ZMARŁ KAZIMIERZ GÓRAK

Ze smutkiem zawiadamiamy, że 21 czerwca br., w wieku 89 lat zmarł Kazimierz Górak – lwowianin, nasz Przyjaciel, zasłużony członek poznańskiego Oddziału TMLiKPW, świadek Rzezi Wołyńskiej. Uroczystości pogrzebowe odbędą się we wtorek 27 czerwca b.r. na cmentarzu parafii Bożego Ciała przy ul. Bluszczowej/Wiśniowej na Dębcu (Poznań). Msza pogrzebowa odprawiona zostanie o godz. 12.00 w kościele Ofiarowania Pańskiego w obrębie cmentarza, po czym z kaplicy cmentarnej p.w. Błogosławionego Bogumiła nastąpi odprowadzenie Zmarłego na miejsce spoczynku.

Siostrze Jadwidze oraz rodzinie składamy wyrazy głębokiego współczucia.

Kazimierz Górak urodził się 10 marca 1934 roku we Lwowie, gdzie z rodziną zamieszkiwał bloki wojskowe na Kleparowie. Od sierpnia 1939 rodzina Góraków mieszkała we wsi Oryszkowce w pow. żydaczowskim woj. Stanisławów. Tam też mieszkała do 1944 roku cudem unikając wywózki na Sybir oraz zamordowania z rąk OUN UPA. Jak wspominał śp. pan Kazimierz w swych wspomnieniach: „10 lutego 1940 roku cudem uniknęliśmy wywózki na Sybir. Było to tak: noc, mróz i łomotanie. Ojca chyba nie było, nie pamiętam dokładnie. Mieliśmy się pakować. Wtedy Matka dała NKWDziście nasze dokumenty, w których było napisane, że miejscem naszego urodzenia był Lwów. Zdziwiło go to i spytał co tu robimy? Matka powiedziała, że jesteśmy w gościnie u rodziny – dzięki temu nas nie wywieźli. Mieli listy mieszkańców wsi ich wywozili, innych nie.

W lutym 1944 roku ojciec mój udał się do kościoła do wsi obok. Msza nie odbyła się – w tym dniu czy dzień wcześniej UPA dokonało mordu we wsi Fraga w powiecie Rohatyn, gdzie znajdowało się słynne sanktuarium z cudownym obrazem i klasztor. Ojciec wrócił do domu i wtedy uznał, że musimy uciekać, bo i na naszą wieś przyjdzie czas. Nie groziło jej spalenie całkowite, gdyż domy były za blisko i ukraińskie też by spłonęły, natomiast mogliby nas zamordować.(…) Około 19 lutego 1944 roku w nocy opuściliśmy Oryszkowce. Ciotka została, nie chciała z nami jechać. Wokół biły łuny z okolicznych wsi. Wpierw na noc przenieśliśmy się do pobliskiego Ukraińca o nazwisku Salomon, który na strychu przechował nas oraz innych Polaków, wielka chwała mu za to. W 2001 roku jak byłem w rodzinnych stronach chciałem podziękować mu za to, okazało się że po wojnie wyprowadził się do Polski (miał żonę Polkę). Stamtąd Ojciec wynajął Ukraińców z powózkami do przetransportowania nas oraz sąsiadów, którzy chcieli dojechać do najbliższej stacji kolejowej – był to Chodorów. Niestety ciotka swój upór przypłaciła tragicznie – została zamordowana w czasie jednego z napadów”.

Rodzina Góraków z licznymi przygodami trafiła w 1945 roku do wsi Gościejewo koło Rogoźna w obecnym woj. Wielkopolskim. Tam rodzina Góraków objęła poniemiecką gospodarkę, którą po ukończeniu kierunkowych studiów pan Kazimierz zarządzał do emerytury.

W latach PRL udzielał się społecznie w działaniach opozycyjnych do ówczesnej komunistycznej władzy. Był jednym z twórców studenckiego ruchu pomocy dla więźniów politycznych po poznańskim Czerwcu 1956, których to wydarzeń był naocznym świadkiem i w trakcie których przeżył niesamowitą sytuację:

Przy ul. Poznańskiej, tam gdzie są dwa wiadukty kolejowe (tory na Piłę i Warszawę), stały już czołgi, a wojsko oparte obok nie reagowało. Usiedliśmy z kolegą na gąsienicach przy czołgach. Tam przeżyłem dramatyczna sytuację. Nieopacznie powiedziałem słowa, które można zrozumieć dwojako, coś w stylu „Słuchaj przecież wszystkich naszych wystrzelają jak kaczki, jak by wzięli naszą kompanię przeszkoloną, to by dopiero pokazała” (chodziło o studium wojskowe). Ktoś z grupki stojącej obok, prawdopodobnie prowokator UB, powiedział „To są Ubeki!”. Zaczęliśmy się tłumaczyć, zrewidowano nas. Na domiar złego u kolegi znaleziono książeczkę oficerską jako że student był po studium wojskowym i miał stopień podporucznika. Ja nie miałem takowego, gdyż choroba serca wyłączyła mnie z tych zajęć. Tłum chciał nas zlinczować, powiesić. Szarpano nas i poszturchiwano, nie słuchano naszych sprostowań, a wojsko nie reagowało – tak działa psychoza tłumu. Uratował nas starszy pan w mundurze, bodajże kolejarz, który powiedział „to nie wiecie, że studenci też mają wojsko?”. Po tym zdarzeniu czym prędzej czmychnęliśmy i po południu byliśmy z powrotem w akademiku, a stan naszych ubrań wzbudził zdziwienie kolegów, którzy nie znali sytuacji w mieście”.

Po 1989 roku ś.p. Kazimierz Górak, z potrzeby serca wstąpił do nowo powstałego TMLiKPW, gdzie dał się poznać jako aktywny członek, szczególnie w zakresie pomocy Polakom pozostałym na wschodzie. Wielokrotnie wyjeżdżał z Akcją Charytatywną naszego Towarzystwa do Lwowa, gdzie zajmował się opieką nad bazą i wydawaniem darów. Opieką bazy zajmował się także w Poznaniu, gdzie w takcie trwania Akcji Charytatywnej pełnił codzienne dyżury. Prócz pomocy w ramach naszego Towarzystwa organizował tę pomoc także sam, znanymi tylko sobie kanałami i metodami. W 2014 roku odznaczony został złotą odznaką TMLiKPW. Do końca aktywnie brał udział w życiu Towarzystwa: jeszcze niecałe cztery miesiące temu – 28 lutego b.r. brał aktywny udział w spotkaniu z panem Franciszkiem Bąkowskim. Aż się wierzyć nie chce, że dziś obydwóch nie ma z nami…

Szczęśliwie dla potomnych, ś.p. Kazimierz Górak, choć z oporami, podzielił się z nami swoimi ciekawymi wspomnieniami, które publikowane były na łamach numerów specjalnych naszego „Biuletynu Informacyjnego” opisujących Czerwiec 56, oraz wysiedlenie zwane „repatriacją” do których lektury zachęcamy.

W naszej wdzięcznej pamięci „pan Kaziu” lub po przyjacielsku „Kaziu” jak go wielu z nas z sympatią nazywało, pozostanie jako przykład „prawdziwego Samarytanina”, który swoją ostatnią koszulę poświęci dla swojego brata Polaka pozostałego na wschodzie.

Cześć jego Pamięci!

Igor Megger – wiceprezes poznańskiego oddziału TMLiKPW