMLiKP o/Poznań kuratorskie oprowadzanie po wystawie: ,,Idę w świat i trwam”- obrazy Jacka Malczewskiego z kolekcji Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego.

Muzeum Narodowe w Poznaniu – 26 kwietnia 2023r. (środa) o godzinie 13.15. Wcześniej, w kasie należy kupić bilet: ulgowy 13,- zł, normalny 20,- zł. Na Kartę Dużej Rodziny również 13,- zł.

Chętnych prosimy o zgłaszanie się do 15 kwietnia. Musimy wiedzieć wcześniej jak liczna będzie grupa (dla komfortu zwiedzających nie powinna przekroczyć 25 osób).

Zapisać można się telefonicznie: Wanda Butowska 508 395 836 lub Katarzyna Kwinecka : 502 270 610.

Zarząd poznańskiego Oddziału TMLiKPW