DZIAŁALNOŚĆ OUN WE WRZEŚNIU 1939 R. NA PRZYKŁADZIE POW. PRZEMYŚLANY

Wyszkoleni przez niemiecki Wehrmacht i niemieckie służby policyjne, dywersanci ukraińscy nie mogli pozostać bezczynni na terenie Małopolski Wschodniej w obliczu trwającej wojny. Zgodnie z niemieckim poleceniem, bojówki OUN miały wzniecać zamęt na tyłach armii polskiej, aby osłabić polską obronę.

Kolejny „nóż w plecy” armii walczącej z Niemcami, tym razem w wykonaniu nacjonalistów ukraińskich, nie miał jednak charakteru powszechnego. W niektórych miejscowościach uzbrojeni Ukraińcy rozbroili polską policję i niewielkie oddziały polskiego wojska. Los napadniętych był różny: jedni mogli wrócić do domu, inni zostali zastrzeleni.

Ounowcy czaili się najczęściej w pobliżu tras uciekinierów i luźnych grup żołnierzy, rabując rzeczy osobiste: ubrania, mundury, pieniądze, obrączki, konie oraz broń i amunicję. Napady w pow. przemyślańskim miały miejsce na granicy miejscowości Stók i Świrza, koło Krosienka, w okolicach Borszowa1, Wiśniowczyka i Korzelic.

Nieznane są nazwiska Polaków zabitych podczas tych napadów, pochodzili zwykle z innych terenów kraju, a dowody i legitymacje też im kradziono. Można jedynie przypuszczać, że co najmniej kilkadziesiąt osób straciło życie od ukraińskiego noża czy kuli.

Poniżej podajemy przykłady zachowania się ludności ukraińskiej w pow. Przemyślany (i poza nim), którego świadkami byli miejscowi, a także inne osoby.

„Już w pierwszych dniach września 1939 r., w czasie tej okropnej wojennej szarugi, która spadła na Polskę, widoczne były łuny pożarów tu i ówdzie w okolicy. Słyszało się mrożące krew w żyłach opowiadania wielu osób i uciekinierów… o tym nie potrafię mówić…

Ale w tym czasie zatrzymał się przed naszym domem w cieniu rozłożystej lipy, rozpędzony wóz drabiniasty usłany sianem, na którym leżał straszliwie zmasakrowany człowiek. Skóra na jego rękach była pozdzierana, a rany posypane solą. W tym stanie znajdował się były uczeń mojego dziadka, Jan Pycuś. Od kilku lat miał już swój warsztat pracy, kuźnię w jakieś okolicznej wiosce. Miał też żonę i maleńkiego synka. Teraz ledwo żyjącego Jasia wiózł do szpitala w Przemyślanach jego sąsiad. To co zdarzyło się w domu Pycusia opowiedział nam w wielkim skrócie. Do ich domu wpadło kilku Ukraińców, porwali dziecko z kołyski za nóżki i z rozmachem uderzyli jego głową o ścianę, może nie jeden raz, zabijając maleństwo na miejscu. Następnie zabrali się do rodziców dziecka. Na oczach męża, rżnąc go, maltretowali żonę aż do śmieci, jego zaś „oszczędzili”, aby konał w mękach…

Choć woźnica znów szybko ruszył, bo do miasta było 2 km, Jasio już tam żywy nie dojechał”.

„W drugiej połowie września rodzina nasza zetknęła się z kolejnym bestialstwem. Był zimny, ponury dzień. Późnym popołudniem wujek Władzio poszedł gościńcem na tę część naszych pól, które znajdowały się nad Gniłą Lipą. Usłyszał jakiś jęk, później ponowny. Gdy podszedł bliżej w stronę kartofliska, ujrzał w łętach ciężko poranionego człowieka. Przyniósł go do domu, znacząc drogę stróżką krwi. Ranny został zaraz umieszczony w łóżku, w dużym pokoju przy oknie. Miał cały brzuch porżnięty głęboko w wielu miejscach. Napastnicy pozostawili go żywego, aby konał w mękach. Pamiętam, że wujek na jego widok bardzo żałośnie się rozpłakał.

Ktoś natychmiast pojechał do miasta po lekarza (na rowerze, choć taka jazda była wówczas bardzo niebezpieczna), a ten przybył do nas bardzo szybko. Na łóżku przeprowadził operację, staranie wszystko pozaszywał i zalecił rannemu dłuższy odpoczynek. Tym rannym był porucznik Klaja. Wracał z frontu na południe, aby przejść granicę i niedaleko Przemyślan napadli go jacyś mężczyźni.

Porucznik, miałby w naszym domu serdeczną opiekę, ale on – wierny żołnierz i patriota – wyruszył niebawem nocą, w bandażach, w stronę Rumuni, gdzie tak wielu w tych dniach podążało”. Relacja Władysławy Polakiewicz.

„W Stokach mieszkał nacjonalista ukraiński, wyjątkowy rabuś i morderca. W 1939 roku zastrzelił trzech polskich oficerów idących z Bóbrki do Przemyślan. Ciała oficerów znaleziono w lesie pod gałęziami, ale bez dokumentów i zdaje mi się, również bez mundurów. Nie znam ich nazwisk, ani nazwiska tego bandyty”. Relacja Jacka Lipskiego.

„Rankiem we wrześniu 1939 r., a może było to trochę później, doszliśmy do lasu sąsiadującego – jak się potem okazało – z wioską Leśniki w pow. Brzeżańskim. Usłyszeliśmy strzały, karabinowe i z pistoletów, i pracę silników samochodowych, a do lasu dolatywał dym i swąd spalenizny. Ludność cywilna kryła się na skraju lasu za drzewami. Obserwując wioskę, w grupie naszej nastąpiła konsternacja. Aby poznać prawdę, postanowiliśmy wysłać jednego z nas, znającego dobrze język ukraiński, aby porozmawiał z cywilami i wyjaśnił sytuacje. Miał pójść Rutkowski z Hanaczowa, ale ostatecznie wysłano mnie.

Napotkany chłop nie chciał początkowo rozmawiać, ale po moich utyskiwaniach na Polaków, opowiedział mi w skrócie przebieg wydarzeń. Mianowicie, w nocy przechodziła przez wieś kompania wojska polskiego i „ukraińska partyzantka” ich rozbroiła. Idący za nią pułk wojska natrafił więc na rannych i zastrzelonych żołnierzy. Otoczyli więc wioskę w poszukiwaniu owych „partyzantów”. Ponieważ nikt z winowajców się nie zgłosił, Polacy wypędzili mieszkańców z chat, a zabudowania podpalili. Wróciłem do kolegów i powtórzyłem usłyszane informacje. Ogarnęła ich wściekłość na postępowanie Ukraińców, a my musieliśmy zmienić kierunek marszu, aby nie spotkać się z uzbrojonymi nacjonalistami z Leśnik”. Relacja Karola Wyspiańskiego2.

„We wrześniu 1939 r. Fiederko i inni Ukraincy z Krosienka rozłożyli na drodze przed oddziałem Wojska Polskiego brony polowe, kolcami do góry. Chodziło o utrudnienie marszu i zatrzymanie żołnierzy. Nadchodząca grupa zatrzymała się i nakazała przyglądającym się Ukraińcom przeszkodę usunąć, Ponieważ nie chcieli tego zrobić, nastąpiła wymiana ognia. Pięciu nacjonalistów zginęło. Sam Fiederko został postrzelony w czasie ucieczki w piętę. Kula wyszła mu na podbiciu a później kurował się przez trzy miesiące”. Relacja Eugeniusza Filipczuka.

„Najwcześniejszy mord OUN w Krosienku wykonała w październiku 1943 r. na Stanisławie Kopocińskim, byłym policjancie, w odwecie za jego rzekomą obecność wśród wojska i policji, które wspólnie we wrześniu 1939 r. przepędziły zgraję ukraińskich młokosów, napadających na naszych żołnierzy. Gdy oddziały ich wycofywały się w kierunku Rumunii, trasa ich marszu przebiegała przez Przemyślany. Wiele więc razy młodzi Ukraińcy z Krosienka kryli się w przydrożnych krzakach i na polach ziemniaczanych, oczekując na nadchodzących żołnierzy. Jeśli grupa była nieliczna, wychodzili z ukrycia i grożąc – rozbrajali ich. Widocznie żołnierze powiadomili o tym policję w Przemyślanach.

Mieszkałem w pobliżu miejsca tych wydarzeń i dobrze je widziałem. Obserwowałem również reakcję policji i wojska. Otóż kilkunastu uzbrojonych policjantów i żołnierzy podchodziło chyłkiem rowami przy szosie do miejsca, w którym zaczaili się Ukraińcy. Potem na sygnał wyskakiwali z rowu i z okrzykiem „hurra” biegli w stronę Ukraińców ukrytych w ziemniaczanych łętach. Zaskoczeni amatorzy kradzionej broni uciekali w stronę lasu, policjanci zaś otwierali ogień z broni ręcznej. Zastrzelono wówczas siedmiu Ukraińców w Krosienka. Nikt jednak z naszej wioski nie widział w szturmującej grupie Stanisława Kopocińskiego”. – Relacja Jana Szula.

„Chciałbym opowiedzieć historię Michała Łaby, brata żony Mangija z Krosienka, sołtysa w Siworogach. W czasie jakiejś banderowskiej akcji, może nawet przy napadzie na polską zagrodę, został postrzelony w brzuch i leżał w szpitalu przemyślańskim. W tym samym pokoju leżał mój kolega Szczepan Filipczuk. Matka Szczepana odwiedzała go w szpitalu, a syn przekazywał jej to co słyszał od Łaby.

Otóż ten Łaba z jakimś porucznikiem ukraińskim z Przemyślan, a zapewne też z innymi nacjonalistami, napadał w 1939 roku na polskich oficerów, a po zastrzeleniu uch odżynał im palce i zdejmował pierścionki. Łaba bardzo teraz tego żałował i w czasie tej „spowiedzi” płakał jak dziecko, oskarżając się o swoje czyny – i po co mi to było – lamentował – Jaka wieczność mnie czeka? Może na tych oficerów czekały ich żony i dzieci? I tak jak ja zostawię żonę i dzieci! Michał Łaba zmarł w szpitalu, w wieku 28 lat. Filipczuk i Łaba pochowani zostali jednego dnia – 8 grudnia 1943 r.” Relacja Stanisława Kunickiego.

Bracia Bodnarowie z Borszowa zastrzelili kilku polskich żołnierzy, którzy, szli szosą w kierunku Rohatyna, a ich broń i mundury przechowywali w domu”.

Wkraczające oddziały sowieckie Ukraińcy witali chlebem i solą, a nad drogami ich przejazdu budowali powitalne bramy z portretami Stalina. Takie bramy postawili też w Przemyślanach i w Świrzu.

Przed zajęciem Małopolski Wschodniej przez wojska sowieckie, większość aktywistów OUN przedostała się na tereny zajęte przez Niemców, niektórzy w ramach wymiany ludności jako volksdeutche, a część przez „zieloną granicę”. Pod okupacją sowiecką pozostały raczej „płotki”, a bardziej znaczące osoby przeszły do podziemia, skąd nadal prowadziły działalność antypolską. Taką bowiem możliwość stworzyli im „wyzwoliciele”, preferując obecność Ukraińców na czele dostępnych im instytucji. Jedną z nich był samorząd wiejski i miejscowa milicja.

Przemyślany należały wówczas do woj. Tarnopolskiego. Podobnych przypadków nie brakowało także w innych powiatach naszego województwa i na całym terenie Małopolski Wschodniej.

A potem były jeszcze masowe rzezie Polaków i zagłada całych osiedli.

1 Borszów – wieś w pow. Przemyślańskim, nie mylić z Borszczowem – miastem powiatowym woj. Tarnopolskiego – przyp.red.

2 Autor relacji był członkiem kompanii Obrony Narodowej pilnującej porządku na terenie powiatu brzeżańskiego i przemyślańskiego. Opisywane wydarzenie miało miejsce już po rozformowaniu Obrony Narodowej i zwolnieniu jej członków ze służby i powrotu do domów.

Irena Kotowicz

Warszawa

WYCIECZKA DO MUZEUM KRESÓW W BRZEGU

Z okazji XXXV-lecia naszego Oddziału 7 września br. (sobota) odbędzie się wycieczka do Muzeum Kresów w Brzegu. Muzealników i ich prace poznaliśmy w październiku ubiegłego roku na Dniu Jedności Kresowian. Z okazji naszego jubileuszu, a także z zaproszenia ze strony muzeum, zarząd postanowił o zorganizowaniu „rewizyty”.

Związku z wysokim kosztem wynajęcia autokaru, jedziemy pociągiem, który ma dogodne połączenie z Brzegiem.

Wyjazd z Poznania o godz. 7:00 , o godz. 8:56 jesteśmy we Wrocławiu, gdzie przesiadamy się o godz. 9:57 na pociąg do Brzegu. W przerwie idziemy zwiedzić nowo odsłonięty pomnik Żołnierzy Wyklętych k. dworca. Na miejscu w Brzegu jesteśmy o godz. 10:32

Zwiedzamy Muzeum, miasto Brzeg, oraz planujemy spotkanie z miejscowym oddziałem TMLiKPW

Powrót:

z Brzegu wyjazd 17:51, w Poznaniu jesteśmy 21:20

Wszystkie pociągi są pociągami osobowymi Regio

Uwagi:

– Bilety na pociąg kupuje każdy sam we własnym zakresie, oczywiście istnieje także możliwość dojazdu środkiem własnym. Bilety radzimy zakupić z kilkudniowym wyprzedzeniem. Bilet kupuje się jeden Poznań-Brzeg w nim jest zawarta przesiadka. Jest to bilet Regio. Osoby powyżej 60 lat kupują bilet ze zniżką 25%

– Obiad: każdy zamawia we własnym zakresie, ale chcemy zamówić stolik/stoliki na miejscu w restauracji – osoby chętne na wspólny obiad prosimy o zgłoszenie się do kol. Igora Meggera do 4 września, telefonicznie lub w biurze.

Serdecznie zachęcamy do zabrania ze sobą osób towarzyszących, małżonków, dzieci, przyjaciół. Z racji, że jedziemy pociągiem na własny koszt liczba miejsc jest nieograniczona, natomiast ze względów czysto organizacyjnych prosimy o zgłoszenie chęci wyjazdu do kol. Igora Meggera do 4 września, telefonicznie 728-252-793 lub w biurze. Do niego proszę także kierować wszelkie pytania, oraz zapisy na wspólny obiad.

Serdecznie zachęcamy do wyjazdu także dla tego, że Muzeum jest naprawdę warte polecenia, jest to jedno z dwóch dużych muzeów kresowych w Polsce, oraz okazja do bliższego zaprzyjaźnienia się naszego środowiska.

Planujemy także wyjazd do „Dworu Kresowego” w Kuklówce Radziejowskiej k. Warszawy, wyjazd, już autokarem-busem, planujemy na 29 października, o tym wyjeździe w następnych komunikatach.

Z koleżeńskim pozdrowieniem

Igor Megger. Michał Wojtasiak

NOWY – 166 – NUMER “GŁOSÓW PODOLAN” – JUŻ DOSTĘPNY

Szanowni Państwo

Serdecznie zapraszamy do lektury nowego 166 numeru kwartalnika „Głosy Podolan” biuletynu poznańskiego oddziału TMLiKPW poświęconego tylko i wyłącznie byłemu województwu tarnopolskiemu, wraz ze stronami poświęconymi działalności poznańskiego oddziału TMLiKPW.

W numerze 166 :

Józef Zbigniew SIEGEL – Saga rodziny Siegelów (cz. IX )

Jerzy STOPA Wspomnienia – cz. III ostatnia (Tarnopol)

Igor MEGGER – Nasza „Pani Tarnopolska” w Poznaniu (cz. II – ostatnia)

Jan DREWNIAK Wspomnienia (cz. I) (Postołówka)

Władysław SZAFER Roślinność Miodoborów

Dymytro POLUCHOWICZ Zagadkowa Aniela i koło zębate (Czortków)

Natalia ALEKSIUN Podolanie „Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata” cz.XII – Rodzina Duszczaków (Trembowla)

Karolina DZIĘCIOŁOWSKA Podolanie „Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata” cz. XIII – Rodzina Ferenców (Mikulińce pow. Tarnopol)

Jerzy MILLER Zapomniani pisarze z Podola cz. XII – Józef Lipiński

Janina STADNIK XXXVII Tarnopolski Zjazd Kresowian w Nysie

Hanna DOBIAS-TELEŚIŃSKA Obchody 35-lecia poznańskiego oddziału TMLiKPW

REDAKCJA Aktualności z Podola oraz z życia Podolan w kraju

Igor MEGGER Zmarł Tadeusz Jóźków , Zmarł Józef Wysoczański

Irena MOSELIANI Wspomnienia Ireny Moseliani – wnuczki Stefana Wiśniewskiego

Stefan WIŚNIEWSKI Ukraina (Wiersz)

Osoby zainteresowane wersją papierową, oraz prenumeratą prosimy o kontakt pod nr 728-252-793, lub na adres E-Mail igor_mode@wp.pl. Wersja cyfrowa jest bezpłatna.

Wersja elektroniczna znajduje się także pod adresem Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej:

https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/640492/edition/550706/content

Serdecznie zapraszamy do nadsyłania materiałów do następnych numerów- wspomnień, refleksji, artykułów historycznych, pożegnań.

W imieniu redakcji „Głosów Podolan” – Igor Megger Redaktor Naczelny

SPOTKANIE Z JERZYM MOROZEM

Na ostatnim środowym spotkaniu wysłuchaliśmy wspomnień p. Jerzego Moroza (urodzony w Brzuchowicach k. Lwowa – teraz zamieszkały w Szamotułach).

Obejrzeliśmy bardzo ciekawy film ze wspomnieniami p. Moroza zrealizowany przez TVP Szczecin. Oczywiście to była pigułka – nie sposób oddać wszystkich sytuacji w krótkim filmie – Pan Jerzy dopowiadał, rozwijał niektóre wątki z opowieści. Wydaje się, że „materiału” starczyłoby na pełnometrażowy film akcji. Byliśmy wzruszeni, Pan Jerzy również był wzruszony przywołując pamięć tych wszystkich, chwilami niewyobrażalnych zdarzeń, kiedy musiał razem z mamą ukrywać się i uciekać przed coraz to innym wrogiem, i jak podkreśla, nie można ludzi klasyfikować wg kryteriów narodowych – w trudnych sytuacjach człowieczeństwo przeważnie nie ma narodowości.

Dowiedz się więcej

SPOTKANIE W CENTRALNYM MUZEUM JEŃCÓW WOJENNYCH W ŁAMBINOWICACH

 Pozwalam sobie wysłać informację i zaproszenie na moją prelekcję w Centralnym Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach (woj.opolskie) we środę 4 IX 2024 o godz. 17:oo. Prelekcja jest pokłosiem napisanej i wydanej przeze mnie (w 2023r.) książki pt. “Stryj Michał.100 lat w listach. Domaradzcy”. Tytułowy bohater to brat mojego dziadka. Obaj oni urodzeni na Kresach, na Podolu, w Chłopówce pod Chorostkowem. Pośród wątków kresowych, emigracyjnych do Ameryki Pn.; jest w życiorysie Stryja Michała także wątek jeniecki. Stąd miejsce prelekcji.

Z poważaniem

Jerzy Okrzesa

Dowiedz się więcej

WSPOMNIENIA JERZEGO MOROZA

Szanowni Państwo,

w najbliższą środę – 7 sierpnia – o godz. 16.00 w naszej siedzibie, t.j. CK ZAMEK ul. Św. Marcin 80/82 w Poznaniu, pok. 336, pan Jerzy Moroz podzieli się swoimi wspomnieniami.

Zapraszamy serdecznie

Z pozdrowieniami

wiceprezes Wanda Butowska