POZNAŃSKIE OBCHODY 82. ROCZNICY NAPAŚCI SOWIECKIEJ NA POLSKĘ RELACJA I REFLEKSJE

W pochmurny dzień 17 września 2021 r. po raz kolejny członkowie Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział w Poznaniu zebrali się, by wziąć udział w zorganizowanych przez Wojewodę Wielkopolskiego uroczystościach upamiętniający dzień napaści sowieckiej na Polskę w 1939 roku.

Uroczystości rozpoczęły się mszą świętą w kościele p.w. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry o godz. 12.00. Po mszy odbył się przemarsz pod pobliski pomnik katyński znajdujący się w ogrodach zamkowych. Jak co roku odbyły się: wspólna modlitwa różnych wyznań, apel pamięci, salwa honorowa, przemówienia, złożenie wieńców. Chciałbym podzielić się z kilkoma refleksjami z tej uroczystości, w której od lat biorę udział.

W tym roku przeraził mnie marazm tych uroczystości. W kościele na mszy znalazło się maksymalnie 50 osób. Zdenerwował mnie (i nie tylko mnie) wręcz piknikowy nastrój niektórych delegacji biorących udział w uroczystościach, których przedstawiciele potraktowali tę uroczystość jako spotkanie ze znajomymi z innych urzędów. Brak frekwencji oczywiście nie jest winą organizatora, natomiast kieruję osobiście, choć wiem, że pod tymi słowami podpisałaby się większość osób ze środowisk kresowych, ostrą uwagę do organizatora o złe potraktowanie środowisk kresowych w uroczystościach. Dopuszczenie, by dwie wspólne delegacje Sybiracko-Katyńska oraz Wileńsko-Lwowska szły jako piętnaste w kolei jest niewybaczalne. Są to organizacje zrzeszające ludzi, dla których dzień siedemnasty września jest rocznicą rozpoczynającą proces ich krzywd. Do tego należy dodać, że Związek Sybiraków był wraz z Wojewodą współorganizatorem uroczystości i potraktowanie go w ten sposób jest, moim zdaniem, jeszcze bardziej karygodne niż potraktowanie nas czy Wilniuków.

Uważam, że należy przemyśleć napisanie wspólnego pisma-skargi na takie traktowanie środowisk kresowych. Rozumiem, że jest protokół kolejności, jednakże na pogrzebie państwowym wdowa nigdy nie idzie w drugiej części konduktu, to samo tyczy się więźniów Oświęcimia, którzy by (analogicznie do poznańskich uroczystości) w rocznicę wyzwolenia obozu mieliby składać kwiaty jako piętnaste osoby z kolei. W naszej delegacji szedł Józef Wysoczański, człowiek blisko 90 letni, świadek wkroczenia wojsk sowieckich w 1939 r. do Skałatu w woj. tarnopolskim, Sybirak, który na zesłaniu spędził sześć lat, stracił tam brata. Szedł z nami prawie ostatni, po m.in. Służbie Więziennej, Sanepidzie, Kuratorium itd., których przedstawiciele często szli „jak za karę” złożyć wiązankę. Uważam, że nasza delegacja powinna iść jako trzecia po Wojewodzie jako przedstawicielu Władzy Państwowej oraz po Władzach Miejskich, które prócz swojej władzy reprezentują także mieszkańców miasta Poznania.

Zraził mnie także prawie całkowity brak udziału szkół, prócz dosłownie 2-3. Uważam, że nauczyciele szkół uczestniczących powinni być uhonorowani pochwałą z Kuratorium, gdyż zawsze są to te same szkoły, a postawa tych nauczycieli jest godna naśladowania, a uczniowie tych szkół zachowywali się godniej niż przedstawiciele niektórych oficjalnych delegacji.

Delegacja poznańskiego Oddziału TML i KPW złożyła także wiązankę kwiatów w kościele Dominikanów, pod naszą tablica upamiętniającą ofiary OUN-UPA. W skład delegacji weszli: Stanisław Łukasiewicz, Igor Megger, Henryk Robak oraz Józef Wysoczański. Co roku pamiętamy o ofiarach „czerwonych nocy” na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej nie tylko przy okazji 11 lipca, ale także przy innych ważnych dla nas Kresowian datach.

Tekst: Igor Megger, foto: Jacek Kołodziej

AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA lWOWA”

Witam wszystkich Lwowian, Kresowian i Sympatyków Kresów

Z wielką przyjemnością pragnę poinformować, że rozpoczęliśmy realizację zadań naszej działalności charytatywnej.

W dniach od 1 do 4 września we Lwowie przekazaliśmy ponad sześćdziesięciorgu naszych podopiecznych finansową pomoc świąteczną w wysokości 1200 hrywien, co stanowi ekwiwalent za przekazywane do 2019 roku paczki z art. żywnościowymi, art. higieniczno-sanitarnymi, a także odzież zimową. 20 podopiecznych, którzy nie mogli, ze względu na stan zdrowia przybyć do naszego miejsca w kościele św. Antoniego, odwiedziliśmy w domach przynosząc im jednocześnie ogromną radość.

Niezmiernie ważnym elementem są bezpośrednie kontakty, rozmowa w cztery oczy oraz składane wzajemne życzenia.

II etap realizacji naszych zobowiązań charytatywnych obejmie dotarcie:

– na Mikołaja do dzieci zorganizowanych przy kościele Marii Magdaleny we Lwowie

– na Mikołaja do dzieci w kościele św. Stanisława w Szczercu

– na Mikołaja do dzieci zorganizowanych w Towarzystwie Kultury Polskiej w Strzałkowicach

– do 2 osób prowadzących opiekę nad osobami schorowanymi, starszymi i wspomożenie ich finansowo

– do pozostałych podopiecznych we Lwowie, Szczercu i ew. innych polecanych i kierowanych przez poznańskich darczyńców.

Najważniejsze jest to, że jesteśmy znów osobiście we Lwowie, co ma niebagatelne znaczenie dla Polaków tam zamieszkałych, którzy bezpośrednio widzą naszą pomoc, a przede wszystkim mogą z nami porozmawiać.

Serdecznie dziękuję wszystkim ofiarodawcom za udzieloną pomoc w postaci darowizn przekazanych na rzecz akcji charytatywnej.

Akcja trwa – przewidujemy kolejny II etap na początku grudnia, lecz wielkość i zakres pomocy zależny jest od wpływu środków. Liczymy na ofiarność mieszkańców Poznania i Wielkopolski za co z góry serdecznie dziękuję i pozdrawiam

Stanisław Łukasiewicz

Pełnomocnik Zarządu do spraw Akcji Charytatywnej.

Poznań, 8.09.2021 r.

PODOLE I WOJEWÓDZTWO TARNOPOLSKIE CIEKAWOSTKI PRZYRODNICZO-GEOGRAFICZNE

Igor Megger

Co to za kraina Podole? Dla Poznaniaków jest to nazwa całkowicie myląca, nasze wydawnictwo jest często mylone z Podolanami. Także nie wszyscy wiedzą, że Podole nie pokrywa się granicami z woj. Tarnopolskim, które często z nim tak jest kojarzone.

Także czym jest Podole? Najłatwiejsza definicja brzmi: Podole to kraina położona nad północnymi dopływami Dniestru. Jednak było by to za proste, gdyż nie wszystkie definicje pokrywają się dokładnie. Dlatego opowiem nie tylko o samym de facto Podolu, ale także ogólnie o byłym województwie tarnopolskim.

Rys historyczny: Kraina ta zamieszkana była już w czasach prehistorycznych. Zachowały się szczątki śladów osadnictwa Scytyjskiego, koczowniczego ludu pochodzenia irańskiego z VII i VIII wieku p.n.e. Od nich pochodzi źródłosłów nazwy rzeki Dniestr u Herodota Tyras [irańskie tura – prędki, silny, u Turków – turla] nazywa się dopiero w IV w. Danastius, Danastrus, Danastris, co wywodzą z Irańskiego danu – woda, podobnie jak Danubis [Dunaj] i Don. Nazwa polska z XVI i XVII w. Niestr zachowała się dziś u Rumunów (Nistru). Analogie do nazwy Dniestr stanowi Dniepr. Podobny jest źródłosłów nazw rzek Prut czy Seret. Zachowały się także ślady Rzymian w postaci szczątków tzw „wału Trajana” w okolicy Okopów Św. Trójcy.

Zamieszkiwanie tych terenów przez Słowian wykazane jest co najmniej od X wieku. Z tegoż okresu pochodzi jeden z najsłynniejszych zabytków słowiańszczyzny tj. Światowid ze Zbrucza, wyłowiony z tej rzeki w 1848 roku w okolicy Husiatynia (obecnie jego autentyczność jest dyskutowana) „złoty skarb” z Michałkowa (pow. Borszczów, nad Dniestrem), czy grota w Bilczu Złotym.

Podole podlegało Księstwu Kijowskiemu, później Halicko-Włodzimierskiemu, z różnymi przerwami. Rządy polskie na Podolu ustabilizowały się od połowy wieku XV, po śmierci Jagiełły. Wtedy to w 1434 roku utworzono w Kamieńcu Podolskim Województwo Podolskie. Do Polski inkorporowane na stałe zostało w 1569 roku po Unii Lubelskiej. Północna cześć woj. tarnopolskiego należała wcześniej do Rusi Czerwonej.

Ziemie te wielokrotnie były najeżdżane przez Tatarów i Turków, oraz pustoszone były przez zagony kozackie. W celu obrony tych ziem w każdym ważniejszym mieście/grodzie powstawał zamek. Takich zamków/twierdz powstało kilkadziesiąt, żeby tylko wymienić te najbardziej znane: w Kamieńcu Podolskim, Czortkowie, Trembowli, okopach św. Trójcy czy Chocimiu. W czasie zaborów zachodnia część Podola przypadła Austrii, wschodnia Rosji.

Stan ten także został odzwierciedlony w granicach II RP, kiedy to Podole zachodnie (Borszczów, Czortków, Zaleszczyki) trafiły do polski natomiast tereny za Zbruczem do ZSRR. Obecnie całość Podola należy do Ukrainy.

Położenie: Tereny Województwa Tarnopolskiego leżą na Wyżynie Podolskiej. Jest to wyżyna wchodząca w skład wyżyny Wołyńsko-Podolskiej. Zbudowana jest z gnejsów i granitów (stąd słynne kamieniołomy granitów), które pokryte są najlepszym czarnoziemem. W tamtych rejonach czarnoziem jest aż tłusty, pachnący, przyklejający się do bron. Z tego powodu tereny te są głównie rolnicze, także z powodu sprzyjającego klimatu oraz odpowiedniego nawodnienia. Hodowano tam nawet arbuzy. Przez Podole przebiegają dwa pasma wyżyn – Gołogóry i Miodobory. Miodobory rozciągają się na długość około 200 km, składają się z koralowców, które są pozostałością po Morzu Sarmackim. Przebiegają od Podkamienia w powiecie Brodzkim, do Pokucia. Gołogóry, które przechodzą we Wroniaki sięgają aż do rzeki Ikwy. W Nowosióce w pow. Złoczowskim znajduje się ich najwyższy szczyt – Wapniarka, która sięga 467 metrów. Bardzo charakterystyczne dla Podola są jary rzek. Choć nie mają znaczenia naukowego (geologicznego, zoologicznego i botanicznego), posiadają zniewalające piękno estetyczne. W Czortkowie, w jarze Seretu, w okresie międzywojennym odkryto dużą ilość skamieniałych ryb.

Hydrologia: Jak wspominałem, główną rzeką regionu jest Dniestr. Na terenie przedwojennej Polski ważniejszymi dopływami Dniestru były Horożanka, Złota Lipa, Koropiec, Baryszka, Strypa, Krynica, Dżuryn, Dupa, Seret, Niczława, oraz graniczny Zbrucz. Natomiast na Podolu znajduje się bardzo mało jezior. Rzeki rybne, z drapieżnikami, oraz wprowadzonymi karpiami. Ciekawostką hydrologiczna są „okniny”. Są to małe nigdy niezamarzające jeziorka, o temp wody 4 cm, porośnięte wodorostami na dnie, o pięknej lazurowej barwie wody z zawsze zieloną roślinnością wokół. Jedyny wodospad znajduje się na rzece Dżuryn. W 1939 roku przez Dniestr w Zaleszczykach przeszło do Rumunii wiele znamienitych osób m.in. prymas August Hlond, a w ramach akcji KAWON, wpław, ale z maszyną do pisania przekroczył go Melchior Wańkowicz.

Przyroda: Na południu województwa klimat ciepły południowy. Lata ciepłe, zimy prócz wyjątków umiarkowane. Opady w normie bez anomalii. Klimat ciepły spowodował, że w okresie międzywojennym tereny te były traktowane wypoczynkowo. Na północy klimat chłodniejszy. W całości roślinność leśna i stepowa. Lasy głównie liściaste. Zwierzyna typowa, brak niedźwiedzi. Na terenie Podola znajduje się park narodowy „Podolskie Towtry”. Z powodu temperatur Podole dzielono także na Podole „zimne” i Podole „ciepłe”. I tak Tarnopol był najzimniejszym miejscem w całej II RP, a Horoszczowa w pow. Borszczowskim najcieplejszym, choć dzieliło je w linii prostej tylko 150 km. Podział ten może być spowodowany przedzieleniem województwa przez grzbiet Gołogórsko-Krzemieniecki.

Skład etniczny: Na obszarze województwa występowały trzy grupy etniczne. Na zachodzie (od Przemyślan do Seretu) mieszkali Opolanie, na północnym skrawku Wołyniacy, na wschodzie Podolanie. Województwo było jaskrawo zróżnicowane pod względem antropologicznym. Występowały tu wszystkie cztery ludzkie rasy europejskie. Powiaty północne miały przewagę elementu nordyckiego, centralne lipoidalne i mieszane, południowe natomiast śródziemnomorskie (głównie Zaleszczyki). O dziwo, najazdy nie zmieniły tego układu, który widoczny był jeszcze w okresie międzywojennym. W okresie międzywojennym województwo zamieszkiwało prawie po równo Polaków i Ukraińców, obecne Polaków jest tam około 2-3%, większe skupiska znajdują się na wschodnim Podolu tj. za Zbruczem.

Zabytki: Na terenie Podola zachodniego, które przed wojną należało do Polski, oraz całego woj. Tarnopolskiego, najgodniejszymi uwagi są dawne rezydencje magnackie, w postaci zamków i rezydencji. Przy nich z fundacji powstawały także klasztory, kościoły. Z założeń rynkowych jedno z ciekawszych znajduje się w Zaleszczykach. Z późniejszych zabytków godny uwagi jest monumentalny kościół Stanisława Męczennika z początku XX wieku w Czortkowie. Dla nas Polaków, ważna jest zachowana ciekawostka znajdująca się w kościele w Borszczowie. Znajduje się tam herb KOP wyryty na ambonie, ukryty w czasach sowieckich.

Przewodnik PTTK z 1931 roku podaje, że na terenie województwa godne zwiedzenia są: 46 zamki, 49 kościołów, 27 cerkwi, 6 ratuszy, 19 pałaców, 22 stare domy, dworki, 22 kaplice i monastery, 12 synagog, 20 pomników i grobowców, 18 wałów i kurhanów, 8 grot i jaskiń. Na terenie województwa było blisko 1000 rezydencji ziemiańskich.

Ciekawostki różne: Najstarszymi miastami województwa są: Trembowla (co najmniej 1097) i Busk (także XI wiek). Największy cmentarz znajduje się w Monasterzyskach pow. Buczacz – około 5 tysięcy grobów. Na Podolu znajduje się jedyny w Małopolsce step – tj. step Pantalicha, step ten znajduje się koło Trembowli. W Konopówce k. Mikuliniec (pow. Tarnopol) występują źródła siarczanie. Największy głaz narzutowy znajduje się w Podkamieniu. Tam też znajduje się licząca ponad 100 metrów najgłębsza studnia na terenie dawnego województwa, obecnie jeden ze znaków męczeństwa narodu Polskiego (w 1944 roku w Podkamieniu zginęło 600 osób).

Bardzo ciekawy jest podziemy świat Podola, jednym z takich przykładów są słynne kryształowe groty w Krzywczu w pow. Borszczowskim. Są to groty o długości 22 km, wyżłobione przez wodę, znajdują się w niej skrystalone złoża gipsu. Podobna grota „Werteba” znajduje się w Bilczu Złotym (pow. Borszczów). Z racji znalezisk zwana ona jest „nadniestrzańskimi Pompejami”.

Inną ciekawostką nigdzie nie spotykaną są „Płonące Krzaki Mojżesza”. Znajdują się one na południu województwa, są to krzewy dyptama białego, z powodu nagromadzonych w nich olejków eterycznych. W wielkie upały może dojść do samozapłonu. Obecnie w Polsce występują bardzo rzadko, są pod ochroną, a brak nasłonecznienia powoduje, że nie zapalają się.

NOWY 154 NUMER „GŁOSÓW PODOLAN” JUŻ DOSTĘPNY

Szanowni Państwo

Serdecznie zapraszamy do lektury nowego 154 numeru kwartalnika „Głosy Podolan” biuletynu poznańskiego oddziału TML i KPW poświęconego tylko i wyłącznie byłemu województwu tarnopolskiemu, wraz ze stronami poświęconymi działalności poznańskiego oddziału TML i KPW, oraz warszawskiego Klubu „Podole”. Najnowszy numer został dofinansowany ze środków Urzędu Miasta Poznania i Samorządu Województwa Wielkopolskiego w ramach otwartego konkursu ofert na realizację działań publicznych w dziedzinie kultury w roku 2021 W numerze 154 :

Stanisław BOGUMILSKI (Poznań) – Moja droga (cz.V) Wspomnienia z Kamionki Strumiłowej

Tadeusz JÓŹKÓW (Milicz) – Moje Wspomnienia (cz. II) (Chorostków, Deryłozy)

Bruno BOŻYNIAK (Wrocław) Dzieciaki na wojnie. Wspomnienia Czortkowiaka (cz. I)

Zbigniew ŻYROMSKI (Wrocław) Zwyczaje ludności kresowej na Podolu (Cz. III Lipiec – Wrzesień)

Janina KWIATKOWSKA (Gdynia) Moje wspomnienia – Tarnopol, Mikuliczyn, Worochta

Wiktor CHMIELUK (Głogów) Osobliwości Podola – „Tajemnicza siła”

Marek SZPYTKO (Poznań) Wędrówki po kresach – Podole( cz. II)

REDAKCJA: „Kamienie pamięci”, Komunikaty redakcji, Czytelnicy piszą

Józefa OKRZESA (Niemodlin) Urodził się 100 lat temu w Czabarówce

Władysław BIAŁOWĄS (Korfrantów) ŚP rzeźbiarz Michał Cwynar oraz Jego Nastasów

Hanna DOBIAS-TELESIŃSKA (Poznań) ŚP profesor Jerzy Albrycht

Wanda BUTOWSKA (Poznań) Poznań godnie upamiętnił ofiary „Rzezi Wołyńskiej”

Maria DUBANOWICZ (Kazachstan) Śmierć wygnańca

Osoby zainteresowane wersją papierową, oraz prenumeratą prosimy o kontakt pod nr 728-252-793, lub na adres e-mail: igor_mode@wp.pl. Wersja cyfrowa jest bezpłatna.

Wersja elektroniczna znajduje się także pod adresem Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej: https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/593038/edition/503768/content?ref=struct

Serdecznie zapraszamy do nadsyłania materiałów do następnych numerów – wspomnień, refleksji, artykułów historycznych, pożegnań.

W imieniu redakcji „Głosów Podolan” Igor Megger Redaktor Naczelny

DZIEŃ JEDNOŚCI KRESOWIAN 2021 R.

Podczas obchodów Dnia Jedności Kresowian w ramach Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu będziemy gościć cztery Lwowianki: panie: Marię Basza – z-ca red. naczelnego Nowego Kuriera Galicyjskiego, Teresę Dutkiewicz – z-ca prezesa Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, tegoroczną laureatkę Lwa „Semper Fidelis”, Halinę Makowską – kustosza pamięci miasta, Stanisławę Nowosad – poetkę lwowską i  pana Serhija Kamyka – osobę dobrze nam znaną i bardzo pomocną podczas akcji charytatywnych. Oprócz uroczystości wymienionych w zaproszeniach zapraszamy na spotkanie z gośćmi ze Lwowa w naszej siedzibie (p. 336 w CK Zamek) w środę 6 października o godz. 16.00. 

150 NUMER „SPOTKAŃ śWIRZAN”

Z przyjemnością informujemy, że niedawno jubileusz 150 numeru obchodziła redakcja „Spotkań Świrzan”. Czasopismo to ukazuje się w formacie takim jak nasze „Głosy Podolan” i jest dwumiesięcznikiem. Zajmuje się głównie powiatem przemyślańskim województwa tarnopolskiego. Każdy numer jest ilustrowany i ładnie wydany.

Redakcja chętnie przyjmuje materiały do publikacji. Osobom zainteresowanym prenumeratą podajemy dane kontaktowe redakcji: 59-337 Lubin, ul. Sokola 28/6, adres internetowy: erjotwulubin@wp.pl red. Naczelny Józef Wyspiański tel. 76-74-94-125. Istnieje także wersja elektroniczna na stronie Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej pod adresem: https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/583482#structure

Na ręce pana Józefa Wyspiańskiego składamy gratulacje i życzymy dalszej owocnej pracy oraz kolejnych jubileuszy.

Za Zarząd

Igor Megger wiceprezes poznańskiego Oddziału TML i KPW

ZAPROSZENIE

Akt erekcyjny Pomnika Poległych Winiarczyków

24 sierpnia, o godz. 12:00 na poznańskich Winiarach na skwerze Stanisława Bręczewskiego przy ul. Sokoła tuż przy kościele, odbędzie się uroczyste podpisanie Aktu Erekcyjnego Pomnika Poległych Winiarczyków. Pomnik ten upamiętnia Winiarczyków, którzy polegli w latach 1918-1921 – także na terenach Kresów Wschodnich.

Pomnik poświęcony w 1923 roku, został zburzony przez okupanta niemieckiego w 1939 roku. Kilkuletnim staraniem komitetu odbudowy zostanie on odbudowany w tej samej formie. Odsłonięcie i poświęcenie Pomnika Poległych Winiarczyków odbędzie się we wrześniu, o czym poinformuję Państwa w osobnej korespondencji.

W imieniu organizatorów przedsięwzięcia serdecznie zapraszam Państwa do udziału w tej skromnej uroczystości

z poważaniem Przemysław Piwecki sekretarz komitetu.

101 ROCZNICA WALK POD ZADWÓRZEM

17 sierpnia 2021 r. mija kolejna 101 rocznica bitwy pod Zadwórzem, zwana Polskimi Termopilami. Bitwa stoczona została w trakcie wojny polsko-bolszewickiej w pobliżu wsi Zadwórze, 33 km od Lwowa.

Celem obrońców, składających się z młodzieży lwowskiej – gimnazjalistów i studentów lwowskich uczelni, było zagrodzenie drogi i opóźnienie podejścia wojsk bolszewickich do Lwowa. Walki na tym terenie toczyły się już w końcu lipca. Dowódcą batalionu, należącego do oddziału rotmistrza Abrahama, był kapitan Bolesław Zajączkowski. Stawił on czoło 1 Konnej Armii Siemiona Budionnego. Bitwa rozegrana na dalekim przedpolu Lwowa pochłonęła wiele ofiar. Z 330 żołnierzy poległo 318. Kilkunastu rannych dostało się do niewoli, a dowódca wraz z kilkoma żołnierzami popełnił samobójstwo. Bitwa pod Zadwórzem rozpoczęła się 17 sierpnia 1920 r. Batalion kapitana Zajączkowskiego maszerował z Krasnego wzdłuż linii kolejowej na Lwów. I tu od strony Zadwórza został ostrzelany z broni maszynowej. Polscy żołnierze zostali osaczeni z trzech stron. Kapitan Zajączkowski wydał rozkaz rozwinięcia batalionu w tyralierę i uderzenia na Zadwórze, by zdobyć stację kolejową i tam zorganizować obronę. Porucznik Antoni Dawidowicz poprowadził oddział na działa stojące w pobliżu stacji. Jednakże Polaków zaatakowała sowiecka konnica. Stacja została zdobyta przez wojsko polskie, także opanowano pobliskie wzgórza, co dało lepszy wgląd na teren i dogodniejsze warunki do prowadzenia walki z dziesięciokrotnie większym przeciwnikiem. W ciągu 11 godzin odparto sześć ataków kawalerii Budionnego. Z czasem zaczynało brakować amunicji. Walczący nie mieli łączności ze Lwowem i nie mogli prosić o pomoc, dlatego zabierano amunicję poległym żołnierzom. Wobec przewagi nieprzyjaciela kapitan Zajączkowski wydał rozkaz wycofywania się do pobliskiego lasu barszczowickiego 30 pozostałym przy życiu żołnierzom. Jednak wkrótce nadeszły nowe siły bolszewickie, które wzmogły natarcie. Porucznik Dawidowicz po raz kolejny zdobył stację kolejową, a pierwsza kompania opanowała pobliskie wzgórze. W nierównej walce wzięły udział także trzy polskie samoloty, które nadleciały od strony Lwowa i zaatakowały siły bolszewickie ogniem karabinów maszynowych oraz bombami. Nawet, gdy zabrakło amunicji polscy żołnierze nie poddawali się. W trakcie odwrotu nadleciały trzy sowieckie płatowce, które ostrzelały broniących się i wycofujących żołnierzy. Ostrzeliwani z broni maszynowej przez sowieckie samoloty, bezbronni, otoczeni przez Rosjan, walczyli jeszcze krótko na kolby w pobliżu budki dróżnika (budynek kolejowy nr 287). Bronili się już tylko bagnetami, tocząc do wieczora krwawy bój, ponosząc wielkie straty, ostrzeliwani przez ciężką artylerię. Sowieci, rozwścieczeni oporem polskiego wojska, zabijali ich szablami, rannych dobijali kolbami. Zabitym odcinali głowy, ręce i nogi. Pozostali przy życiu ranni oficerowie ostatnimi nabojami odbierali sobie życie. Do niewoli sowieci wzięli niewielką grupkę koło budki dróżnika. Kilku obrońców udało się uratować, gdyż na pole bitwy w celu rozpoznania dotarł polski pociąg pancerny, którego załoga pod ogniem bolszewików zebrała kilkanaście ciał rannych i zabitych leżących najbliżej nasypu. Tak ocalał ranny w kark Rudolf Niżankowski, wówczas 15-letni żołnierza Armii Ochotniczej, służącego w 240 pułku piechoty. Tego samego dnia na pole bitwy dotarł polski pociąg pancerny „Huragan”. Na pobojowisko przybyli polscy żołnierze oraz rodziny poległych. Na stacji kolejowej Polacy znaleźli 318 ciał polskich żołnierzy, zmasakrowanych, zbezczeszczonych i obrabowanych. Wielu ciał nie można było zidentyfikować. Rozpoznano jedynie 106 osób. Wszystkich poległych pochowano początkowo w zbiorowej mogile w pobliżu miejsca bitwy. Zwłoki siedmiu poległych obrońców:

  • kapitana Bolesława Zajączkowskiego, dowódcy
  • kapitana Krzysztofa Obertyńskiego,
  • podporucznika Jana Demetera,
  • podchorążego Władysława Marynowskiego,
  • porucznika Tadeusza Hanaka,
  • kaprala Stefana Gromnickiego,
  • szeregowca Eugeniusza Szarka

pochowano później uroczyście z honorami na Cmentarzu Obrońców Lwowa w oddzielnej kwaterze Zadwórzaków. Potem ostatnich dwóch wymienionych ekshumowano i pochowano prawdopodobnie na kwaterach rodzinnych. Pozostali polegli obrońcy Zadwórza zostali pochowani na wojskowym cmentarzyku w Zadwórzu, u stóp usypanego kurhanu, gdzie umieszczono pamiątkową tabliczkę z napisem: Orlętom, poległym w dniu 17 sierpnia 1920 r. w walkach o całość ziem kresowych.

Mimo tylu ofiar, heroiczna obrona zakończyła się sukcesem operacyjnym wojsk polskich. Zdobycie stacji kolejowej, o którą toczyły się najkrwawsze walki, nie powstrzymało Budionnego od wycofania się. Nie kontynuował już dalszego marszu na Lwów i dalej na zachód. 20 sierpnia skierował swoje wojska na północ idąc na odsiecz wojskom w rejonie Wieprza i Warszawy. Po klęsce pod Komorowem wycofał się na wschód. Polskie wojsko zatrzymało sowiecką 1. Armię Konną na froncie południowo – zachodnim i uniemożliwiły mu połączenie się z Tuchaczewskim pod Warszawą. Dzięki temu manewr zza Wieprza mógł zostać przeprowadzony, ponieważ Polacy zyskali więcej czasu, przestrzeni oraz mogli dysponować większą liczbą swoich sił, które nie były związane przez wroga.

Hanna Dobias-Telesińska

„NASZA PANI TARNOPOLSKA” W POZNANIU HISTORIA OBRAZU, PRZED KTÓRYM ODPRAWIONO PIERWSZY RAZ NA ZIEMIACH POLSKICH NABOŻEŃSTWO MAJOWE

Igor Megger

W obłokach otoczona aureolą anielskich główek, z Dzieciątkiem Jezus przy piersi, spoczywa nieba i ziemi Królowa. U dołu wyrasta krzew róży, aniołowie wiją z niego wieńce, to znowu układają różańce i podają je Najświętszej Panience. Dziecię Jezus różaniec trzyma w lewej rączce, a zarazem spogląda pełne majestatu i powagi na ziemie. – OjciecKonstanty M. Żukiewicz (1874–1948) [w:] Królowa Różańca św. w Kościele i Polsce. Tom II, Lwów 1935.

W poznańskim kościele ojców Dominikanów znajduje się jedna z cenniejszych w naszym mieście pamiątek związanych z Kresami Południowo-Wschodnimi, cenna nie tylko z racji jej wieku, wartości artystycznej, ale i z racji ładunku emocjonalnego, który ona przenosi. Mowa o znajdującym się w nim obrazie Matki Bożej Różańcowej z kościoła Dominikanów z Tarnopola.

W materiałach przeze mnie zebranych nie ma określenia dokładnej daty powstania tego obrazu. Został ufundowany prawdopodobnie przez rodzinę Potockich, a namalowany został we Włoszech. Przypuszczalnie powstał w tym samym czasie, co kościół dominikański wraz z klasztorem – był to rok 1779. Kościół Dominikanów w Tarnopolu, który szczęśliwie dotrwał do dziś, stanowi jeden z największych zabytków późnego baroku województwa tarnopolskiego. Niestety, po upadku ZSRR nie został oddany prawowitym właścicielom, natomiast siłą został zajęty przez grekokatolików, klasztor zaś stał się archiwum obwodowym. Katolicy w Tarnopolu, pomimo iż przed wojną posiadali trzy kościoły katolickie, nie odzyskali żadnego (jeden z nich został wysadzony w latach 50.) i nabożeństwa odbywały się w kaplicy cmentarnej. Dopiero w 2009 roku zostały przeniesione do nowo wybudowanego kościoła przy prospekcie Bandery (sic!), w którym znajduje się kopia obrazu.

Wróćmy jednak do czasów dawniejszych. Kościół i obraz w XVIII i XIX w. kilkakrotnie zmieniał opiekunów. Niedługo po konsekracji kościoła cesarz austriacki Józef II skasował na terenie Austrii zakon Dominikanów[1] – musieli oni przenieść się do Żółkwi koło Lwowa. Na ich miejsce przybyli jezuici, których zakon skasował car rosyjski[2]. Władze austriackie przekazały jezuitom na siedzibę właśnie kościół Dominikanów w Tarnopolu. Okres tych zawirowań trwał do roku 1903, kiedy do Tarnopola wrócili Dominikanie. Jezuici w 1908 roku wybudowali dla siebie nowy kościół (po 1945 przerobiony na fabrykę). Obydwa zgromadzenia dbały o kościół i klasztor, prowadziły remonty i wyposażały wnętrza.

To dzięki jezuitom w Polsce utrwaliła się tradycja nabożeństw majowych. Ich celem było pokazanie parafianom piękna cudownych wizerunków Matki Boskiej, które stawiano w ołtarzu głównym. Pierwsze nabożeństwa majowe na ziemiach polskich odbywały się od roku 1827 w Tarnopolu i przeznaczone były dla uczniów gimnazjalnych. Msze te wprowadził ojciec Franciszek Ksawery Asum. W 1836 roku zaczęto je praktykować w Starej Wsi, a od roku 1832 (lub 1837) we Lwowie. Z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa, graniczącą z pewnością, przyjąć należy, że nabożeństwo odbyło się przy omawianym przeze mnie obrazie. Ojciec Święty 29 września 1930 roku udzielił odpustu 300-dniowego za każde wezwanie: „Pani Nasza Tarnopolska, módl się za nami!”.

Obraz znajdował się u czoła prawej (południowej) nawy bocznej kościoła, gdyż w centralnym miejscu znajdował się obraz patrona kościoła – św. Wincentego Ferreriusza. Obraz Matki Bożej zdobiony był koronami (ale niekoronowany) oraz wieloma wotami pochodzącymi jeszcze z XIX wieku.

I wojna światowa i walki polsko-ukraińskie spowodowały ostrzał świątyni, ale w przeciwieństwie do innych budynków kościół szczęśliwie ocalał. Jednak nie obyło się bez dramatycznych chwil. Zachowała się relacja o głębokiej wierze w MB Różańcową w 1919 roku, przechowana przez Ojca Żukiewicza:

Było to dnia czwartego, w pierwszą niedzielę maja 1919 roku, gdy kościół polski święcił uroczystość swojej Królowej, a zakon dominikański obchodził pamiątkę 500-letnią zgonu świętego Wincentego Ferreriusza, szczególnie uroczyście w Tarnopolu, jako patrona swojej świątyni. O godzinie dziesiątej wieczór przyszli żołnierze ukraińscy, z najeżonymi bagnetami, wzywając mię, abym natychmiast stawił się do sądu wojskowego. Sytuacja nie bardzo miła dla nikogo, kto zetknął się, chociażby raz i to z daleka, z hajdamakami, a cóż dopiero w polowym sądzie.

Poleciłem się gorąco Matce Boskiej Różańcowej, słynącej łaskami w naszym kościele, i świętemu Wincentemu, i spłynęła do duszy mojej dziwna ufność, że w dniu tak wielkim, Oni mię nie opuszczą, ale owszem, spełnią jakąś niezwykłą łaskę swoją. Noc była deszczowa i choć majowa, ciemna bardzo, szedłem w otoczeniu patroli i odmawiałem różaniec. Wstępując na salę sądową, dorozumiałem się, że chodzi tu o spowiedź przedśmiertną skazańca. Ale po co mię wołali? Wszak jest już administrator parafii ksiądz Eugeniusz Baziak. Przyszedł wezwany pod nieobecność komendanta Wołka, który zastawszy go już słuchającego spowiedzi, z niewiadomej przyczyny przerwał mu takową i zagroził wyrzuceniem. Wołk posłał patrol po mnie, ale ksiądz Baziak czekał, aby mi oddać Najświętszy Sakrament.

O, jak źle było Panu Jezusowi wśród tych hajdamaków, a rzekomo katolików. Żadnego stolika, gdzie by można złożyć „Sanctissimum”, żadnego światła, a dokoła kręcą się dzikie postacie Ukraińców, bez najmniejszego znaku uszanowania – jak gdyby ten Chrystus nie był ich Bogiem dlatego, że przyniósł Go ksiądz polski. – Potrzeba więc było wziąć Pana Jezusa na piersi i tulić Go do siebie. Gdzie mam spowiadać? – zapytałem. – Ot, tutaj na sali – odrzekł komendant i wskazał mi na stojący pod drzwiami tapczan i na klęczącego przed nim młodego chłopca, Rudolfa Popiela. Jak to tutaj? – mówiłem. – Wśród tylu świadków? Zaprowadźcie mnie do więziennej kaplicy lub osobnej celi. – Innego miejsca nie ma – odpowiedział oficer. – Jak ksiądz chcesz spowiadać, to spowiadaj, a jak nie, to się obejdzie! – Więc nie było rady i zacząłem spowiedź…

Skończyłem spowiedź i już miałem mu podać Komunię świętą, wtem myśl przeleciała mi przez głowę: czy prócz ciebie nikt więcej nie jest skazany na śmierć? Och! Jest jeszcze drugi, była odpowiedź i to jest ogromną męką moją. Ja wiem, że będzie tak, jak mówiłeś, ojcze, Matka Boska weźmie mię do siebie, ale on w nic nie wierzy, a jest bardzo szlachetnym chłopcem, on może zginąć, jak zwierzę… I to jest, co mi zatruwa tę chwilę ostatnią! Chłopiec był jak lilia czysty, tę mający winę, że kochał Polskę i dlatego był skazanym na śmierć! Żadnej broni nie znaleziono u niego, jednak go o to skazano i nahajkami wyznanie wymuszono… Jaką siłą zachowałeś tak czystą duszę, wśród tylu ponęt do złego, wśród znieprawienia tej okrutnej wojny? – pytałem chłopca. – Ojcze, – odrzekł – w waszym kościele jest taki śliczny obraz Matki Boskiej Różańcowej, tam modliłem się często bardzo… – Módl się, – odrzekłem – módl się gorąco do Matki Boskiej Różańcowej. Komunii świętej w tej chwili ci nie dam, bo mam tylko jedną Hostię, więc muszę ją między was obu podzielić. Ofiaruj te ciężkie chwile twoje za jego nawrócenie, a zobaczysz, pójdziecie razem do Matki Boskiej!…

Czy już nie ma więcej nikogo do spowiedzi? – zapytałem oficera. – Ot, jest jeszcze jeden skazaniec – brzmiała odpowiedź i wskazał na młodego człowieka, stojącego wśród żołnierzy. Był to ukończony student filozofii, Jerzy Dmytrów. Zbliżyłem się do niego z zapytaniem, czyby się nie chciał pojednać z Bogiem? Odpowiedział mi pełen spokoju: Proszę księdza nie odbierać mi odwagi. Ukochałem Polskę i ona była jedyną ideą mojego życia, śmierć moja niech będzie dowodem jak ją kochałem i jak jej służyłem. A ze śmiercią skończy się wszystko, bo poza nią nic nie ma i ja w nic nie wierzę! Właśnie – odrzekłem – przychodzę, mój bracie drogi, aby ci więcej jeszcze dodać odwagi, bo wiara nie odbiera jej, ale dodaje. Zresztą jesteś pewnym, że poza grobem nic nie ma, że ze śmiercią kończy się wszystko? – Czy jestem pewnym… pewnym??? – powtarzał, jakby chciał sobie coś przypomnieć. – Pewnym nikt być nie może, ale wątpię! – Więc czy nie lepiej rozwiać te wątpliwości, a jeśli tam coś jest, czy nie lepiej iść przygotowanym? Życie twoje tutaj było ciężkim, śmierć okrutną, tam przynajmniej lepiej ci będzie. – Skupił się w sobie na moment, a po chwili wyrzekł: Nie myślałem o tym, księże, nikt tak do mnie nie mówił…

Pan pozwoli – zwróciłem się do komendanta – że z tym człowiekiem porozmawiam nieco. Ale groźny Wołk odrzekł krótko: Jeśli delikwent chce się spowiadać, to dobrze, na żadne się rozmowy nie zgadzam. – Przecież pan także katolik – mówiłem dalej – pan słyszy, że tu nie ma mowy o sprawach politycznych, ale o rzeczach sumienia, proszę więc nie bronić… – Wołk skinął głową i poszliśmy ze skazańcem do stojącego w kącie tapczanu…

Po chwili rozmowy zaszedł znowu jeden epizod. Dmytrów był strasznie zbitym, tak że nie mógł klęczeć, więc prosiłem go, by usiadł przy mnie. Rozmowa nasza była krótką, bo jak się okazało i niewiara nie była głęboką, ot, zwykła niewiara młodzieńcza, jedno moje zdanie wystarczyło, aby go przekonać zupełnie i usłyszeć wyznanie: Ojcze, wierzę we wszystko, tak jak uczyłem się w katechizmie!

Rozpoczęliśmy spowiedź. Wtem na środek sali wchodzi Wołk i głosem donośnym pyta: Dlaczego delikwent nie klęczy? Spowiadać księdzu pozwalam, ale rozmawiać zabraniam! Dmytrów odpowiada spokojnie: Nie klęczę, boście mię tak zbili, że klęczeć nie mogę. – Wołk sroży się więcej jeszcze, podnosi rękę i wrzeszczy: Protestuję przeciw temu, bo u nas nikogo się nie bije! – Tymczasem bili. Och! I jak bili, że ludzie konali pod nahajkami! Proszę komendanta, by mi nie przeszkadzał i pozwolił kończyć spowiedź. Słyszę na to rozkaz: Spieszyć się, bo nie ma czasu!

Po spowiedzi prosił mężny skazaniec, aby się z nim pomodlić. Jakaż modlitwa stosowniejszą była jeśli nie: –„Zdrowaś Maryjo”? Odmawiał każde słowo ze skupieniem tak głębokim, jakby od razu chciał wchłonąć w siebie wszystkie prawdy i wszystkie moce, w modlitewnych wyrazach zamknione. A gdy doszedł do słów: „I w godzinę śmierci”, czułem, że śmierć dla niego straciła już zupełnie swoją grozę, bo ujrzał duszą Królowę tej Polski, za którą umierał… – Ojcze, dziękuję ci – mówił – bo nikt mi tyle szczęścia nie dał w życiu. Ty mi dałeś, ostatnimi słowami moimi będzie ta modlitwa, którąś mi przypomniał.

Nastała chwila Komunii świętej. Na tapczanie złożyłem Najświętszy Sakrament i klęcząc w pośrodku nich dzieliłem Hostię: na szczęście przyjmowali Ją z wiarą i męstwem pierwszych męczenników […]

Groźny pan Wołk stał przede mną. – Tych ludzi – mówiłem – skazaliście niewinnie, sumienie każe mi to panu powiedzieć! – Czułem, że przeszedł po nim dreszcz. Jąkając się, zaczął mówić, że to przecież nie należy do przyjemności ludzi na śmierć skazywać, że grzebią się przepaście między dwoma narodami itd., itd. – Nie przyszedłem dysputować! – dorzuciłem, ale tylko przypomnieć panu, że masz uczynić wszystko, co w pańskiej jest mocy, aby wykonaniu wyroku przeszkodzić, jeszcze czas! – A, jak ksiądz tak mówi – odrzekł po namyśle – proszę mi zaufać, poczynię wszelkie kroki, by do śmierci nie przyszło – i podał mi rękę. Z przymusem dotknąłem jej, jak ręki kata. Ale na moment sądziłem, że może w człowieku tym jest choćby iskra szlachetności.

Wyszedłem na ulicę. Lecz zaledwie postąpiłem kilkadziesiąt kroków, rozległo się sześć karabinowych strzałów!… Pociemniało mi w oczach, oparłem się o jakiś kawał muru – komendant ukraiński spełnił oficerskie słowo!”.

Gorsze dla kościoła, jako dla budynku, były następstwa drugiej ze światowych wojen. 19 września 1939 roku Sowieci zaczęli ostrzeliwać kościół z armatek, tłumacząc się, że z wież prowadzono do nich ostrzał (co nie było prawdą). W trakcie ostrzału spłonął dach świątyni, organy oraz boczne ołtarze. Obraz został szczęśliwie wyniesiony w trakcie pożaru i ocalał. Zachowała się relacja brata Jacka Matrogi o jego ocaleniu:

19 września zaczęli ostrzeliwać Sowieci z armatek kościół dominikański, który zaczął płonąć. Przerażony tym… chcąc ratować obraz Matki Boskiej Różańcowej, wszedłem na boczny ołtarz (w prawej nawie), na którym wisiał bardzo duży i bardzo ciężki obraz. Zdjąłem go i ustawiłem na posadzce pod ścianą i zastanawiałem się, gdzie go ukryć. W tej chwili weszli do kościoła Sowieci. Zobaczyli mnie w pobliżu ołtarza, kazali podnieść ręce do góry i aresztowali. Po mszy św. została w kościele garstka ludzi, których opanowało przerażenie. Wśród nich była moja znajoma, dyrektorka Prywatnego Gimnazjum Żeńskiego Towarzystwa Szkoły Ludowej w Tarnopolu, dr Zofia Turecka. Wzrokiem poprosiłem ją, wskazując na obraz, aby się nim zajęła. Zabrano mnie do zakrystii… następnie do więzienia… Pani Turecka, mądra kobieta, z kilku innymi paniami zabrała ten obraz i wyniosła go przez ogród i bramę wjazdową, wychodzącą na ulicę Konarskiego, o której istnieniu Sowieci jeszcze nie wiedzieli i nie obstawili jej. Obraz zaniosła do swojego domu przy ul. Słowackiego 6. Wyjęła go z pięknie złoconych srebrnych ram i zawiesiła go (ukryła) pod dywanikiem nad łóżkiem. W ten sposób obraz ten przechował się do czasu powrotu Dominikanów do Tarnopola w czasie okupacji niemieckiej 1941–1944”.

Za „pierwszych Sowietów” kościół był nieczynny. Dopiero w czasie okupacji niemieckiej, w marcu 1943 roku, władze zgodziły się na zbudowanie prowizorycznego dachu. Z powodu zniszczenia ołtarza bocznego wizerunek MB zawieszono w kaplicy MB Bolesnej. Oblężenie Tarnopola w 1944 roku zniszczyło miasto doszczętnie. W jego trakcie zginęła Zofia Turecka, która spłonęła w piwnicy swojego domu wraz z nianią, której nie chciała zostawić. Kiedy w 1945 roku Sowieci nakazali dominikanom opuścić Tarnopol, opuszczali go oni „na raty”, każdy osobno, by mogli przewieźć jak najwięcej rzeczy. Transport obrazu i dostarczenie go do Krakowa przypadło Antoninie Mrazkównie[3].

Obraz poprzez Lwów dotarł w 1946 roku do Krakowa, gdzie nastąpiło zdarzenie, które nazwać by można „zjazdem cudownych obrazów Matki Boskiej”. Albowiem znajdowały się wtedy u krakowskich Dominikanów prócz opisywanego obrazu m.in. także z Podkamienia (obecnie we Wrocławiu) oraz Czortkowa (obecnie w Warszawie). Ostatni przeor tarnopolski, o. Wojciech Kobzdej, przekazał obraz do nowo budowanego kościoła Dominikanów w Poznaniu.

Dominikanie pojawili się w tym mieście w 1231 roku, jednak w XIX wieku król pruski skasował zakon, odbierając im kościół przy ul. Szewskiej. Powrócili do Poznania dopiero w 1937 roku. Projekt nowego kościoła Dominikanów w Poznaniu powstał w latach 1937/38. Do wybuchu wojny wybudowano tylko część klasztoru od ul. Libelta. Budowę kościoła wznowiono w 1947 roku według projektu prof. Adolfa Szyszko-Bohusza, przekazanego przez krakowskich Dominikanów. W projekcie autor wiernie powtarzał zaprojektowany przez siebie w latach 1927– 1928 kościół św. Piotra i Pawła w Trembowli[4]. Obiekt nie przystawał do warunków poznańskich – w Trembowli stanowił ośrodek duszpasterstwa parafialnego, a w Poznaniu miał być dużą świątynią zakonną, nastawioną na duszpasterstwo akademickie (funkcję tę pełni do dziś). Nie wiadomo, czy Szyszko-Bohusz w ogóle odwiedził wtedy Poznań – zmarł w 1948 roku w Krakowie. Było to jedno z jego ostatnich dzieł.

Kościół został zbudowany w latach 1948–1960. Patronką kościoła została tak jak w Tarnopolu Matka Boża Różańcowa.

W 1949 roku nastąpiło wmurowanie kamienia węgielnego. Dzięki zapiskom na temat tej uroczystości wiemy, że 2 października tegoż roku Matka Boża Tarnopolska została umieszczona w nowym kościele najpierw w prowizorycznym ołtarzu głównym. Obecnie znajduje się w kaplicy Adoracji, w zakończeniu prawej nawy.

W latach 90. obraz przeszedł renowację. Obecnie, tak jak przed wojną, odbywają się przed nim nabożeństwa różańcowe, choć jest w mojej opinii obrazem „zapomnianym” – Dominikanie publikują o nim bardzo mało informacji.

Obraz Matki Bożej Różańcowej jest jednym z dwóch „świętych obrazów”, które z Kresów po II wojnie światowej trafiły do Metropolii Poznańskiej. Drugim jest znajdujący się w Kaliszu obraz MB Nieustającej Pomocy z kościoła Karmelitanek Bosych we Lwowie. Kopie obrazu MB Różańcowej znajdują się w nowo zbudowanym kościele w Tarnopolu (od 2005), z tym że twarz jednego z aniołów została zastąpiona twarzą papieża Jana Pawła II. Natomiast później wykonana podobna kopia obrazu (innego autora) znajduje się w kościele parafialnym w Reńskiej Wsi koło Kędzierzyna-Koźla. W Poznaniu znajduje się także kopia Matki Bożej Łaskawej z lwowskiej katedry, ale to już temat na inny artykuł.

Bibliografia:

Historia Dominikanów w Poznaniu [w:] www.poznan.dominikanie.pl

Kukiz Tadeusz, Madonny Kresowe, część II, Warszawa 2001.

Wiater Elżbieta, Obraz, przed którym po raz pierwszy na ziemiach polskich odprawiono nabożeństwo majowe [w:] www.aletea.pl

Żukiewicz Konstanty M., Królowa Różańca Św. w Kościele i Polsce, tom II, Lwów 1935.

[1] Dekret z 1792 roku o kasacji wszystkich zgromadzeń męskich i żeńskich niezajmujących się szkolnictwem. Zlikwidowano wtedy ok. 700 domów zakonnych gromadzących blisko 38 tysięcy zakonników i zakonnic. Pomimo tego cesarz Józef II uważany jest jako reformator oraz odnowiciel Kościoła Austrii, chciał bowiem pokryć kraj możliwie jak najgęstszą siecią parafialną, tak aby z każdej miejscowości można było w ciągu godziny dojść do kościoła. W latach 1782–1783 utworzono 800 nowych parafii. Towarzyszyło temu burzenie tych kościołów, które nie pasowały do cesarskiego schematu. Proboszczowie mieli być w zamysłach Józefa II urzędnikami państwowymi. Z ambon mieli odczytywać i objaśniać rozporządzenia cesarskie, szerzyć wiedzę rolniczą i medyczną, zwalczać przesądy, nawoływać do pracowitości i moralności oraz uczyć młodzież. Cesarz drobiazgowo uregulował organizację parafii i diecezji, ingerując nawet w porządek nabożeństw. Rozwiązywał bractwa religijne, zakazywał procesji i pielgrzymek. Ze względów oszczędnościowych określał nawet, ile świec może palić się na ołtarzu.

[2] Jezuitów skasował papież Klemens IV w 1773 roku na całym świecie prócz Prus i Rosji, które sprzeciwiły się temu. Zakon odnowiony został w 1814 roku, co spowodowało sprzeciw cara Aleksandra I, który w 1820 roku wygnał ich z Rosji. Decyzja cara podyktowana była tym, że chciał w Rosji utworzyć w Połocku „centralę” jezuicką.

[3] kronika klasztoru w Tarnopolu przypisuje jej także ukrycie w czasie okupacji co nie jest do końca prawdą.

[4] Obecnie kościół w Trembowli ma znacznie obniżone wieżę, zachowała się natomiast niewidoczna na fotografii przedwojennej kolumnada.