77. ROCZNICA MASOWEJ DEPORTACJI POLAKÓW W GŁĄB ZWIĄZKU SOWIECKIEGO

10 lutego przypada 77. rocznica zorganizowanej masowej wywózki ludności polskiej na wschodnie tereny ZSRR. Tego dnia 1940 r. władze sowieckie przeprowadziły pierwszą z czterech masowych deportacji obywateli polskich. Wg danych NKWD do północnych obwodów Rosji i na zachodnią Syberię wywieziono około 140 tys. ludzi, z czego 82% stanowili Polacy, pozostali to Żydzi oraz Białorusini i Ukraińcy, pracownicy leśni. Transport w nieludzkich warunkach pochłonął wiele tysięcy ofiar, które umierały z zimna, głodu i wyczerpania.

Decyzja o deportacji wydana została 5 grudnia 1939 r. przez Radę Komisarzy Ludowych, dotyczyła ludności zamieszkałej na terenach zagarniętych przez ZSRR po 17 września 1939 r. Dwa miesiące trwały przygotowania do jej przeprowadzenia, obejmujące sporządzanie list osób do wywiezienia oraz prowadzono ?rozeznanie terenu?.

Wywózka objęła chłopów, mieszkańców małych miasteczek, rodziny osadników wojskowych oraz pracowników służby leśnej. Jej przebieg nadzorował osobiście Wsiewołod Mierkułow, zastępca szefa NKWD Ławrientija Berii.

Pierwsza deportacja przeprowadzona przez NKWD 10 lutego 1940 r. odbyła się w straszliwych warunkach, dla wielu równająca się z wyrokiem śmierci. W czasie jej realizacji temperatura dochodziła często do minus 40oC. Wpadając do domostw enkawudziści na spakowanie rzeczy dawali kilkadziesiąt lub kilkanaście minut, nieraz bywało, że nie pozwalano zabrać ze sobą niczego. Przy tym niszczono dobytek, rewidowano gospodarstwo wyrywając podłogi, zrywając tapety, rozwalając meble. Wyzywano Polaków od burżujów, postępowano bardzo brutalnie. W dalszą drogę deportowanych przewożono w wagonach towarowych z zakratowanymi oknami, w których znajdowało się po 50 osób, czasami więcej. Podróż na miejsce zsyłki trwała często kilka tygodni i okupiona została wieloma ofiarami. Dzieci z zimna zamarzały, słabi i chorzy umierali z wyczerpania i głodu. Ludzie po trzy dni nie dostawali wody, a łapanie przez okienka śniegu było karane przez strażników. Po dotarciu na miejsce zsyłki zesłańców czekała niewolnicza praca, nędza, choroby i głód. Nędzne wyżywienie dostawali tylko ci, którzy pracowali, często ponad siły.

Kolejne deportacje obywateli polskich przeprowadzono w kwietniu i czerwcu 1940 r. Ostatnią rozpoczęto w przededniu wojny niemiecko-sowieckiej pod koniec maja 1941 r. Według danych NKWD w czterech deportacjach ogółem zesłano około 330-340 tys. osób. Polskie badania wykazują ok. miliona osób, z których ok. 150 tys. straciło życie. Liczba wszystkich ofiar wśród obywateli polskich, którzy w latach 1939-1941 znaleźli się pod sowiecką okupacją, do dziś nie jest w pełni znana.

Celem deportacji była eksterminacja elit oraz ogółu świadomej narodowo polskiej ludności. Miały rozbić społeczną strukturę, dostarczając jednocześnie totalitarnemu sowieckiemu imperium siłę roboczą.

Hanna Dobias-Telesińska

 

Fundacja Kresy – Syberia

Dziś jest 10 lutego, 77 rocznica gorzko zamarzniętej nocy w 1940 roku, gdy Sowieci włamali się do domów tysiąca śpiących rodzin, w tym mego własnego ojca. Dali ludziom zaledwie kilka minut, pod zbrojną strażą, aby zebrać swoje rzeczy i zmusili ich do opuszczenia domów, pakując do pociągów towarowych na wygnanie do pracy przymusowej w dalekiej głębi Rosji.

Kilka lat temu, przygotowaliśmy kampanię, by zapamiętać tę masową deportację i kolejne fale, które nastąpiły po niej. Zapal znicz dzisiaj w ich pamięci i odwiedzić naszą specjalną stronę internetową www.10luty1940.pl

?Ostatnim spojrzeniem ogarnęłam nasz sypialny pokój. Różowy abażur sączył różowe światło. Na ziemi walał się przewrócony nocnik. Przywiązałam go do kosza z prowiantami. Żołnierze wyprowadzili nas przed dom. Na drodze stała chłopska furmanka, zaprzęgnięta w parę koni. Noc była ciemna i chłodna. Złożyliśmy na furę walizki i worki w takiej ciszy, jakbyśmy układali na katafalku ciało zmarłego człowieka. Usadowiliśmy się ciasno na tobołku z pościelą. Stuknęły końskie kopyta o bruk. W mroku zamajaczył krzak róży. To nie był zwyczajny różany krzak. Jego ukwiecone latem gałązki opadały wokół pnia, tworząc dużą parasolkę, pod którą często chowała się moja mała. Pomyślałam sobie, że jeśli nikt nie będzie go w maju podlewał, uschnie. Pomyślałam sobie również, że koniecznie w tej chwili powinnam zapłakać. Wymagała tego prosta przyzwoitość. Żegnałam przecież własny, budowany kilka lat dom. Dom, w którym rodziłam dzieci. Którego ściany stroiliśmy w obrazy i kilimy. Wokół którego siałam nasturcje i sadziłam pomidory. Łzy nie chciały być posłuszne. Ciężar ich ugrzązł gdzieś aż w żołądku. Wyzbyć się go jednak nie mogłam. Dziwiłam się, że moje dzieci także nie płaczą, choć w ciemności widziałam ich wystraszone oczy. Z obu stron drogi co sto metrów patrzyli na nas żołnierze w pełnym rynsztunku. Trzymali ?na ostro? karabiny, z lekka je pochylając. Zupełnie jakby się nam kłaniali. Na drodze dużo fur. Na nich ciche, nie płaczące kobiety i dzieci. Milczący, bez księdza, kondukt pogrzebowy. Stukały podkowy. Branka się zaczęła.

Czerwony, długi łańcuch bydlęcych wagonów. Na razie bez parowozu. Jeszcze jedna walizka. Jeszcze jeden tobół. Koszyk. Bańka. I nagle zgrzytliwy, ciężki chrobot żelaznej zasuwy. Zatrzaśnięto drzwi. (?)

Naprzeciw mnie siedziała półżywa młodziutka matka o bardzo niebieskich oczach i zadartym nosie. Na pewno matka. Ruch, którym obejmowała śpiące niemowlę, był tak wymowny, że nie można było na ten temat mieć jakichkolwiek wątpliwości. W tej chwili była to chyba najbardziej smutna matka na świecie. Jej małe nie miało suchych pieluszek. Były ich dwa tuziny, ale zapakowane w jakiejś walizce, granatowej w brązowym pokrowcu. Jak ją znaleźć w stosie kilkudziesięciu spiętrzonych pod sam sufit bagaży? Może by się i znalazła, ale jak ją stamtąd wytaszczyć?

Wyciągnęłam ze swojego tobołka jakiś stary ręcznik i podałam go matce. Podziękowała mi spojrzeniem ciepłym, macierzyńskim.

-Córeczka? ? spytałam raczej z uprzejmości. -Tak. To zresztą widać od razu, prawda? Taka drobniutka. Ma dopiero osiem dni. Jest bardzo grzeczna. Prawie nie płacze… Jak pani myśli? Czy w drodze będą nam dawać gotowane mleko?… Bo ja mam strasznie mało pokarmu. Lękam się, żeby mi w ogóle nie zaginął. Muszę moją Basię dokarmiać.

(?)Ale nie mogę klęknąć, panie kochanieńki. Nogę mam sztywną. Już dwadzieścia lat nią nie władam. Starość, szanowny panie, starość! Dziewięćdziesiąt jeden lat, panie kochanieńki. Do setki dochodzę. Wnuków, prawnuków i praprawnuków już nie zliczę. Też koło setki. -To czemu jedzie pan samotny? – pytaliśmy. -Bo moja rodzina w Siedlcach. W Siedlcach, panie kochanieńki. Tylko jedna wnuczka wyszła za mąż do Trembowli. U niej mieszkałem. Uciekła w ostatniej chwili z córką do Lwowa. Dowiedziała się, że będzie wywóz. Zostawiła mnie w domu, żebym pilnował rzeczy. Myślała, że takiemu staremu, jak ja, dadzą spokój. ..Dotknął wzrokiem młodziutkiej pary, przytulonej do siebie pod sufitem. – Przedwczoraj się pożenili. Takim to dobrze – szepnął, gorzko się uśmiechając – im nawet ta dziura teraz pachnie. Miodowe miesiące!

(?) Im nie było za ciasno, choć przed wieczorem żołnierz wepchnął do wagonu jeszcze jedną rodzinę: ciężarną kobietę z czworgiem dzieci, z których najstarsze, córka, miało lat czternaście, a najmłodsze, syn, cztery. Nie mieli ze sobą żadnych bagaży, a chłopak był bez butów. Przez podarte skarpetki widać było niezbyt czyste nogi. Kobieta zawodziła rzewnie, po chłopsku. -Ludzie! Ratujta! Pomóżta! Matko najsłodsza! Co ja pocznę? Ani pierzyny! Ani poduszki! Ani bocheneczka chleba na drogę! Ani jednej koszuli na zmianę! -Czemu pani nie zabrała ze sobą rzeczy? – spytałam. – Bo mnie wzięli z lasu, paniusieczku! Z lasu mnie wzięli!… Kiedy usłyszałam, że z naszej wsi biorą ludzi do Rosji, tom dzieci za ręce i przez płot! Przez łąkę! Do lasu! Schowaliśmy się w zagajnik i czekamy. Myślałam, że sobie pójdą, a nas zostawią. Może by i ostawili, ale ktoś przyuważył i doniósł, że się kryjemy… I przyjechali furmanką do lasu, i wzięli. Tak jak my stali. Prosiłam, żeby nawrócili furmanką do wsi. O dolo moja! Jakże ja wyżywię tę czwórkę?… Piąte w drodze.. Czym owinę… Dwanaście pieluch z obrąbkami w domu.

(?) Było już ciemno, gdy żołnierze odegnali od pociągu naszych znajomych, krewnych. O godzinie dziesiątej stuknęły o siebie zderzaki. Przystawiają parowóz ? pomyślałam. Wydało mi się, że cała cierpnę.Dzieci, zmęczone wrażeniami, spały w ramionach matek. Było tak cicho, że słyszałam własny oddech. O północy parowóz stęknął. Żelaza kół zgrzytnęły. Miałam wrażenie, że poruszyło się całe niebo, wygwieżdżone dziś i jasne, listonosz zaintonował ?Serdeczna Matko”. Melodię, zrazu nieśmiało, podchwycili wszyscy. Zagłuszyła ona płacz zbudzonej Basi, stukot kół i gwizd parowozu. Wychyliłam przez okno głowę. W pędzie uciekającego powietrza drgały rozśpiewane głosy sąsiednich wagonów. Śpiewał cały pociąg.

W Husiatynie otoczyła nasz eszelon gromada rodaków. Wszyscy z ostatnimi darami na drogę. Żegnali. Błogosławili. Płakali. Rzucali do okienek placki, suchary, pieniądze, gotowane jaja.Po przesiadce do wielkich rosyjskich wagonów ruszyliśmy ku dawnej polsko-sowieckiej granicy. Udało mi się dostać do okienka. Ogarnęłam ostatnim spojrzeniem skrawek ziemi, która do niedawna była jeszcze polska. Padał ulewny deszcz. Mimo to ludzie nie odchodzili z peronu. Powiewali chusteczkami. Biegli za pociągiem. Jakiś siwy mężczyzna zdjął z głowy kapelusz ruchem takim, jakim się go zdejmuje na widok idącej z krzyżem procesji. Stał z odkryta głową, póki go nie minął ostatni wagon. Jego moknące w strugach deszczu włosy przysłoniła mi mgła. Usłyszałam własne ciężkie westchnienie. Ostatnie westchnienie w ojczyźnie. Pociąg minął dawny szlaban graniczny.

(?) Coraz trudniej było utrzymać harmonię we współżyciu zamkniętych 72 osób, w tym 28 dzieci. Głodne, ściśnięte, wytrącone z równowagi, usiłowały wyładować swoją paraliżowaną ruchliwość wokół dziury klozetowej, stanowiącej wspólną, naturalną granicę między dwiema połówkami wagonu. Było to miejsce najbardziej zapalne. Na trasie Żytomierz – Kijów zanotowałam tylko dwa dni, w których nie lała się krew z nosów naszych pociech. Plac dziecięcych ?maratońskich biegów? był jednocześnie miejscem przeznaczonym do odbierania w oznaczonym czasie dwóch wiader zimnej wody do mycia i dwóch wiader kipiatku do picia. Kipiatok po skrupulatnym dzieleniu go przez Starostę na siedemdziesiąt dwie porcje, miał smak pomyj, w których wypłukano tłustą myjkę?.

Młodziutka matka  piła tylko trzy łyki. Resztę zostawiała na ?kąpiel? córeczki Basi. Straciła pokarm, zapas mleka podany przez okno w Husiatynie skończył się. Listonoszowa, patrząc ze współczuciem na otępiałą ze zgryzoty młodą matkę, poradziła nakarmić Basię rozmoczoną w kipiatku tartą bułką. – Co pani szkodzi spróbować? I tak umrze, i tak! A może akuratnie nie zaszkodzi? Może Matka Boska Karmiąca pomoże? Widocznie Matka Boska Karmiąca pomogła. Bo Basia nakarmiona łyżeczką dobrze rozmoczonej, osłodzonej i wyciśniętej przez rzadką szmatkę bułki, nareszcie na całą godzinę zasnęła.

(?) Jechaliśmy głębokimi lasami. Stacje rozsiane rzadko. Co sto, lub dwieście kilometrów. Zdarzały się stacyjki, obok których nie było nawet jednego mieszkalnego domku. Nie dostawaliśmy ani zup, ani kipiatka. Słońce dokuczało coraz bardziej. W dzień kąpaliśmy się we własnym pocie. W nocy wycieraliśmy go w pierzyny. Piliśmy surową wodę z rowów. Żółtą, pachnącą siarką lub naftą. Matka Basi wyżebrała trochę wody gotowanej od maszynisty parowozu. Pachniała żelazem, ale ratowała życie dziecka. Mały, pomarańczowego koloru półtrupek nie rósł, nie przybywał na wadze, ale jakimś cudem żył. Wszyscy twierdzili, że karmiła go Matka Boska Karmiąca. Czasami wątlutki płomyk życia zdawał się gasnąć. Wtedy zawsze trafiało się, jak mojżeszowa manna na pustyni, mleko. Bywało, że pociąg nasz stawał daleko przed stacją dla nabrania wody lub reperacji parowozu. Wówczas przychodzili do naszych wagonów wieśniacy. Za kolorowy łaszek lub ręcznik – połotience przynosili gotowane jajka i gotowane mleko. Przeważnie kozie. Tylko dzięki temu Basia wegetowała. A nawet po swojemu wyrażała radość życia, objawiającą się tylko dla matki zrozumiałymi dźwiękami, podobnymi do miauczenia kociaka. Przed Omskiem wydawało się, że dla małej wybiła ostatnia godzina. Nie było przez kilka dni kipiatka, nie było ludzkich osiedli, pociąg gnał jak trąba powietrzna, nie zatrzymując się na małych stacjach. Nie widzieliśmy przez okno ani krów, ani kóz, ani żadnego śladu ludzkiego bytowania. Skończył się również zapas tartej bułki, zabranej przypadkowo przez jedną z kobiet.

Głód, smród, wszy, pojękiwania Basi, strach przed mrozem i głodem – wszystko to razem zwróciło ludzi ku sile nadprzyrodzonej. Modlili się wszyscy. Wierzący i niewierzący. Cały dzień słyszało się litanie, koronki, nowenny, pobożne pieśni. Ludzie przyrzekali, ślubowali piesze pielgrzymki do Częstochowy, Kalwarii, Ludźmierza. Na gołych kolanach! O suchym chlebie! Byle tylko Bóg pozwolił im te antychrystowe czasy przetrwać i wrócić do ojczyzny.

(?) Jakaś kobieta o skośnych oczach przyniosła dzbanek surowego mleka. Nie zaszkodziło Basi. Dzieciak był przeraźliwie chudy, ale wyraźnie zahartował się przez te cztery tygodnie podróży jak Cyganiątko. Kobieta nie rozumiała po rosyjsku. Jej mowa przypominała do złudzenia gdakanie starej kwoki Na migi pokazywała, że nie chce za mleko pieniędzy, tylko coś do ubrania. Matka Basi podarowała jej sukienkę. Prosiła o dalsze porcje mleka, ale przegotowanego. Listonoszowa zgorszona była taką rozrzutnością: Niedługo odda pani ostatnią koszulę z grzbietu. Wróci pani do kraju z listkiem figowym.

Matka Basi śmiała się: – A choćby z listkiem, aby z Basią. Wiecie co, panie? Gdy wrócę do kraju to zaraz za pierwsze pieniądze kupię sobie obraz… Matki Boskiej Karmiące. To będzie strasznie głupie i śmieszne… -Dlaczego śmieszne? ? zagadnęła z oburzeniem Listonoszowa.

-Bo ja… jestem protestantką.?

(?) Pod wieczór żołnierz odsunął drzwi na całą szerokość. Obok niego stał milicjant. Władze wojskowe oddawały nas w ręce władz cywilnych.

– Wychodit!

Wychodzić! Ba! Nie było to wcale łatwe. Nogi skurczone przez cztery tygodnie nie chciały chodzić! Dotknęłam stopami ziemi. Zawróciło mi się w głowie, jakbym wypiła kielich mocnego wina. Jakbym kołysała się w chmurach. – Pan Bóg wiedział, do czego stworzył nogi – pomyślałam z czułością. Nad nami świeciło słońce. Wielkie, czerwone jak zorza. Za nami siedem tysięcy kilometrów krzyżowej zaiste drogi. Przed nami – w całym majestacie azjatyckiej urody bezkresny, bezdrzewny… step… step… step.

(fragmenty powieści Marii Jadwigi Łęczyckiej ?Zsyłka?)

 

W Warszawie, w edukacyjnej siedzibie IPN Przystanek Historia 10 lutego (piątek), godz. 16.00 odbędzie się wernisaż wystawy prac profesora Stanisława Kulona Świadectwo II. 1939-1946 z udziałem autora. Uroczystość odbędzie się w 77 rocznicę pierwszej deportacji obywateli polskich do ZSRR.

Stanisław Kulon urodził się w 1930 r. w Siółku (Sobiesko) w kresowym województwie tarnopolskim. 10 lutego 1940 r. Sowieci wywieźli go wraz z rodziną na Ural. Przyszły rzeźbiarz pisał o tych latach: ?dla zesłańców nie było szans na życie na tej bezdusznej ziemi (?) Wszyscy byliśmy przeznaczeni do masowej zagłady?. Głód, mróz i praca ponad siły stały się przyczyną śmierci ojca, matki i trzech młodszych braci Stanisława. On sam, wraz z dwójką ocalałego rodzeństwa, trafił do sowieckiego domu dziecka. Z ?nieludzkiej ziemi? udało im się powrócić w marcu 1946 r.

Bożena Ratter

1 % podatku na rzecz pomocy Polakom na Kresach

Jak co roku zwracamy się z prośbą o finansowe wsparcie naszej działalności. Jesteśmy Organizacją Pożytku PublicLOGO1%znego.

Nie wiesz komu przekazać 1% swojego podatku PIT? Chcesz wesprzeć pamięć o Kresach Południowo-Wschodnich? Chcesz pomóc Polakom na Ukrainie? przekaż nam 1% podatku. 

Na pewno go nie zmarnujemy. O tym, co robimy i jak robimy poczytasz na naszej stronie www.lwowiacy.pl

Dla ułatwienia umieściliśmy odnośnik do aplikacji wspomagającej wypełnienie PIT. Znajdziesz ją tutaj.

Zarząd TMLiKPW w Poznaniu

WYRÓŻNIENIE „SEMPER FIDELIS”

Statuetka Lwa "Semper Fidelis"Informujemy, że kolejny raz, podczas organizowanych w Poznaniu ?Dni Lwowa i Kresów?, wybranej osobie wręczana zostanie Statuetka Lwa, która jest odzwierciedleniem nadania honorowego wyróżnienia ?Semper Fidelis?. Statuetka, którą wykonał artysta-plastyk, Jarosław Lebiedź, nawiązuje formą do lwów, jakie stały przed wojną na cmentarzu Orląt we Lwowie, przed pomnikiem Chwały.
Zgłoszenia kandydatów do w/w wyróżnienia listownie lub drogą elektroniczną przyjmowane są do końca lutego 2017 r. Prosimy o nadsyłanie na nasz adres swoich propozycji kandydatów do wyróżnienia, wraz z krótkim uzasadnieniem.

Adres pocztowy: Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział w Poznaniu CK  ZAMEK  61-809 Poznań, ul. Św. Marcin 80/82 p. 336

lub internetowy: poznan@lwowiacy.pl

Niżej przedstawiamy regulamin wyróżnienia:

REGULAMIN

HONOROWEGO WYRÓŻNIENIA ?SEMPER FIDELIS?

TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW LWOWA I KRESÓW POŁUDNIOWO ? WSHODNICH ? ODDZIAŁ W POZNANIU

Zatwierdzony przez Zarząd Poznańskiego Oddziału

Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich

w dniu 04 czerwca 2007 roku i uzupełniony 03.02.2016 roku.


Preambuła:
Wyróżnienie ?SEMPER FIDELIS? zostało ustanowione przez Zarząd Poznańskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich dla obywateli Rzeczypospolitej Polskiej lub posiadającym Kartę Polaka szczególnie zasłużonych dla:

– ratowania Dziedzictwa Narodowego,

– upamiętniania Miejsc Pamięci Narodowej,

– niesienia pomocy Polakom i ich potomkom, którzy pozostali na terenach dawnej Rzeczypospolitej,

– przekazywania wiedzy o terenach i bohaterach, a także prawdziwej historii Kresów
– dokumentowania szczegółów historycznych niezbędnych dla naszego i następnych pokoleń.

Wyróżnienie ma na celu uhonorowanie osób, które w szczególny sposób dały dowód wierności Kresowej Ziemi.

Materialnym elementem wyróżnienia jest posążek Lwa, symbolu miasta LWOWA miasta ?SEMPER FIDELIS?.

1. Zasady nadawania Wyróżnienia

§ 1

Wyróżnienie nadawane jest osobom fizycznym zamieszkałym w Rzeczypospolitej Polskiej wyróżniającym się wybitnymi osiągnięciami w przynajmniej jednej dziedzinie zawartej w preambule.

§ 2

Wyróżnienie może być przyznawane osobom fizycznym zamieszkałym poza granicami Kraju, a posiadającymi Kartę Polaka lub Kartę Stałego Pobytu w Polsce, które wyróżniły się w przynajmniej jednej dziedzinie zawartej w preambule.

§ 3

W roku kalendarzowym wyróżnieniem może być uhonorowana tylko 1 osoba.

2. Tryb nadawania Wyróżnienia.

§ 4

Wyróżnienie przyznaje Zarząd poznańskiego Oddziału TML i KPW na wniosek Komisji Wyróżnienia ?SEMPER FIDELIS?.

§ 5

Wnioski o nadanie Wyróżnienia do Komisji składają członkowie Towarzystwa, który przekazuje je Komisji przed jej posiedzeniem.

§ 6

Wniosek o nadanie Wyróżnienia powinien zawierać:

– dane personalne osoby nominowanej

– krótki życiorys

– krótkie uzasadnienie z wykazaniem minimum jednej dziedziny zawartej w preambule regulaminu.

3. Wręczanie Wyróżnienia

§ 7

Wyróżnienie wraz z dyplomem wręcza Prezes w towarzystwie przedstawiciela Zarządu Głównego.

W przypadku nieobecności prezesa wręczenia dokonuje zastępca lub członek Zarządu upoważniony przez Zarząd.

Wręczenie Wyróżnienia musi mieć charakter uroczysty i winno się odbywać przy okazji DNI LWOWA i KRESÓW, walnego zebrania Towarzystwa lub innej uroczystości o dużym znaczeniu dla Towarzystwa.


4. Pozbawienie Wyróżnienia

§ 8

Zarząd ma prawo pozbawić Wyróżnienia osobę w przypadku popełnienia przez nią czynów niegodnych na rzecz Kresów.


5. Postanowienia końcowe

§ 9

Uchwała o nadaniu wyróżnienia winna być opublikowana w Biuletynie Informacyjnym.

§ 10

Osoby, którym nadano wyróżnienie otrzymują je bezpłatnie.

§ 11

Sekretariat Towarzystwa prowadzi imienną ewidencję wydanych Wyróżnień.

§ 12

Fakt wydania Wyróżnienia powinien być odnotowany w księdze pamiątkowej, w której ponadto powinno się znaleźć uzasadnienie wydania, serwis zdjęciowy z uroczystości wręczenia, wpisy wyróżnionych i gości honorowych.

Fakt przyznania Wyróżnienia powinien znaleźć odzwierciedlenie w publikatorach Towarzystwa, Internecie, gazetach, dziennikach, czasopismach z Kresami związanych, prasie polskojęzycznej wydawanej na Kresach itp.

§ 13

Wnioski o przyznanie Wyróżnienia winny być składane na ręce Sekretarza Zarządu przez cały rok.

§ 14

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział w Poznaniu ponosi koszty wykonania statuetki wyróżnienia oraz dyplomu. Koszty te częściowo lub w całości mogą refundować sponsorzy.

§ 15

Powyższy regulamin wchodzi w życie po zatwierdzeniu go przez Zarząd poznańskiego Oddziału TML i KPW.

Na podstawie Uchwały Zarządu z dnia 04.06.2007 r. niniejszy regulamin zatwierdza się:

Sekretarz Zarządu                        Prezes Zarządu

 

Decyzję o jego przyznaniu, po uprzednim rozpatrzeniu zgłoszonych propozycji przez powołaną kapitułę, podejmuje Zarząd poznańskiego Oddziału TML i KPW. Za wszystkie propozycje i uwagi z góry dziękujemy.

Hanna Dobias-Telesińska

ZEBRANIE ZARZĄDU

Informujemy, że kolejne zebranie Zarządu poznańskiego Oddziału TML i KPW odbędzie się 1.02.2017 r. w naszej siedzibie ? p. 336 III p. ? Centrum Kultury Zamek ul. Św. Marcin 80/82. Omawiane będą sprawy bieżące – XX Dni Lwowa i Kresów w Poznaniu.

Hanna Dobias Telesińska

SALON LWOWSKI

Tradycyjnie na początku roku, 8 stycznia, spotkaliśmy się w Salonie Lwowskim na Starym Rynku w Domu Polonii w Poznaniu, by kolędować. Tym razem salka z ledwością pomieściła przybyłych. Organizatorka Salonu wiceprezes naszego Oddziału Katarzyna Kwinecka powitała przybyłych gości. Poza członkami poznańskiego Oddziału były także przedstawicielki Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej Krystyna Liminowicz i Małgorzata Jagielska.

Spotkanie rozpoczęliśmy śpiewem kolęd, które poprowadził niezawodny Marian Osada, przy akompaniamencie Winicjusza Chudzińskiego.

Gościem specjalnym Salonu był Tomasz Kuba Kozłowski z Warszawy, który mówił n.t. ?OD CHANUKI POPRZEZ  PASTERKĘ DO JORDANU. KRESOWE ŚWIĘTA?. Tomasz Kuba Kozłowski jest pracownikiem Domu Spotkań z Historią w Warszawie i koordynatorem programu ?Warszawska Inicjatywa Kresowa”, którego celem jest wszechstronna popularyzacja wiedzy o historycznym i kulturowym dziedzictwie Ziem Wschodnich I i II Rzeczypospolitej. Prelegent jest także autorem szeregu publikacji dotyczących migracji i uchodźców, historii harcerstwa, dziedzictwa Kresów. Prywatnie gromadzi wszelkie pamiątki z Kresów, w nadziei, że w przyszłości powstanie Muzeum Kresowe, dla którego wcześniej i obecnie nie ma przyzwolenia. Mieliśmy już wcześniej możliwość, podczas Dni Lwowa,  zapoznać się z działalnością Tomasza Kuby Kozłowskiego, jego ogromną wiedzą na temat historii i kultury Kresów. W barwny i piękną polszczyzną podany sposób przedstawiał dzieje tak drogich nam stron. Wielu z nas na to spotkanie czekało. I nie zawiedliśmy się. Tomasz Kuba Kozłowski poświęcił wieczór świątecznym tradycjom i zwyczajom, bardzo interesująco opisywał kresowe wigilie i pasterki, także obyczaje związane ze świętami Bożego Narodzenia tak w ubogich jak i  bogatych domach. Opowieść o wieloreligijnej i wielokulturowej tradycji świąt na Kresach przypomniała nam zapomniany świat bogatej obrzędowości i tradycji tego regionu. Popularne potrawy i przepisy powróciły we wspomnieniach i relacjach mieszkańców tamtych ziem (m.in. Bernarda Ładysza, Melchiora Wańkowicza), którzy jeszcze jako dzieci obchodzili Święta w swoich domach we Lwowie, Wilnie, na Kresach. W programie były opowieści o rytuałach towarzyszących świętu Chanuki obchodzonym w grudniu przez Żydów (w tym roku 17 grudnia), Wigiliom wśród katolików (24 grudnia), a także uroczystościom Chrztu Pańskiego (19 stycznia), popularnie zwanego Jordanem, jednego z najważniejszych świąt w kościołach wschodnich ? greckokatolickim i prawosławnym. Autor zilustrował spotkanie oryginalną ikonografią z epoki. Opowieść przeplatana była przedwojennymi zdjęciami, pocztówkami i rysunkami. Wszystko to, atmosfera tamtych Świąt, przenosiła nas w dawne przedwojenne czasy i miało się wrażenie, że czujemy zapach potraw wigilijnych i wspaniałych wypieków. Prelegent cytował nie tylko wspomnienia kresowiaków, ale także wspaniałe wiersze, list żołnierza z I wojny światowej, opisujący dramat Polaków walczących w armiach trzech zaborców. Spotkanie było bardzo interesujące, szkoda, że nie mogło trwać dłużej.

Niespodziankę sprawiła nam przybyła na spotkanie jedenastoosobowa grupa ze Świebodzina, przedstawicieli Związku Kresowego, która pod kierownictwem Wacława Kondrakiewicza, zaprezentowała kolędy kresowe, do których przy pomocy przywiezionych śpiewników, my także się przyłączyliśmy.

Kolęda kresowa

W dzień Bożego Narodzenia

Lwowskie niesiemy wspomnienia

I choinkę z tamtych lasów

Zapach Wilii z tamtych czasów, …dobrych czasów.

Barszczu dziś nam nie zabraknie,

Uszek ile dusza łaknie,

I gołąbków z hreczką kaszą,

Z miodem, z makiem kutię naszą, …kutię naszą.

Wszystko pachnie i smakuje,

Lecz na stole dziś króluje,

Chleb opłatka biały, święty,

Kroplą miodu słodką spięty, ?biały, święty.

Tato już zapala świece,

Dzieci z dziadkiem przy choince,

Mama z babcią w kuchni biegiem,

A za oknem sypie śniegiem, ?sypie śniegiem.

Podnieś rączkę Boże Dziecię,

Błogosław nam w całym świecie,

Choć niejeden z nas się śmieje…

Daj dziś miłość i nadzieję, …daj nadzieję.

 

Atmosfera spotkania była iście świąteczna. Na stołach zagościły pierniki i inne słodkości. Śpiewom nie było końca.

tekst i foto: Hanna Dobias-Telesińska

SALON LWOWSKI

Zarząd Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich serdecznie zaprasza w niedzielę 8 stycznia 2017 r. na kolędowy Salon Lwowski. Gościem spotkania będzie Tomasz Kuba Kozłowski, który będzie mówił nt.:

?OD CHANUKI POPRZEZ  PASTERKĘ DO JORDANU. KRESOWE ŚWIĘTA?.

Spotkanie odbędzie się w Domu Polonii ? Stary Rynek 51 (wejście przez Pub), o godz. 16.30.

Serdecznie zapraszamy!

Katarzyna Kwinecka

ZEBRANIE ZARZĄDU

Informujemy, że kolejne inaugurujące 2017 rok zebranie Zarządu odbędzie się 4 stycznia 2017 r. o godz. 17.00 w naszej siedzibie p. 336 w CK Zamek ul. Św. Marcin 80/82 w Poznaniu.

Wanda Butowska

Śladami Powstania Wielkopolskiego – Lwowiacy uczcili 98 rocznicę Powstania

28 grudnia 2016

Wieczorny spacer po poznańskich śladach  Powstania Wielkopolskiego poprowadził Tomasz Łuczewski.

Powstanie Wielkopolskie

Już w Zamku w oczekiwaniu na komplet grupy zostaliśmy wprowadzeni w zaułki historii rozważając znaczenie wysokości wież górujących nad miastem, na krótko cofnęliśmy się do początków XIX w. nawiązując do  zwycięskiego powstania w 1806 r. następnie zostaliśmy wprowadzeni w sytuację polityczną i klimat w mieście u schyłku 1918 r.

Śladami Powstania Wielkopolskiego - Lwowiacy uczcili 98 rocznicę Powstania

Śladami Powstania Wielkopolskiego - Lwowiacy uczcili 98 rocznicę Powstania

Z Zamku udaliśmy się pod hotel Royal, w którym  od 28 grudnia  1918  do 26 stycznia 1919 r. mieściła się siedziba dowództwa Powstania. Obecnie na ścianie hotelu jest pamiątkowa tablica.

Śladami Powstania Wielkopolskiego - Lwowiacy uczcili 98 rocznicę Powstania

Następnym etapem była ulica Ratajczaka upamiętniająca miejsce pierwszych ofiar Powstania. Tu na miejscu parkingu był budynek policji i stąd pewnie padły strzały. Dalej powędrowaliśmy na Plac Wolności. Na jego płycie na wprost Arkadii jest tablica upamiętniająca miejsce uroczystej przysięgi wojska  powstańczego 26 stycznia 1919 r.

Śladami Powstania Wielkopolskiego - Lwowiacy uczcili 98 rocznicę Powstania

Stąd już tylko dwa kroki do Bazaru, pod którego oknami wszystko się rozgrywało i wszystko się zaczęło, a może wszystko inaczej by przebiegło gdyby Ignacy Jan Paderewski jednak nie przyjechał  do Poznania tak jak chcieli Niemcy utrudniając podróż, a gdyby nie było pułkownika Wade`a, który wymógł przyjazd grożąc skandalem dyplomatycznym, a gdyby polscy pracownicy niższych szczebli nie potrafili wykorzystać swoich możliwości  w ?negocjacjach? przy zdobywaniu urzędów, elektrowni ?

Śladami Powstania Wielkopolskiego - Lwowiacy uczcili 98 rocznicę Powstania

Pan Łuczewski wzbogacił  naszą wiedzę o Powstaniu uzupełniając ją o ciekawe, zdarzenia rozgrywające się poza sceną główną.

Bardzo to była interesująca podróż historyczna i chyba nawet pogoda podobna jak wtedy?

Kto nie był niech żałuje?

tekst: Wanda Butowska, foto: Jacek Behrendt

Opłatek u Lwowiaków

16 grudnia 2016 roku świętowaliśmy w Zamku Boże Narodzenie. W sali Pod Zegarem zebrali się członkowie poznańskiego Oddziału TML i KPW oraz zaproszeni goście. Spotkanie rozpoczął prezes Stanisław Łukasiewicz, który powitał zebranych.

Jasełka

Sala Pod Zegarem

Wieczór uświetniła Maria Chrenowicz Jaskulska

 

 

 

 

 

Dzieci przygotowały panie: Lidia Wawrzyniak i Joanna Zwolińska. Żywiołowe wykonanie kolęd i pastorałek oraz inscenizacji Narodzenia Pańskiego wszystkim bardzo się podobało. Na zakończenie występu mali artyści otrzymali od św. Mikołaja kosze ze słodyczami.
Spotkanie świąteczne umiliła także śpiewaczka Maria Chrenowicz-Jaskulska, w której repertuarze znalazły się nie tylko kolędy, ale także arie z operetek.

 

Wigilijny występ

Wiceprezes Katarzyna KwineckaWażnym punktem programu było wyróżnienie Złotą Odznaką TML i KPW siedmiu osób, które w sposób szczególny zasłużyły się dla Towarzystwa: Maria Golińska bierze czynny udział w pracach Zarządu, obsługuje spotkania środowe w naszej siedzibie, dba o kontakty z innymi organizacjami i stowarzyszeniami (korporacja akademicka, Sybiracy, Katyń), przypomina o ważnych patriotycznych rocznicach; Krystyna Halina Harmacińska zaprzyjaźniona z kresowiakami poznanianka, uczestniczy we wszystkich naszych spotkaniach i przedsięwzięciach organizowanych przez Zarząd; Marek Andrzej Szpytko współorganizuje coroczne wystawy, jest inicjatorem i organizatorem powstania tablicy poświęconej ofiarom ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA, organizuje i przeprowadza prelekcje w poznańskich szkołach na temat historii Kresów, organizuje pomoc dla szkół i szkółek na Kresach, do których własnym transportem dostarcza potrzebne materiały; Małgorzata Grabska-Zuszek bierze czynny udział w życiu Towarzystwa, kolportuje prasę i różne wydawnictwa o tematyce kresowej, czynnie bierze udział w organizowaniu i przebiegu corocznych akcji charytatywnych na rzecz Polaków na Kresach; Maciej Downar-Dukowicz, Krzysztof Kłosowski i Tomasz Łuczewski członkowie-założyciele ruchu społecznego „Pokolenie Milenijne”, który utworzony w 2016 r. w związku z 1050 rocznicą Chrztu Polski m.in. ufundował kopię obrazu Matki Boskiej Łaskawej Królowej Korony Polskiej, którą poświęcił w Katedrze Lwowskiej abp. Mieczysław Mokrzycki Metropolita Lwowski, a 2 października 2016 r. abp Stanisław Gądecki Metropolita Poznański dokonał uroczystego aktu wprowadzenia do Poznania. Kopia obrazu znajduje się w kościele św. Małgorzaty na Śródce w Poznaniu.

Dzielenie się opłatkiemStanisław Łukasiewicz przedstawił przebieg Akcji Charytatywnej „Serce Dla Lwowa”. W tle pokazywane były liczne fotografie wykonane przez Jacka Kołodzieja podczas przygotowywania akcji oraz podczas pobytu we Lwowie i innych miejscowości, do których nasza pomoc trafiła.

Humory dopisywałyPo modlitwie, którą poprowadził ks. kanonik Tadeusz Magas, zebrani podzielili się opłatkiem. Stół ze świątecznymi specjałami cieszył się dużym zainteresowaniem przybyłych na spotkanie kresowiaków. Potrawy szybko znikały. Wszyscy życzyli sobie zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w Nowym 2017 Roku.

Rozmowy kresowiaków

Katarzyna Kwinecka dzieli się opłatkiem

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

tekst: Hanna Dobias-Telesińska, foto: Jacek Kołodziej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

AKCJA CHARYTATYWNA „SERCE DLA LWOWA”

W piątek 2 grudnia wyruszyliśmy z kolejną pomocą dla naszych rodaków do Lwowa i okolic w ramach akcji charytatywnej ?Serce dla Lwowa?. Droga i granica przebiegły sprawnie i w sobotnie przedpołudnie zajechaliśmy do kościoła św. Antoniego na Łyczakowie. Tam sprawnie wyładowaliśmy autobus, bo każdy po takiej podróży marzył już o chwili odpoczynku i objedzie. W niedzielę przystąpiliśmy do segregowania i przygotowywania paczek, by w kolejnych dniach tygodnia sprawnie je rozprowadzać.

Poniedziałek to pierwszy dzień naszej Akcji. Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy do Gródka Jagiellońskiego i Nowego Rozdołu. Po około godzinnej jeździe zajechaliśmy pod kościół parafialny, gdzie po złożeniu paczek ks. Andrzej, proboszcz tamtejszej parafii, przygotował dla nas niezwykłą niespodziankę. W nawie bocznej kościoła czekał na nas zastawiony domowymi wypiekami i kanapkami długi stół, a panie z parafii roznosiły gorący bigos. Mimo wczesnej pory i krótko wcześniej zjedzonego śniadania smakołyki szybko znikały ze stołu. Następnym przystankiem był Nowy Rozdół, a konkretnie Centrum Kulturalno-Oświatowe im. Karoliny Lanckorońskiej. Tam Pani Dyrektor Tatiana Biłyk zaprosiła nas do Sali Tradycji, gdzie opowiadała o szkole, jej uczniach i patronce. Tu należy dodać, że w drodze do szkoły zjedliśmy wspaniały obiad i zwiedziliśmy dawną rezydencję rodziny Lanckorońskich. Niestety niegdyś wspaniały pałac, leżący w przepięknym parku jest obecnie w stanie skrajnej ruiny. Powybijane okna, puste wnęki po popiersiach i figurach, rozpadające się ściany i elementy konstrukcyjne robiły przygnębiające wrażenie. Ale wróćmy do szkoły. Tu kolejną atrakcją była mikołajkowa opowieść w wykonaniu najmłodszych uczniów szkoły. Piękna, mądra opowieść, podana piękną polszczyzną, przeplatana piosenkami i występami, zrobiła ogromne wrażenia na nas i licznie zgromadzonej rzeszy rodziców. Po występach Pani Mirosława Tomecka-Prezes Fundacji ?Wielkie Serce? zaprosiła całą naszą grupę na słodkości wokół choinki, gdzie nie zabrakło wzajemnych serdeczności, gorących rozmów oraz wspomnień i planów związanych z zaproszeniem i planowanym pobytem dzieci z tejże szkoły na naszych majowych uroczystościach w ramach XX Dni Lwowa w Poznaniu. Wieczorem pełni wrażeń wróciliśmy do Lwowa.

Kolejny dzień to wizyta w Pałacu Arcybiskupim i spotkanie z abp. Mieczysławem Mokrzyckim. Tam Prezes Stanisław Łukasiewicz w towarzystwie Katarzyny Kwineckiej v-ce Prezesa TML i KPW oraz członka Stowarzyszenia ?Pokolenie Milenijne? przekazali wykonany przez Jacka Kołodzieja fotoalbum z poświęcenia we Lwowie i wprowadzenia w Poznaniu kopii obrazu Matki Boskiej Łaskawej ze Lwowskiej Katedry. Ksiądz arcybiskup dziękując za tę pamiątkę obiecał odwiedziny i wspólną modlitwę przed tym obrazem w kościele św. Małgorzaty na poznańskiej Śródce.

Następne dni to wizyty harcerzy z paczkami w domach osób, które samodzielnie nie są w stanie ich odebrać oraz praca w bazie, czyli w kościele św. Antoniego, związana z wydawaniem darów osobom po nie się zgłaszającym. Wśród nich proboszczom parafii, które wspomagamy oraz siostrom zakonnym, które na co dzień zajmują się również opieką nad najmniej samodzielnymi i najstarszymi naszymi rodakami. Tradycyjnie też odwiedziliśmy z życzeniami i drobnymi mikołajkowymi słodkościami redakcję Kuriera Galicyjskiego, Federację Organizacji Polskich na Ukrainie oraz Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. Obowiązkowym punktem pobytu jest ceremonia zapalenia zniczy na Cmentarzu Obrońców Lwowa na Łyczakowie. W tym roku również byliśmy na grobie Pani Janiny Zamojskiej, zmarłej w grudniu ubiegłego roku, a którą wcześniej odwiedzaliśmy w jej przepięknym, wypełnionym pamiątkami i historią domu.

W piątkowy wieczór 9 grudnia wyruszyliśmy w drogę powrotną, by we wczesny sobotni poranek dotrzeć do Poznania.

tekst i foto: Jacek Kołodziej