„Książka niniejsza miała powstać jeszcze w 1967 roku, jako czwarta część mojego cyklu „wołyńskiego”. Zawarłem nawet z wydawnictwem łódzkim umowę na piękny i wzruszający tytuł: „Pożegnanie z ziemią”. Ale w miarę zagłębiania się w temat, redaktorzy zaczęli wysuwać coraz nowe obawy i zastrzeżenia. Bo też część ta miała zawierać okresy o niezwykłej doniosłości: wkroczenie wojsk sowieckich na wschodnie obszary II RP i blisko dwuletnia okupacja, agresja niemiecka 1941 roku, a wreszcie punkt kulminacyjny gehenny Wołyniaków: likwidacja gett żydowskich i krwawa rozprawa band ukraińskich i UPA z narodem polskim, samoobrona Polaków i ocalenie resztek z pogromu.
Na dobrą sprawę nie można było wówczas przedstawić ani jednego wątku w sposób odpowiadający rzeczywistości.
Wszystko spowijało tabu!” – tak pisze Apoloniusz Zawilski we wstępie do powieści dokumentalnej, „Znów ożywają kurhany”, wydanej w 1997 r. przez Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu.
Apoloniusz Zawilski, żołnierz odznaczony Orderem Virtuti Militari za udział w kampanii wrześniowej, skazany na śmierć w 1951 roku i zwolniony w 1956 roku, urodził się w Kołodeżach na Wołyniu.
Rozwój wydarzeń we wsiach i miasteczkach na Wołyniu, które miały niebawem zniknąć z powierzchni, budowany jest na wydarzeniach sprzed drugiej wojny, pamiętniku nauczycielki, Mileny Andrzejewskiej, którą inspektor skierował z Mazowsza na trudny teren Wołynia, bo tu „Polacy Czesi Ukraińcy”, wspomnieniach młodego Sobczyńskiego herbu „Jastrzębiec” z Aleksandrówki, który Szkołę Podchorążych Artylerii w Toruniu „z pierwszą lokatą skończył i otrzymał złotą szablę Prezydenta Rzeczypospolitej”, opowieści o Panu Kieszu, który z pochodzenia był Węgrem, medycynę w Kijowie skończył i zakochany w Polsce i jej kulturze w szpitalu polowym w Boremlu pozostał. Jest też opowieść o obchodach setnej rocznicy bitwy pod Boremlem, którą w 1832 roku stoczył generał Józef Dwernicki z Fiodorem Rudigerem. Hufiec harcerski sprowadzony przez Marcina Sobczyńskiego z Łucka przemaszerował z orkiestrą od „gminy do dworu państwa Wysockich, z parkiem słynnego projektanta angielskiego, Mac Claira, twórcy Arkad, Puław oraz wielu innych parków”. To historia i kultura, którymi chlubić się powinniśmy.
Wybucha wojna, atakują dwaj wrogowie i ujawnia się trzeci, który „rozbraja mniejsze grupy wycofujące się na wschód Wojska Polskiego i zabija żołnierzy lub pozostawionych u ludności rannych” (Bulbowcy). Zaczynają się napady na ludność cywilną. Kronikarz ks. J. Anczarski odnotował:
„?Ukraińcy szaleli wolnością. A pełnię wolności pojmowali, jako wyrżnięcie Polaków i Żydów. Tak często śpiewali mordując niemowlęta na oczach matek, gwałcąc dziewczęta i kobiety na oczach ojców i mężów:
„Smert! Smert! Lacham smert!
Smert żydiwsko-moskowskoji komunie!”
W rozprawie doktorskiej ks. Adam Kubasik pisze:
„UPA prowadziła walkę z ludnością polską z cała bezwzględnością, o czym świadczą przypadki wyrzynania całych wsi. Płonęły polskie gospodarstwa a chłopi polscy mordowani byli w najokrutniejszy sposób. Bandyci palili ich żywcem, wykłuwali oczy, obdzierali ze skóry i solili. Ciężarnym kobietom rozpruwano brzuchy i napełniano je szkłem. Niemowlęta przybijali do ściany podpisując „Polśkij oreł”. Nienawiść do orła przejawiali również rozdzierając niemowlęta za nóżki krzycząc „Tyś polski orzeł” lub wbijając niemowlę na widły.
Polacy zaczęli organizować samoobronę. Jednym z miejsc, gdzie uciekinierzy znaleźli ochronę była Sienkiewiczówka a w niej landwirt Leopold Hampel. „Postać ta stała się duchem opiekuńczym dla Polaków z całej okolicy, i każdy, kto ocalał z pogromu zachował ją we wdzięcznej pamięci.” Hampel po I wojnie, jako żołnierz armii austriackiej wracając do domu, wpadł w ręce Ukraińców, którzy związanego podpalili. Tak znalazł go patrol polskiej kawalerii ze Lwowa i stąd też była jego wdzięczność. Z dnia na dzień niewielka osada stała się skupiskiem kilkutysięcznej rzeszy uchodźców, a ponieważ w ataku na Uhrynów brało już nie kilkunastu czy kilkudziesięciu bandytów, ale tysiące, Hampel zorganizował ewakuację ludności do Łucka. „Kolumna kilkuset wozów wyjechała swoim czołem w południe – w środku kolumny jechał tabor niemiecki ubezpieczony przez załogę niemiecką, dalej na zewnątrz szło ubezpieczenie oddziałów polskich”.
Sytuację na Wołyniu najlepiej przedstawia Karolina Reubenbauer, żona dowódcy polskiej samoobrony w Sienkiewiczówce w relacji z 21 czerwca 1987 roku:
„Jak postępować mieli Polacy na Wołyniu?- pyta ona – Co mieli robić? Nie zaczepiali nikogo, nad nikim się nie znęcali, a obronić się to i sam Bóg nie zabrania”.
A co pisze w 2003 roku Wiktor Poliszczuk, ukraiński historyk, w artykule „Nie chodzi o przepraszanie tylko o potępienie OUN-UPA””:
„Wstyd mi za postawy moich ziomków, którzy powinni być sumieniem narodu ukraińskiego – Polaków usatysfakcjonować może jedynie jednoznaczne, wyraźne potępienie przez władze Ukrainy OUN jako organizacji, której formacje dopuściły się zbrodni ludobójstwa na ludności polskiej i ukraińskiej. Polacy mają prawo oczekiwać takiego potępienia ze strony władz Polski: Sejmu, Senatu i Prezydenta RP. Mimo, że istnieją dowody przedstawiające tragiczną rzeczywistość, oparte na dokumentach archiwalnych i zeznaniach świadków, nadal trwa posługiwanie się w polityce i publicystyce, a nawet nauce nieadekwatnymi pojęciami, terminami, nazwami”
Rok 2013:
XXXIV Zjazd Żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, pod patronatem Rektora Komendanta AON odbył się w dniach 13-14 lipca w siedzibie Akademii Obrony Narodowej w Warszawie-Rembertowie, w tym 14 lipca 2013r.o godz. 12:30 Msza św. koncelebrowana w Bazylice Archikatedralnej p.w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela.
Żołnierze 27 WDPAK to obrońcy ludności cywilnej na Wołyniu, świadkowie, którzy utrwalają pamięć o niewygodnej historii.
W Ostrówkach na przygotowywanym pomniku usunięty został polski orzeł.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Ostr%C3%B3wkach
W Porycku, gdzie została zlikwidowana cała wieś, jest pomnik z czasów sowieckich. Brak tylko części napisu, bardzo dokładnie został wymazany fragment mówiący, iż Polacy zginęli z rak ukraińskich nacjonalistów.
Niektórzy Polacy gotowi są współfinansować inicjatywę ze strony ukraińskiej, postawienie tablicy w każdym miejscu po zlikwidowanej polskiej osadzie, z nazwą wsi i listą jej mieszkańców.
Bożena Ratter
Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie