Związki Poznania ze Lwowem

Związki Poznania ze Lwowem

 W Drugiej Rzeczpospolitej Poznań i Lwów zaliczano do miast kresowych: Poznań – na zachodzie, Lwów – na wschodzie. Oba grody łączyło gorące pragnienie ich polskich mieszkańców, aby jak najrychlej znaleźć się w wolnej Polsce. Jeszcze więc w 1918 r. w obu miastach wybuchły powstania: przeciw Ukraińcom we Lwowie i przeciw Niemcom w Poznaniu. Gdy Wielkopolanie zakończyli zwycięsko bój o wyzwolenie własnej dzielnicy, natychmiast pośpieszyli z pomocą swym rodakom toczącym jeszcze ciężkie walki o polskość Kresów Wschodnich. Już na początku 1919 r. wysyłano z Poznania do Lwowa transporty z żywnością i odzieżą. W ślad za nimi poszła odsiecz zbrojna. W marcu 1919 r. dowódca Armii Wielkopolskiej gen. Józef Dowbór-Muśnicki skierował do Lwowa kompanię ochotniczą złożoną z 204 żołnierzy pod wodzą por. Jana Ciaciucha, a następnie dużą Grupę Wielkopolską z płk. Danielem Konarzewskim na czele.  Trzon  tej  grupy  stanowił 1 Pułk Strzelców Wielkopolskich. W kolejnych rzutach nadchodziły z Poznania dalsze posiłki. Nie ustalono dotąd ilu Wielkopolan oddało życie za Lwów i Kresy Wschodnie w 1919 r. Na cmentarzu Obrońców Lwowa wyznaczono dla nich jedną z kwater – VI, zwaną „poznańską”.

Druga fala pomocy dla Polaków we Lwowie napłynęła znad Warty w lecie 1920 r., podczas ofensywy bolszewickiej. Tym razem wspólnie broniono dopiero co odzyskanej niepodległości Polski. Upamiętnianie wspólnie przelanej krwi nastąpiło podczas budowy na cmentarzu Orląt – Pomnika Chwały. Składał się on z łuku tryumfalnego, przy którym ustawiono dwa dużych rozmiarów lwy, z 12 kolumn i 2 pylonów. Jedną z kolumn Pomnika Chwały ufundowało miasto Poznań.

Po odzyskaniu niepodległości Lwów odwdzięczył się swemu zachodniemu bratu w miarę swych możliwości. Zabór pruski cierpiący germanizację nie wykształcił potrzebnych w wolnej Polsce kadr nauczycieli, profesorów i innych fachowców. Ciesząca się w ostatnich dziesięcioleciach niewoli autonomią Galicja, miała ich pod dostatkiem. Kiedy więc w 1919 r. otwierano w Poznaniu uniwersytet, a nowa uczelnia potrzebowała odpowiedniej klasy polskich fachowców, rozpoczął się napływ ze Lwowa do Grodu Przemysława uczonych rozmaitych specjalności. Druga fala kadry naukowej dotarła nad Wartę ze Lwowa po kolejnej wojnie światowej, już w zgoła innych warunkach.

W tym miejscu pragnę przypomnieć profesorów Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (dawniej Uniwersytet Poznański) i Politechniki Poznańskiej. Którzy pochodzili ze Lwowa, z Kresów Południowo-Wschodnich, bądź pracowali w różnych okresach na uczelniach obu miast. Lista ta z pewnością nie jest pełna.

Profesor Kazimierz Ajdukiewicz, ur. W Tarnopolu, logik i filozof na UJK we Lwowie 1928-1939, prof. UAM w Poznaniu 1945-1955. Był uczniem słynnego filozofa lwowskiego K.Twardowskiego;

Profesor Andrzej Alexiewicz, ur. we Lwowie, student i asystent na UJK, profesor matematyki na UAM w Poznaniu 1945-1995, pierwszy Prezes poznańskiego oddziału TML i KPW;

Jan Berger, nauczyciel jj. Niemieckiego w gimnazjum realnym we Lwowie, germanista na UAM w Poznaniu;

Profesor Ludwik Jaxa Bykowski, ur. w Zagwoździu k. Stanisławowa, pedagog, zoolog, od 1921 r. prof. zoologii w Alademii Wetwrynaryjnej we Lwowie, od 1927 r. profesor Uniwersytetu Poznańskiego, w l. 1941-1943 rektor tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich;

Profesor Władysław Czarnecki, ur. we Lwowie, absolwent Politechniki Lwowskiej, od 1925 r. w Poznaniu (architekt miejski, naczelnik wydziału planowania Miasta), wykładowca na Politechnice Poznańskiej;

Profesor Jan Czekanowski, antropolog, profesor uniwersytetu we Lwowie 1913-1941, profesor antropologii na UAM 1946-1960;

Profesor Jan Grochmalicki, zoolog, współpracownik Benedykta Dybowskiego na UJK we Lwowie, prof. zoologii na UAM w Poznaniu;

Profesor Antoni Jakubski, ur. we Lwowie, zoolog, od 1919-1939 prof. Uniwersytetu Poznańskiego, porucznik Legionów i II szef sztabu Obrony Lwowa w 1918, więzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych, po 1945 r. w Wielkiej Brytanii;

Profesor Bogumił Krygowski, matematyk, prof. Politechniki Lwowskiej, po wojnie w Poznaniu;

Profesor Stanisław Loria, fizyk, prof. UJK we Lwowie 1917-1941, od 1951 r. w Poznaniu;

Profesor Władysław Orlicz, matematyk, 1937-1939 i po 1945 r. prof. UAM w Poznaniu, 1940-1941 prof. uniwersytetu we Lwowie;

Profesor Stanisław Pawłowski, geograf, uczeń E.Romera, 1918-1919 wykładowca na UJK we Lwowie, 1919-1939 prof. Uniwersytetu Poznańskiego, zamordowany przez hitlerowców;

Profesor Adam Skałkowski, ur. we Lwowie, historyk, od 1919 prof. Uniwersytetu Poznańskiego (do 1951r.);

Profesor Kazimierz Smulikowski, ur. we Lwowie, petrolog, minerolog, geolog, geochemik, wykładowca na Politechnice Lwowskiej, od 1930-1939 prof. Uniwersytetu Poznańskiego, po wojnie do 1952r. ponownie w Poznaniu, od 1953 r. w Warszawie;

Profesor Eugeniusz Piasecki, ur. we Lwowie, lekarz, teoretyk i praktyk wychowania fizycznego, założyciel L.K.S. ?Pogoń?, prezes Polskiego Związku Sportowego w Galicji, docent Uniwersytetu Lwowskiego i wykładowca w Polskim Kolegium Uniwersyteckim w Kijowie, od 1919 prof. Uniwersytetu Poznańskiego, przy którym utworzył Studium Wychowania Fizycznego, po Belgii i Danii trzeciego w Europie;

Profesor Jerzy Suszko, chemik organik, od 1927-1930 prof. Politechniki Lwowskiej, od 1930 r. prof. UAM w Poznaniu;

Profesor Józef Widajewicz, ur. w Buczaczu koło Brzeżan, historyk, od 1937 prof. Uniwersytetu Poznańskiego, po II wojnie światowej w Krakowie;

Profesor Zygmunt Wojciechowski, ur. w Stryju, historyk państwa i prawa, od 1929 r. profesor Uniwersytetu Poznańskiego;

Profesor Franciszek Wokroj, antropolog;

Profesor August Zierhoffer, ur. w Wiśniowcu k.Podhajec,  geograf,  uczeń E.Romera, w l. 1927-1933 prof. geografii gospodarczej Akademii Handlu Zagranicznego we Lwowie, od 1933 prof. geografii na UJK, od 1945 profesor UAM w Poznaniu;

Profesor Marian Zimmerman, ur. w Przemyślu, w okresie okupacji niemieckiej pracował w tajnym nauczaniu we Lwowie, prawnik, od 1939 prof. Uniwersytetu Poznańskiego.

 Na zakończenie tego krótkiego spojrzenia na związku Poznania ze Lwowem chciałbym jeszcze przytoczyć ciekawostkę z dziedziny sportu. Dotyczy ona początków wzajemnych kontaktów sportowych obu miast, które w okresie międzywojennym były oczywiście dość ożywione. Jak wspomina Rudolf Wacek, wielce zasłużony działacz sportowy Lwowa, a równocześnie profesor gimnazjalny, do pierwszego spotkania klubów Poznania i Lwowa doszło w 1914 r., a więc jeszcze w czasach zaborów. W roku tym najstarszy polski klub piłki nożnej, lwowscy „Czarni”, zaprosił na dwa mecze do Lwowa poznańską „Wartę”. Natomiast już po odzyskaniu niepodległości, w 1919 r. miała miejsce wizyta „Pogoni” Ib w Poznaniu. Gospodarzami były kluby „Posnania” i „Unia”. Po paru miesiącach nastąpiła rewizyta. W czasie bankietu delegat Związku Towarzystw Sportowych z Poznania p. Schnotale powiedział, że „sportowcy Wielkopolski czuli się dotychczas odosobnieni, a „Pogoń” pierwsza po wojnie, składając wizytę w Poznaniu i goszcząc ich u siebie – przełamała te lody”. Czyż nie jest to jeszcze jeden dowód na serdeczne związki obu miast?

 Iwo Werschler

Wycieczka do Lwowa

Relacja pana Marka Rezlera z wycieczki do Lwowa na wiosnę 2008 r.

LWÓW  –  MIASTO,   KTÓREGO   TRZEBA  I   WARTO   SIĘ   UCZYĆ

Marek Rezler

      Nie pochodzę z Kresów i nie zamierzam się zgrywać na Kresowiaka; jedynie po 1863 roku w wyniku powstania styczniowego, na Wschodzie powstała oddzielna gałąź mej rodziny. Kiedy jednak przed rokiem zaproponowano mi współpracę z poznańskim oddziałem Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, przystałem na to, choć początkowo z pewnymi oporami i bez przekonania, bo spraw wschodnich najwyraźniej „nie czuję”. Potem była audycja studyjna w Telewizji ELSAT, w cyklu „W Labiryncie Historii”, kolejne spotkania, drobne prace na rzecz Towarzystwa – i zdecydowałem się dołączyć. Ujęła mnie w tej organizacji rzadko dziś spotykana atmosfera spotkań, stosunki panujące pomiędzy osobami niegdyś pozbawionymi rodzinnych stron, ogólna, szczera serdeczność i życzliwość. Przede wszystkim kierowała mną i nadal kieruje ogromna ciekawość ludzi, ich charakterów,  doświadczeń  i miejsc, z którymi tak silnie wciąż są związani. Będą więc to refleksje osoby stojącej z boku, patrzącej na te sprawy bardziej rzeczowo i z dystansem – co Koleżanki i Koledzy z Towarzystwa, mam nadzieję, mi wybaczą.

      Wielkim doświadczeniem i przygodą był dla mnie wyjazd do Lwowa pomiędzy 27 kwietnia i 1 maja 2008 roku. Dzięki cennemu a życzliwemu sponsoringowi p. dr. Romana Dawida Taubera, Rektora Wyższej Szkoły Hotelarstwa i Gastronomii, można było zorganizować wyprawę do dawnej stolicy Małopolski Wschodniej, z darami dla mieszkających tam Polaków. Jest to akcja charytatywna prowadzona przez Towarzystwo już od wielu lat, serdecznie a z wdzięcznością przyjmowana przez ludzi żyjących za granicą często w naprawdę trudnych warunkach. Dla osób, które jeszcze nie znały Lwowa zorganizowano grupę, która została oprowadzona po najważniejszych miejscach i obiektach miasta.

      Pojechałem głównie po to, by się uczyć. Nieznanych mi dotąd stron i ludzi, porównać swoją dotychczasową wiedzę z realiami Kresów, wyprowadzić wnioski. A wszystko odbyło się we wspaniałej atmosferze. Jechaliśmy wygodnym autokarem, zamieszkaliśmy w hotelu „George” przy placu Adama Mickiewicza (a więc w centrum miasta), przewodniczką zaś była przemiła i wielce kompetentna Pani Iza – córka nestora przewodników lwowskich.

      Lwów, stare miasto położone na skrzyżowaniu newralgicznych szlaków handlowych, zawsze był nieco kosmopolityczny, matecznikiem wielu kultur, języków i religii. Administracyjnie wchodząc w skład Korony, od tej strony zawsze był bardziej polski niż Wilno – odwieczna stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego (co prawda kulturalnie znacznie spolonizowane). Narodowości licznie zaludniające Lwów, żyły na ogół zgodnie – aż do 1 listopada 1918 roku, gdy z inicjatywy administracji dogorywającej monarchii Habsburgów, odrodzono konflikty narodowe i uruchomiono nienawiści, dotychczas ukrywane lub może nawet nieuświadamiane. Od tej strony spokoju nie ma tam do dziś, owe niepokoje tlą się podskórnie, podsycane pamięcią krwawego dramatu z lat 1942 – 1948. W niczym to jednak nie zmieni faktu, że w latach 1867 – 1918 Lwów był stolicą Galicji, Małopolski Wschodniej, tchnął wielkim światem i echem Wiednia – w odróżnieniu od hieratycznego, zapatrzonego w przeszłość, ale też zapyziałego, nieco obskuranckiego a klerykalnego Krakowa.

      Odruchowo zacząłem porównywać Lwów z oglądanym kilka miesięcy wcześniej Wilnem. Tam było wypreparowane z miasta zabytkowe centrum, dopięte niemal na ostatni guzik, nastawione na reklamę i chwałę w oczach gości i turystów – i dalekie od bogactwa obrzeża stolicy Litwy. Tutaj, we Lwowie, zgrzebność widoczna jest niemal na każdym kroku. Gdyby usunąć samochody i niektóre zewnętrzne elementy naszych czasów, przenieślibyśmy się w czasy Franciszka Józefa I, ery autonomicznej i w epokę Dwudziestolecia międzywojennego. Te same, fascynujące secesją kamienice, ta sama kostka brukowa (asfaltu nie jest tam wiele), te same stare a monumentalne pałace i gmachy rządowe. Te same, charakterystyczne świątynie, wieże, dachy i podwórza. Lwów nie był zniszczony działaniami wojennymi, nie trzeba więc było odbudowywać miasta. Zatem główna część historycznego centrum przetrwała w niewiele zmienionym stanie – tylko z wyraźnie widocznym zębem czasu. Widać, że przez kilka dziesięcioleci niewiele zrobiono dla zabezpieczenia miejsc i domów, a dziś ogromnie trudno nadrobić powstałe zaległości. Z zewnątrz jeszcze wszystko jako tako wygląda, często jednak lepiej nie zaglądać na podwórka i do starych mieszkań, które najpierw przeszły przez falę realizowania „aktu sprawiedliwości dziejowej”, a potem nie miał ich kto remontować i konserwować. Remont i konserwacja wszystkiego od razu, jest dziś niemożliwa, pozostaje bolesny wybór – co się i czyni, ale nierzadko w połączeniu z usuwaniem elementów polskich.

    Całkowicie za to zmienił się skład ludności Lwowa. W okresie międzywojennym Polacy stanowili około 3/4 mieszkańców miasta – trzeciego pod względem wielkości (po Warszawie i Łodzi) w Rzeczypospolitej. Dziś jest to zaledwie jeden procent. Inna mowa na ulicach i w lokalach, język polski dominuje tylko w kilku punktach miasta – a i to przeważnie w miejscach, które odwiedzają czasowi przybysze z Polski. Nic dziwnego, dochód z turystyki zza Sanu jest ogromnym zastrzykiem dla finansów Lwowa i jego mieszkańców. Zatem raczej nie spotyka się demonstrowania niechęci wobec Polaków – inaczej niż poza miastem, gdzie miejscowa ludność ukraińska zachowuje się co najmniej nieufnie, tak, jak nasi mieszkańcy ziem zachodnich i północnych, gdy nagle pojawi się tam przybysz z Niemiec. Wyraźnie jednak Ukraińcy patrzą na nas uważnie, a tu i ówdzie widać przejawy akcentowania ukraińskości miasta – często w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Jednym z głównych bohaterów Lwowa jest Stepan Bandera: ma tu swoją ulicę, pomnik przy kościele św. Elżbiety, jest patronem politechniki. Jeden z czołowych dowódców UPA, Roman Szuchewycz, osławiony „Taras Czuprinka” patronuje arterii komunikacyjnej i jest bohaterem tablicy pamiątkowej umieszczonej… na ścianie polskiej szkoły. W księgarni można zobaczyć reklamę książki o Ukraińskiej Powstańczej Armii, która „powinna być w każdym ukraińskim domu”, a zaraz obok jest mapa wskazująca zasięg plemion ukraińskich we wczesnym średniowieczu aż po… Prosnę. Wydarzenia z końca 1918 roku (traktowane przez Ukraińców jako powstanie narodowe) akcentowane są, w odpowiedniej formie, na tablicach pamiątkowych, przy których co pewien czas gromadzą się na swoich  masówkach i wiecach wielce tu honorowani weterani UPA. Jedno z takich spotkań na Prospekcie Swobody mogliśmy zobaczyć 28 kwietnia; ujawnienie polskiego pochodzenia mogłoby się tam zakończyć raczej niemile… A uważać trzeba, bo dzisiejsi lwowianie znają, a przynajmniej rozumieją język polski; alergicznie za to reagują (inaczej niż starsi i średni wiekiem Litwini) na język rosyjski. Na bazarach można kupić nawet T-shirty z jednoznacznymi hasłami na ten temat. O „Lachach” raczej bez wyraźnej potrzeby się nie wspomina, o „Moskalach” – i owszem. Niemal zawsze w pejoratywnym kontekście. Ale i nas, w kwietniu 2008 roku spotykały różne niespodzianki. Już celnik na granicy, po zapoznaniu się z nazwą hotelu, w którym się zatrzymamy, stwierdził sugestywnie: „Bohaty ludzi, w „Żorż” jedut”. No i staliśmy bezczynnie dwie godziny… Nie dostalibyśmy się do wnętrza Kasyna Ziemiańskiego, bez nieformalnej opłaty od osoby, strażnicy zaś przy Politechnice, na widok zbliżającej się naszej grupy, pośpiesznie przystąpili do zamykania bramy wjazdowej. W sklepach przyjmowani byliśmy grzecznie i życzliwie, ale przed Cmentarzem Łyczakowskim autobus obskoczyli chłopcy domagający się pieniędzy… i radośnie klaszczący, gdy kierowca autokaru miał kłopot z wyjazdem z parkingu. Były więc miejsca i miejsca, ludzie i ludzie.

      Znana, a wciąż gorąca jest we Lwowie sprawa wydarzeń z przełomu lat 1918 – 1919 i Cmentarza Orląt Lwowskich na Łyczakowie. Po latach celowej dewastacji i wandalizmu wreszcie pozwolono uporządkować i choćby częściowo zrekonstruować nekropolię – ale z równoległym, bardzo podobnym w formie cmentarzem żołnierzy ukraińskich. Tu zaglądają niemal wyłącznie Polacy – przede wszystkim ci przybyli z kraju. Między polskie groby na Cmentarzu Łyczakowskim licznie wkroczyły dość charakterystyczne stele – nagrobki notabli ukraińskich, lokatorów zmieniły też niektóre wiekowe grobowce. Powoli zachodzi potrzeba uruchomienia na większą niż dotąd skalę, akcji ratowania pomników na tej nekropolii. Konserwacji wymagają nawet niektóre nagrobki słynnych działaczy polskich, a wzruszający pomnik nagrobny Artura Grottgera porasta mech; niektóre napisy na nim są już prawie niewidoczne.

      Prawie nic już nie pozostało z charakterystycznej przedwojennej atmosfery Lwowa rozśpiewanego, „luzackiego”, trochę cwaniackiego, czasem szemranego, w specyficzny sposób szarmanckiego – ale i silnego intelektualnie, z mocną pozycją wielu nauk, m.in. matematyki, historii, nauk technicznych. Jedynie na Prospekcie Swobody wieczorami skrzykują się spontanicznie grupy przypadkowych przechodniów, którzy stojąc w kole, wcale składnie śpiewają ukraińskie pieśni narodowe – patriotyczne, ale nie agresywne nacjonalistycznie. Tu i ówdzie widać też szachistów grających na ławce w parku,  otoczonych wianuszkiem kibiców – wyłącznie mężczyzn.

      Polskość Lwowa tkwi w zabytkowej sferze materialnej miasta, lecz już nie w ludnościowej. Dzisiejszy Lwów to miasto, w którym nie wolno mieszać przeszłości z teraźniejszością, o ile nie chcemy stworzyć mieszaniny wybuchowej, która doprowadzi do zniszczenia tych resztek polskości etnicznej, jakie tam jeszcze pozostały. Smutna też jest inna refleksja: ten sam los nieuchronnie czeka i Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich, gdy odejdą ostatni, urodzeni w tamtych stronach. Nadzieją kontynuacji tradycji jest zaangażowanie druhen i druhów ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej – ale nie będzie to już ten duch, co obecnie, będzie to bardziej działanie na przekór, próba cofania historii – a nie ważenie stanowisk i krzewienie zgody. Także we Lwowie stopniowo wygasa Polska etniczna, nie ma tam (podobnie zresztą jak w Wilnie) silnej polskiej inteligencji, która byłaby w stanie zorganizować prężny ruch narodowy. Działają polskie organizacje i towarzystwa, które czynią wszystko, by podtrzymać nasze tradycje, ale muszą bardzo uważać w obliczu realiów, z którymi mają na co dzień do czynienia. Istnieje nawet pewien rozdźwięk pomiędzy Ukrainą centralną i wschodnią z Kijowem, nastawioną proeuropejsko i daleką od nacjonalizmu – a Ukrainą zachodnią, konsekwentnie kultywującą tradycje UPA. Ten tygiel kipi podskórnie, tylko od czasu do czasu widać pojedyncze, dość jednoznaczne sygnały i trzeba bardzo uważać, by para z tego kotła nie wydostała się szeroką falą na zewnątrz. W tych właśnie realiach funkcjonują lwowscy Polacy – i członkowie Towarzystwa udzielający im wsparcia. Zrozumiały żal, irytacja, gorycz, tęsknota za utraconymi ziemiami ojczystymi, nie zmienią twardych realiów czasu. Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji wydaje się być możliwie szybkie przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej, co otworzy drogę wzajemnym kontaktom i być może choć trochę zatrze dzielące różnice i zaszłości. Nie podział na moje i twoje, lecz świadomość,  że to jest nasze, może doprowadzić do harmonii. W tej chwili bowiem mamy do czynienia z koniunkturalizmem politycznym i hipokryzją, gdy Rosji bez końca (skądinąd słusznie) wypominamy Katyń i łagry, ale o rzezi wołyńskiej, o potwornych wyczynach banderowców na Kresach Południowo-Wschodnich zachowuje się dyplomatyczne milczenie. A przecież są to kwestie nieporównywalne. Czy sprawy te kiedyś zostaną uregulowane? Z pewnością. Ale na pewno przełom na przyszłość można widzieć w Unii Europejskiej.

      A ja do Lwowa na pewno jeszcze pojadę. Nie raz i nie dwa razy. Tego miasta naprawdę trzeba i warto się uczyć.

 

Historia poznańskiego Oddziału TML i KPW

Jesienią 1988 roku we Wrocławiu, z inicjatywy Lwowian, zostało sądownie zarejestrowane Towarzystwo Miłośników Lwowa. Zarząd Główny na swą siedzibę obrał miasto Wrocław, gdzie znajdowało się najwięcej mieszkańców przedwojennego Lwowa, Kresów Południowo-Wschodnich i ich potomków. Od tego czasu ruszyła lawina oddziałów w całej Polsce, Poznański oddział, z inicjatywy Tomasz Naganowskiego oraz Ewy Dobias-Józefiak, powstał 23 lutego 1989 roku. Na pierwsze spotkanie do Sali Kominkowej w CK ZAMEK przybyło 111 osób.
Lwowiacy szybko znaleźli się w poznańskim środowisku. Pierwszym prezesem Oddziału został prof. Andrzej Alexiewicz, następnie prof. Tomasz Naganowski, a obecnie mgr Bożena Łączkowska.
Przez dwadzieścia lat członkowie Towarzystwa spotykali się na wspólnych imprezach, odczytach, spektaklach, spotkaniach świątecznych, Dniach Lwowa, piknikach i wycieczkach. Powstało wiele ?nowych? znajomości i okazji do wspomnień z tamtych minionych miejsc i lat. Celem Towarzystwa jest m.in. propagowanie kultury i historii, ponad 600 letnich dziejów Polski, o której nie można było mówić przez prawie 50 lat, a która zajmowała tak ważne miejsce w dziejach Polski. Organizowaliśmy spotkania z interesującymi ludźmi związanymi z Kresami np.: z pp. Dzieduszyckimi, Witoldem Szołginią, Jerzym Michotkiem, Dorą Kaznelson z Drohobycza, Kazimierzem Podhajeckim ze Stryja, Danutą Nespiak, prof. Stanisławem Nicieją i z wielu innymi. W roku 1997 obchodziliśmy bardzo uroczyście jubileusz 60-lecia pracy scenicznej Krystyny Feldman.
Poznański Oddział TML i KPW nie ogranicza się jedynie do spotkań i imprez towarzyskich. Od samego początku każdy wyjazd wycieczki na Kresy łączono z akcjami charytatywnymi. Od wielu lat, każdego roku w grudniu, wyrusza transport darów do Lwowa, Brzeżan, Mościsk, Przemyślan, Rohatyna, Podhajec i innych miejscowości na Kresach. Odwiedzamy polskie parafie, szkoły i przedszkola, starszych ludzi, którzy czekają na naszą pomoc. Każda akcja charytatywna, organizowana przez Stanisława Łukasiewicza, oparta jest na współpracy z kręgiem ?ORLĄT? ZHR z os. Rusa w Poznaniu, a także na ofiarności młodzieży szkolnej oraz niektórych zakładów i firm poznańskich, Klubu Inteligencji Katolickiej oraz innych, w tym wielu osób nie zawsze z ?tamtych? stron. Na letni wypoczynek zapraszaliśmy grupę dzieci polskich z Brzeżan, które przebywały w poznańskich rodzinach, uczestnicząc w wielu bardzo atrakcyjnych wycieczkach po Wielkopolsce, oraz dzieci z Łucka, które w okresie zimowym zwiedzały Szlak Piastowski oraz Warszawę. Dzięki staraniom naszego Oddziału Siergiej ze Lwowa, ofiara wypadku podczas pokazów lotniczych w Skniłowie, otrzymał protezę nogi, która umożliwia mu normalną egzystencję i powrót do pracy.
Każdego roku we wrześniu Oddział organizuje DNI LWOWA w Poznaniu. Patronat honorowy obejmuje Wojewoda Wielkopolski oraz Marszałek Województwa Wielkopolskiego. W b.r. odbędą się już dwunaste. Impreza ta cieszy się coraz większym zainteresowaniem poznańskiej społeczności. Ze swym programem chcemy wychodzić do innych miast Wielkopolski, w ubiegłym roku było to Leszno. W ramach DNI LWOWA organizowane są interesujące wystawy fotograficzne, ekslibrisu, pocztówek, znaczków, malarstwa o tematyce kresowej, itp., na Starym Rynku, przed Restauracją Kresową, odbywa się Piknik Lwowski, z udziałem zespołów ze Lwowa oraz różnych miast Polski. Gościliśmy chór ?Echo?, ?Lwowską Falę? ze Lwowa, ?Bukowińskie Kolory? z Czerniowiec, ?Werhowynę? z Żabiego, ?Wołyńskie Słowiki? z Łucka, oraz ?Pakę Rycha z Bytomia, ?Biedronki? z Brzegu, ?Baniaki?, poznański chór ?Arion? i Młodzieżową Orkiestrę Dętą z Tarnowa Podgórnego. Ważnym punktem programu Dni Lwowa była sesja naukowa, organizowana przez Juliusza Rozmiłowskiego poświęcona udziałowi lwowian w życiu naukowym i kulturalnym Wielkopolski, w której uczestniczyli zaproszeni naukowcy i ludzie kultury z Poznania. Na tę okoliczność wydawane były biuletyny zawierające życiorysy wybitnych postaci działających na terenie Poznania i Wielkopolski, a wywodzących się z terenów Lwowa i dawnych Kresów Południowo-Wschodnich. Zebrane w całość ukazały się w książce pt.: ?Udział Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w życiu naukowym i kulturalnym Poznania i Wielkopolski. Biogramy i wspomnienia?. Od dwóch lat podczas uroczystej inauguracji DNI LWOWA wręczana jest statuetka Lwa ?Semper Fidelis?, którą   zaprojektował  artysta  Jarosław  Lebiedź. Przyznana została ministrowi Andrzejowi Przewoźnikowi  oraz prof. Andrzejowi Stelmachowskiemu.
Współorganizotorami Dni Lwowa jest Wspólnota Polska, Biblioteka Raczyńskich, Restauracja Kresowa, Centrum Kultury Zamek oraz  ZHR Orlęta.
Towarzystwo wydaje BIULETYN, który poza artykułami redakcyjnymi publikuje ciekawe przedruki z krajowej prasy na temat Kresów i ich wybitnych mieszkańców. BIULETYN redaguje Danuta Szwarc, Hanna Dobias-Telesińska i Iwo Werschler.
Od 1989 roku akces do Towarzystwa zgłosiło ponad 600 osób. Nie wszyscy z zakładających przed dwudziestu laty Oddział Poznański Towarzystwa są nadal z nami. Pamiętamy o nich i wspominamy. Wspominamy również tych, którzy zostali zamordowani na kresach. W ich intencji odprawiane są uroczyste msze św. w Farze, podczas DNI LWOWA. Wiele osób, z uwagi na wiek, nie uczestniczy w naszych spotkaniach. Na większych imprezach spotyka się ok. 100 osób..
Swoją siedzibę Towarzystwo zmieniało wiele razy. Ale, poza jednym przypadkiem, zawsze mieściła się i mieści, dzięki gościnności Dyrekcji, w Centrum Kultury ZAMEK, gdzie w każdą środę w godzinach popołudniowych w pok. 336 odbywają się spotkania. Tu można nabyć także literaturę o tematyce kresowej, wydawaną we Lwowie i na terenie Polski. Funkcjonuje tu także bogata biblioteka lwowska.
Przez dwadzieścia lat wszystkie przedsięwzięcia staraliśmy się dobrze wykonywać. Nie byłoby to możliwe bez wspólnej pracy członków Towarzystwa oraz innych osób nam życzliwych. Do nich należy m.in. dyr. Szk. Podst. Nr 84 mgr Irena Roemet-Ciomborowska, rektor WSH i G dr Roman Dawid Tauber, dyr. Wydziału Kultury Włodzimierz Gorzelańczyk, dyr. CK Zamek Marek Raczak, dyr. Muzeum Sienkiewicza mgr Anna Surzyńska Błaszak, Janusz Borowczyk i inni. Mamy nadzieję, ze spełniliśmy oczekiwania.

Hanna Dobias-Telesińska

KONKURS

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział w Poznaniu zaprasza młodzież szkolną mającą kresowe korzenie (Lwów i Kresy Południowo-Wschodnie) do udziału w konkursie pt.: „Historia kresowa mojej rodziny”. Prosimy także wychowawców i nauczycieli historii o zainteresowanie zagadnieniem oraz pomoc uczniom w przygotowaniu prac.

Prace konkursowe o objętości 2-5 stron (A4) należy nadsyłać w terminie do 15 sierpnia 2012 r. na adres Towarzystwa w Poznaniu: Centrum Kultury ZAMEK 61-809 Poznań ul. Św. Marcin 80/82 pok. 336 lub drogą elektroniczną: handob@wp.pl

Wyniki konkursu zostaną ogłoszone podczas „XV Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu” 15 września b.r.

Zwycięzców wybierze jury. Nagrodą dla dwóch pierwszych miejsc będzie tygodniowa wycieczka do Lwowa w ramach organizowanej corocznie akcji charytatywnej – dla pozostałych uczestników – upominki. Najciekawsze prace opublikowane zostaną w Biuletynie Oddziału oraz na naszej stronie internetowej www.lwowiacy.pl

Bożena Łączkowska – prezes Poznańskiego Oddziału TML i KPW

HONOROWE WYRÓŻNIENIE „SEMPER FIDELIS”

Poznański Oddział Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich
nadaje honorowe wyróżnienie „Semper Fidelis”

Od 2007 roku, podczas organizowanych corocznie we wrześniu w Poznaniu uroczystości „Dni Lwowa i Kresów”, wybranej osobie wręczana jest Statuetka Lwa, która jest odzwierciedleniem nadania honorowego wyróżnienia „Semper Fidelis”. Statuetka, którą wykonał artysta-plastyk, Jarosław Lebiedź, nawiązuje formą do lwów, jakie stały przed wojną na cmentarzu Orląt we Lwowie, przed pomnikiem Chwały.
Laureatami wyróżnienia nadawanego w Poznaniu są ludzie wybitnie zasłużeni, obywatele Rzeczypospolitej Polskiej lub posiadający Kartę Polaka, którzy przyczynili się do:
– ratowania Dziedzictwa Narodowego,
– upamiętniania Miejsc Pamięci Narodowej,
– niesienia pomocy Polakom i ich potomkom, którzy pozostali na terenach dawnej Rzeczypospolitej,
– przekazywania wiedzy o terenach i bohaterach, a także prawdziwej historii Kresów,
– dokumentowania szczegółów historycznych niezbędnych dla naszego i następnych pokoleń.
Wyróżnienie ma na celu uhonorowanie osób, które w szczególny sposób dały dowód wierności Kresowej Ziemi. Materialnym elementem wyróżnienia jest posążek Lwa, symbolu miasta LWOWA miasta „SEMPER FIDELIS”.
W latach 2007-2011 wyróżnieni Statuetką Lwa zostali:
– śp. minister Andrzej Przewoźnik,
– śp. prof. Andrzej Stelmachowski,
– prezes Szczepan Siekierka,
– śp. przewodniczący Koła Bukaczowczan Tadeusz Tomkiewicz oraz
– prof. Stanisław Sławomir Nicieja.
Dotychczas kandydatury do tego wyróżnienia zgłaszane były przez członków Poznańskiego Oddziału TML i KPW. Decyzję o jego przyznaniu, po uprzednim rozpatrzeniu zgłoszonych propozycji przez powołaną kapitułę, podejmował Zarząd. Obecnie pragniemy, aby osoby, które otrzymają Lwa w czasie kolejnych Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu, wybierane były spośród kandydatów zgłaszanych przez szersze gremium. Dlatego zwracamy się z uprzejmą prośbą do osób, którym drogie są Lwów i Kresy, aby przysyłali na nasz adres swoje propozycje kandydatów do wyróżnienia, wraz z krótkim uzasadnieniem. Wszelkie wnioski kierować można do nas listownie lub drogą elektroniczną:
adres pocztowy:
Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział w Poznaniu
CK  ZAMEK  61-809 Poznań, ul. Św. Marcin 80/82 p.336
lub internetowy:
poznan@lwowiacy.pl

Za wszystkie propozycje i uwagi z góry dziękujemy
Za Zarząd

Stanisław Łukasiewicz