WSPOMNIENIA WOJENNE Z HUCULSZCZYZNY I POKUCIA

            14 sierpnia b.r. w siedzibie poznańskiego Oddziału TML i KPW odbyło się bardzo wzruszające i interesujące spotkanie z Jerzym Morozem, który opowiedział zebranym o losach jego rodziny w czasie wojny.

            Urodził się 6 stycznia 1936 r., a więc w chwili wybuchu II wojny światowej był małym dzieckiem, które jeszcze niewiele rozumiało. Jednakże późniejsze przeżycia były tak drastyczne, że utkwiły w pamięci małego chłopca na zawsze.

            Rodzice: matka Irena z d. Koske, pochodziła z niemieckiej rodziny, gdyż babcia Antonina z Limanowskich wyszła za mąż za Niemca. Ojciec Jerzego był nauczycielem, a  jego ojciec leśniczym. Po ślubie młodzi zamieszkali w Brzuchowicach, gdzie urodził się Jerzy.

            Po wybuchu wojny, ojciec żonę i syna odwiózł do dziadków do Pistynia, a sam poszedł walczyć jako ułan. Jego dzieje wojenne były skomplikowane. Po rozbiciu wojska przedostał się do Rumunii, skąd po internowaniu okrężnymi drogami przeszedł do Francji. Stamtąd na łodziach wraz z innymi żołnierzami przepłynęli do Szkocji. W Wojsku Polskim na Zachodzie walczył na wielu frontach, m.in. pod Monte Casino. Po wojnie nie mógł wrócić do Polski, z synem spotkał się dopiero po trzydziestu latach.

            Dzieje rodziny były dramatyczne. Ponieważ dziadek cieszył się wielkim szacunkiem wśród sąsiadów różnych narodowości, dlatego uprzedzono rodzinę, że matka i syn będą aresztowani ze względu na pozycję ojca-oficera. Ukrywali się przed sowietami w innej wsi, gdzie na strychu przebywali ok. 1,5 miesiąca. Gdy sytuacja się uspokoiła powrócili do Pistynia.

            W 1941 r. przyszli Niemcy. W tym okresie mały Jurek zaczął chodzić do szkoły. I tym razem historia się powtórzyła: uprzedzeni znowu uciekli, tym razem przed Niemcami. Ukrywali się 3 miesiące. I znowu powrócili. Ale nie było spokojnie. W wojsku niemieckim służyli nacjonaliści węgierscy, którzy mordowali Polaków. Cudem udało się przeżyć Jurkowi i jego matce. Inny Węgier ocalił babcię, która przebywała w innym domu.

            Pistyń wyzwoliły wojska sowieckie. Znowu otworzono szkołę, do której uczęszczał Jerzy Moroz. W tym czasie nocami nasilały się napady nacjonalistów ukraińskich. Musieli uciekać. Na krótko ukryła ich rodzina Ukraińców, później przez rzekę uciekli do lasu. Do Kołomyi przewiózł ich Hucuł, który dał im stroje huculskie do przebrania. Po drodze napadli ich Ukraińcy, ale obronili ich żołnierze rosyjscy.

            W Kołomyi Jurek znowu zaczął chodzić do szkoły.

W 1944 r. uciekł ze szkoły, gdyż Rosjanie przyszli po uczących się chłopców. Był w szoku, trafił do krewnych, gdzie rodzina go odnalazła.

            15 stycznia 1945 r. w bydlęcych wagonach zostali wywiezieni do Polski. Sowieci uważali, że Polska jest dopiero od Wisły. Na miejsce osiedlenia wybrali Szamotuły, gdyż na Kresach uważano, że Wielkopolska jest najbardziej gospodarnym regionem Polski. Do Szamotuł przybyli 15 kwietnia 1945 r., a więc ich podróż trwała równo trzy miesiące.

           Spotkanie było wzruszające. Zadawano pytania, Jerzy Moroz pokazywał pamiątki rodzinne, m.in. identyfikator żołnierski ojca, krzyżyk, fotografie, obrazy i książki. Zebrani z zainteresowaniem słuchali i oglądali te cenne przedmioty.